PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM!!!
-Mam was prosić na kolanach?- zapytał starszy Winiarski.
-A zrobisz to?- rzuciłam mu wyzwanie. Michał spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale też pewnością siebie w oczach. Padł przede mną na kolana i powiedział:
-O moja ulubiona sąsiadko, proszę!- zaczęłam się śmiać. W pewnym momencie zabrakło mi tchu. Mina Miśka jest po prostu nie do opisania. Prawie turlałam się ze śmiechu, ale w końcu udało mi się uspokoić. Wymieniłam z Filipem porozumiewawcze spojrzenia i znałam już odpowiedź.
-Bawcie się dobrze- powiedziałam z szerokim uśmiechem. Winiarski poderwał się z kolan i zaczął mnie ściskać. Wywołało to, po raz kolejny, mój wybuch śmiechu. Kiedy już Michał opanował swoją radość, razem z Filipem poszłam na górę do jego pokoju. Chłopak podniósł laptopa, zaczął coś klikać, grzebać i odezwał się po chwili:
-Chodź tu.
-Po co?- zapytałam zaskoczona.
-No chodź- mruknął i pociągnął mnie za rękę, w wyniku czego wylądowałam obok niego na łóżku. Spojrzałam na ekran laptopa, na którym widniało okno Skype.- Dzwonimy do Kuby?
-Jasne!- pisnęłam szczęśliwa. Już po chwili na ekranie widniała uśmiechnięta twarz naszego przyjaciela. Rozmawialiśmy przez jakąś godzinę. Potem musiałam razem z całą rodzinką zbierać się do domu.
31 grudnia 2015,
Musimy zrobić porządne zakupy składające się ze słodyczy, chipsów i tym podobnych. Inaczej to nas zjedzą.
Taki Sms obudził mnie o szóstej rano. Jego autorem był Filip. Odpisałam mu tylko:
Masz rację. Ale musiałeś mnie z tego powodu budzić?!
Wiadomość zwrotna przyszła praktycznie w tej samej chwili.
Nie moja wina, że się stresuję i nie mogę spać!
Zaśmiałam się tylko po przeczytaniu tego i nic nie odpisałam, ponieważ zasnęłam. Obudziłam się ponownie o ósmej. Na ekranie telefonu widniała nowa wiadomość od Filipa:
Pewnie zasnęłaś, więc informuję- o 10 idziemy na zakupy.
Odpisałam mu:
Nie chce mi się...
Po wysłaniu wiadomości wyszukałam ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, uczesałam i pociągnęłam rzęsy tuszem. Wróciłam do pokoju po telefon, na którym widniała kolejna wiadomość:
Ja Cię kochana nie pytam, czy ty chcesz, czy nie chcesz. To była informacja. Będę po Ciebie o 10 :*
Westchnęłam głośno i nic nie odpisałam.
Siedziałam w salonie na kanapie razem z całą rodzinką i oglądałam telewizję. Dochodziła dziesiąta, ale ja nie miałam siły ruszać się z miejsca i chciałam się jakoś wymigać od tych zakupów. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę- powiedział tata i wstał. Usłyszałam, że się z kimś wita. Po chwili do salonu wszedł Filip.
-Zbieraj się- polecił mi.
-Nie chce mi się- mruknęłam nie odrywając wzroku od telewizora.
-Ja nie pytam, czy ci się chce. Ja cię informuję, że już idziemy- usłyszałam w odpowiedzi. Odwróciłam głowę w jego stronę. Chłopak szeroko się uśmiechał i czekał, aż wstanę i pójdę z nim na te zakupy.
-Nie mam siły się ruszyć, nigdzie nie idę- powiedziałam pewnie.
-Tak ci się tylko wydaje- odpowiedział Filip, po czym podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.
-Mogę wiedzieć, co ty robisz!!?- pisnęłam odruchowo zaplatając ręce na szyi chłopaka.
-Pomagam ci się ruszyć- odparł ze śmiechem. Usłyszałam, jak mama i tata również zaczęli się śmiać. Filip postawił mnie w korytarzu na podłodze, zdjął z wieszaka moją kurtkę. Wyciągnął z rękawa szalik i zawinął mi go na szyi.
-Co ty robisz?!- zapytałam po raz kolejny zaskoczona jeszcze bardziej, niż wcześniej.
-Ubieram cię, bo się strasznie leniwa zrobiłaś- powiedział i posłał mi szeroki niewinny uśmiech. Westchnęłam tylko, ale kąciki moich ust również uniosły się do góry. Wzięłam z rąk chłopaka moją kurtkę, ubrałam ją, poprawiłam szalik, ubrałam buty i byłam gotowa.
-Wychodzę!- krzyknęłam, kiedy miałam już zapakowane w kieszeniach telefon i portfel.
-Dobrze!- odkrzyknął tata, więc wyszłam z Filipem z domu. Ruszyliśmy na zakupy, cały czas się przy tym śmiejąc i rozmawiając.
-Wiesz, nie myślałem, że przychodząc po ciebie będę musiał posuwać się do tak radykalnych metod- stwierdził w pewnym momencie chłopak.
-A ja dziwię się, że kręgosłup ci nie trzasnął- odpowiedziałam.
-Proszę cię. Leciutka jesteś- powiedział Filip.
-Jasne. Mam lustro w domu. Nawet więcej niż jedno- prychnęłam.
-I co takiego one ci pokazują?- zapytał i zaczął iść tyłem tak, że mógł spojrzeć mi prosto w oczy.
-Prawdę- odpowiedziałam krótko.
-Och, błagam. Przecież jesteś chudziutka! Mógłbym cały czas cię nosić na rękach i w życiu by mi się nie znudziło!- stwierdził chłopak, na co ja lekko się uśmiechnęłam. Tak tylko troszeczkę!
-Miałbyś przynajmniej doborowe towarzystwo- odpowiedziałam, na co oboje zaczęliśmy się śmiać. Dotarliśmy do sklepu, gdzie zrobiliśmy zakupy. Na miejscu ustaliliśmy, że na kolację zaserwujemy naleśniki z czekoladą i owocami. Do tego wzięliśmy różne inne przekąski.
Koło szesnastej rodzice szykowali się już do wyjścia. Tata brał prysznic, a mama siedziała w sypialni przy toaletce i się denerwowała.
-Może ci pomóc?- zapytałam wchodząc do pomieszczenia.
-Mogłabyś? Nie mogę ich dzisiaj okiełznać- powiedziała przeczesując ręką włosy.
-Oczywiście. Będziesz dziś wyglądała jak milion dolarów- stwierdziłam, po czym zamknęłam drzwi do sypialni na klucz.
-Co robisz?
-Spokojnie mamo. Jesteś w dobrych rękach- powiedziałam i zajęłam się fryzurą a następnie makijażem mamy. Moim skromnym zdaniem wyglądała obłędnie. Włosy sięgające go ramion były wyprostowane i rozpuszczone, a część z nich podpięta. Makijaż natomiast idealnie konturował twarz oraz powiększał oczy. Do tego sukienka i szpilki idealnie się komponowały.
-Jesteś niesamowita- wyszeptała mama stojąc przed lustrem.
-Dzisiaj, to ty jesteś niesamowita- odpowiedziałam, po czym wskazałam ręką na swoje legginsy i zwykłą bluzkę.
-Dziękuję, że zgodziłaś się zająć chłopakami- uśmiechnęła się mama.
-Nie ma najmniejszego problemu. Tak rzadko gdziekolwiek wychodzicie. A dzisiaj macie okazję się wybawić, więc proszę nie wracać przed piątą- odpowiedziałam, co wywołało nasz śmiech.
-Właśnie, zapomniałam ci powiedzieć! Wracamy dopiero jutro. Miguel przeniósł imprezę do jakiegoś małego hotelu prowadzonego przez jego znajomych, więc wszyscy mają zapewniony nocleg.
-No to jeszcze lepiej! Bawcie się do woli- powiedziałam i ją przytuliłam. Zeszłyśmy razem na dół, skąd tata od kilku minut krzyczał, że do tego hotelu jest kawałek drogi i że mama ma się pospieszyć, i tak dalej.
-No nareszcie ileż można cze- zaczął tata patrząc na zegarek, ale urwał, kiedy zobaczył mamę. Szeroko się uśmiechnął, podszedł do niej, wyszeptał na ucho- Ślicznie wyglądasz, kochanie- pocałował w policzek i obrócił ją wokół własnej osi.
-Dziękuję- odpowiedziała ze śmiechem mama. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a do domu od razu, bez przywitania wszedł Oliwier i zaczął zdejmować buty. Ma to po Miśku, wszędzie czuje się jak u siebie. Filip razem z Michałem wprowadzili wózek z Antkiem po schodach, a Dagmara podała mi sporych rozmiarów torbę.
-Są tam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy- powiedziała.
-Kochanie, prosiłem żebyś zostawiła tą torbę! Przecież bym ją przyniósł!- oburzył się Misiek.
-Daj spokój- poprosiła Dagmara. Michał tylko się uśmiechnął. Ja w międzyczasie odstawiłam torbę na bok i zaczęłam zdejmować Antkowi kurtkę, żeby się nie zgrzał.
-Poradzicie sobie?- zapytał tata.
-Tak- odpowiedział Filip.
-Na pewno?- dopytywali się.
-Tak- powiedziałam tym razem ja.
-Ale..- zaczął Michał, a ja nie wytrzymałam. Odsunęłam się od wózka, podeszłam do drzwi, delikatnie wypchnęłam wszystkich na zewnątrz i powiedziałam:
-Tak, poradzimy sobie. Tak, jeśli coś się stanie będziemy dzwonić. Bawcie się dobrze i nie przedłużajcie. Macie wolną całą noc, a marnujecie czas dopytując się, czy damy sobie radę!
-No dobrze! Idziemy!- odpowiedział Michał.
-Chociaż raz się z tobą zgadzam- zaśmiałam się i krzyknęłam- Miłej zabawy!- po czym zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek i odwróciłam się w stronę Filipa.
-Damy radę?- zapytał chłopak patrząc na mnie ze zwątpieniem w oczach.
-A mamy inne wyjście?- odpowiedziałam pytaniem.
-No nie.
-No właśnie.
-To będzie długa noc- westchnął.
Początek wieczoru był całkiem spokojny. Arek i Olek bawili się klockami lego. Tymek i Antek spali w wózkach w kuchni. Ja robiłam ciasto do naleśników, a Filip kroił owoce. Koło dziewiętnastej zaczęłam smażyć placki, więc wygoniłam z pomieszczenia Filipa razem z wózkami. Po pół godzinie na stole stał talerz z górą naleśników, owoce, nutella, dżemy i cukier puder. Zawołałam chłopaków na kolację. Po posiłku wysyłałam ich kolejno do kąpieli. Najpierw Olka, któremu pomógł Filip. Następnie Arka, któremu pomogłam ja. Potem trzeba było wykąpać Tymka. Przygotowałam wodę w specjalnej wanience. Kąpiele były czymś, co ten maluch uwielbia najbardziej na świecie. Antek leżał w wózku i jadł swoje stopy, a Filip stał obok mnie i mi się przyglądał.
-Pomożesz mi?- zapytałam.
-Ale...
**************************
Heyka!
Chcę, abyście to przeczytali:
Rozdział pojawił się z opóźnieniem, to prawda. Nie będę tłumaczyć dlaczego tak się stało, ponieważ są to sprawy rodzinne. Ten i następny rozdział (następny w szczególności) są przełomowymi. Pracowałam nad nimi bardzo długo, ponieważ muszą być dopracowane.
Chciałam pozdrowić anonima, który pod ostatnim rozdziałem napisał komentarz o treści: "Halo gdzie jest kolejny rozdział?". Być może nie miałeś/miałaś nic złego na myśli, ale ja odebrałam ten komentarz zupełnie inaczej.
Zawsze myślałam, że wszyscy macie świadomość, że nie jestem maszyną i w każdy rozdział wkładam mnóstwo pracy.
Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca.
Pozdrawiam, Dream <3 :*
P.S. Zedytowałam i powinno być już wszystko widać. Przepraszam, ale nie wiem skąd te problemy :/
środa, 31 sierpnia 2016
niedziela, 28 sierpnia 2016
Rozdział 43
Czekałam z wyciągniętą ręką, licząc, że chociaż któraś z zawodniczek zachowa się normalnie. Pomyliłam się jednak i wszystkie przeciwniczki odeszły od siatki. Podszedł wówczas ich trener.
-Przepraszam- powiedział i uścisnął dłoń najpierw mi, a potem reszcie dziewczyn. Nagrodę MVP dostała Julka. Zasłużyła sobie, ponieważ to, co ta dziewczyna wyprawiała dzisiaj na boisku, to szok normalnie. Następnie wróciłyśmy z dziewczynami do szatni, gdzie się przebrałyśmy. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Gdzie jesteś? Czekam pod halą- usłyszałam głos taty.
-Już idę- powiedziałam i zakończyłam połączenie.- Dobra dziewczynki, ja muszę się zbierać- odezwałam się i zaczęłam żegnać z każdą.
-A co, twój chłoptaś czeka?- zapytała Julka.
-Nie, tata- zaśmiałam się i wyszłam z szatni.
-Dobra, dobra!- usłyszałam jeszcze krzyk Juli. Skwitowałam to tylko cichym śmiechem, owinęłam szalik mocniej wokół szyi i wyszłam z hali. Wzrokiem odszukałam samochód taty i szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku. Śnieg delikatnie prószył i przyjemnie trzeszczał pod stopami. Wrzuciłam torbę do bagażnika i wsiadłam do auta.
-Hej tato- powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć. Gratulacje- odpowiedział.
-Dziękuję.
-Jestem z ciebie dumny- dodał, nie ruszając z parkingu.
-Dlaczego?- zapytałam zaskoczona, nie wiedząc, co ma na myśli.
-Na koniec meczu pod siatką świetnie się zachowałaś- wyjaśnił tata.
-Przeciwnika należy szanować, jakikolwiek by nie był- powiedziałam.
-Święta prawda. Ale pamiętaj, nie wolno się go bać- pouczył mnie.
-Strach potrafi sparaliżować i odebrać możliwość spełnienia marzeń.
-Niestety- zakończył tata i pojechał do domu.
24 grudnia 2015
W domu od samego rana panuje ogromne zamieszanie. Tata i Arek ubierają choinkę, a ja razem z mamą szykujemy potrawy wigilijne. W międzyczasie na zmianę zajmujemy się Tymkiem. Ale mały chyba wie, że w domu jest strasznie dużo roboty, bo prawie cały czas śpi jak aniołek. Wczoraj wieczorem razem z tatą i Arkiem wieszałam lampki przed domem. Wyszło bajecznie. A teraz razem z mamą robimy sałatki i mnóstwo innych rzeczy. O 18 wszystko jest już gotowe. Idę na górę przebrać się w czarną, lekko rozkloszowaną sukienkę i baleriny. Włosy zostawiam rozpuszczone, a rzęsy pociągam tuszem. Dorysowuję jeszcze kreski i jestem gotowa. Schodzę na dół, gdzie są już wszyscy oprócz taty. Kiedy i on do nas dołącza, siadamy przy stole. Najpierw odmawiamy modlitwę. Następnie składamy sobie życzenia.
-Życzę ci córeczko, żebyś zawsze była szczęśliwa i uśmiechnięta- zaczął tata.- Spełnij wszystkie swoje marzenia i nie pozwól sobie wmówić, że ktoś jest lepszy od ciebie. Życzę ci również dostania się do reprezentacji. A po za tym, to zdrowia, bo jest ono bardzo ważne- zakończył.
-A ja ci życzę uśmiechu, radości, zdrowia oczywiście oraz żebyś odnosił jak najwięcej sukcesów. I żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia- powiedziałam, po czym mocno go przytuliłam. Kiedy już złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia, usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Były to pierwsze tak magiczne święta w moim życiu. Do tej pory byłam tylko ja i babcia. Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Dostałam to, o co wcześniej prosiłam, czyli nową torbę treningową i buty. Cały wieczór spędziliśmy razem i to najważniejsze.
28 grudnia 2015
Weszłam na halę, ponieważ za kwadrans zaczynam trening. szybko się przebrałam i razem z dziewczynami ruszyłam na salę.
-Cześć dziewczyny!- krzyknął trener.
-Dzień dobry- odpowiedziałyśmy chórem.
-Chciałbym wam przedstawić pana Mikołaja Kwiatkowskiego, który jest trenerem reprezentacji juniorek- powiedział trener.
-Dzień dobry- powiedział pan Mikołaj.- Nie wiem, czy domyślacie się, z jakiego powodu tu jestem. Już wyjaśniam. W piątek zapadła ostateczna decyzja, które zawodniczki trafią do szerokiej kadry i przyjadą na zgrupowanie w styczniu. Mam przyjemność ogłosić, że z Bełchatowa dostały się aż trzy zawodniczki- usłyszałyśmy, na co wymieniłyśmy zaskoczone spojrzenia.- Libero Julia Nowacka, środkowa Marta Krasowska oraz, co chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, atakująca Kamila Wlazły. Gratuluję- zakończył, a my pisnęłyśmy ze szczęścia i zaczęłyśmy się ściskać i tańczyć z radości. Obaj trenerzy zaczęli się śmiać na ten widok.
-Skoro się tak cieszycie, to chyba powinienem odwołać dzisiejszy trening, co?- zaśmiał się trener.
-Nie myślałam, że ma pan tak genialne pomysły!- stwierdziła Aga, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
-Lećcie do domów, widzimy się pojutrze- powiedział trener z szerokim uśmiechem. Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Już po chwili wszystkie przebierałyśmy się w szatni. Kiedy byłam już gotowa, ubrałam kurtkę, zarzuciłam torbę na ramię, pożegnałam się z dziewczynami, po czym wyszłam z szatni. Z szerokim uśmiechem na ustach maszerowałam do wyjścia. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam to wykrzyczeć całemu światu. Zauważyłam, że przede mną idzie Filip. Pewnie też jest już po treningu. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i ruszyłam w jego stronę.
-Cześć!- powiedziałam szczęśliwa.
-O, hej- odpowiedział chłopak z uśmiechem.- Coś ty taka szczęśliwa?
-Mam swoje powody do radości- odparłam.
-Mam nadzieję, że jestem jednym z nich.
-Niestety, nie tym razem. Dostałam się do reprezentacji!- pisnęłam szczęśliwa i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Ten mocno mnie przytulił i zaczął się kręcić. Tak mocno, że moje nogi wisiały sobie gdzieś tam, w powietrzu. Śmiałam się jak opętana, a kiedy Filip odstawił mnie na ziemię i szepnął na ucho:
-Gratuluję- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odpowiedziałam.
-Dziękuję- po czym ruszyliśmy w stronę naszego osiedla.
Na miejscu byliśmy jakiś kwadrans później. Mięliśmy się żegnać, kiedy otworzyły się drzwi domu Winiarskich i Misiek krzyknął:
-Chodźcie tutaj! Tylko szybko, bo pizga!- miał rację. Od kilku minut strasznie wiało. Weszliśmy więc do środka i szybko zdjęliśmy kurtki. Weszliśmy do salonu, gdzie siedzieli tata, mama, Daga, Misiek i Tymek, który spał w wózku.
-Dostałam się do reprezentacji!- pisnęłam szczęśliwa, ale na tyle cicho, by nie obudzić małego. Tata poderwał się jako pierwszy i mocno mnie uściskał.
-Jestem z ciebie dumny- wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam, że chyba zaraz się rozryczę, ze szczęścia oczywiście. Następnie uściskała mnie mama.
-Gratuluję słoneczko- powiedziała.
-Dziękuję.
-Wreszcie przynosisz jakieś dobre wiadomości. A nie, tylko MVP albo wygrany mecz- stwierdził Michał.
-Ja bynajmniej dostaję MVP- odpyskowałam z szerokim uśmiechem.
-Proszę nie podskakiwać!- oburzył się Michał, ale uśmiech czający się w kącikach jego ust go zdradził i już po chwili zostałam wyściskana przez starszego Winiarskiego.
-Gratuluję. To duży sukces- powiedziała Dagmara i również mnie przytuliła, kiedy jej mąż raczył mnie puścić.
-Dziękuję- odpowiedziałam.
-Ale my was tu ściągnęliśmy w innym celu- odezwał się Michał.
-Nie wątpię- mruknął Filip.
-Może najpierw posłuchacie, co chcemy wam powiedzieć?- zapytał Winiar.
-Ja chcę na samym początku zaznaczyć, że to był pomysł tych dwóch panów- powiedziała Dagmara wskazując na swojego męża i na mojego tatę.
-A więc tak- zaczął Michał, ale Filip znowu mu przerwał.
-Nie zaczyna się zdania od 'a więc'.
-Dasz mi coś powiedzieć?!- oburzył się starszy Winiarski.
-Ciszej, bo mi dziecko obudzisz- ofuknął go tata.
-Sorry. Sprawa przedstawia się tak. Falasca organizuje sylwestra. Zapowiada się naprawdę spora impreza. Dostaliśmy na nią zaproszenie. I chcieliśmy was zapytać, czy bylibyście na tyle wspaniali i zajęli się chłopakami?- zapytał Michał.
-Jak na mój gust, to powinieneś się spytać Kamili, czy zajmie się pięcioma chłopakami- stwierdziła Daga, na co wszyscy zaczęli się śmiać, a Filip zareagował rozbawionym:
-Ejjj!!!
-To jak będzie?- dopytywał Michał.
-No wiesz...- zaczęłam.
-To trudna sprawa- rzucił Filip.
-Mam was prosić na kolanach?- zapytał starszy Winiarski.
-A zrobisz to?- rzuciłam mu wyzwanie.
**********************
Przedstawiam 43 rozdział.
Tyle.
Do następnego, Dream <3 :*
Next we wtorek.
-Przepraszam- powiedział i uścisnął dłoń najpierw mi, a potem reszcie dziewczyn. Nagrodę MVP dostała Julka. Zasłużyła sobie, ponieważ to, co ta dziewczyna wyprawiała dzisiaj na boisku, to szok normalnie. Następnie wróciłyśmy z dziewczynami do szatni, gdzie się przebrałyśmy. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Gdzie jesteś? Czekam pod halą- usłyszałam głos taty.
-Już idę- powiedziałam i zakończyłam połączenie.- Dobra dziewczynki, ja muszę się zbierać- odezwałam się i zaczęłam żegnać z każdą.
-A co, twój chłoptaś czeka?- zapytała Julka.
-Nie, tata- zaśmiałam się i wyszłam z szatni.
-Dobra, dobra!- usłyszałam jeszcze krzyk Juli. Skwitowałam to tylko cichym śmiechem, owinęłam szalik mocniej wokół szyi i wyszłam z hali. Wzrokiem odszukałam samochód taty i szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku. Śnieg delikatnie prószył i przyjemnie trzeszczał pod stopami. Wrzuciłam torbę do bagażnika i wsiadłam do auta.
-Hej tato- powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć. Gratulacje- odpowiedział.
-Dziękuję.
-Jestem z ciebie dumny- dodał, nie ruszając z parkingu.
-Dlaczego?- zapytałam zaskoczona, nie wiedząc, co ma na myśli.
-Na koniec meczu pod siatką świetnie się zachowałaś- wyjaśnił tata.
-Przeciwnika należy szanować, jakikolwiek by nie był- powiedziałam.
-Święta prawda. Ale pamiętaj, nie wolno się go bać- pouczył mnie.
-Strach potrafi sparaliżować i odebrać możliwość spełnienia marzeń.
-Niestety- zakończył tata i pojechał do domu.
24 grudnia 2015
W domu od samego rana panuje ogromne zamieszanie. Tata i Arek ubierają choinkę, a ja razem z mamą szykujemy potrawy wigilijne. W międzyczasie na zmianę zajmujemy się Tymkiem. Ale mały chyba wie, że w domu jest strasznie dużo roboty, bo prawie cały czas śpi jak aniołek. Wczoraj wieczorem razem z tatą i Arkiem wieszałam lampki przed domem. Wyszło bajecznie. A teraz razem z mamą robimy sałatki i mnóstwo innych rzeczy. O 18 wszystko jest już gotowe. Idę na górę przebrać się w czarną, lekko rozkloszowaną sukienkę i baleriny. Włosy zostawiam rozpuszczone, a rzęsy pociągam tuszem. Dorysowuję jeszcze kreski i jestem gotowa. Schodzę na dół, gdzie są już wszyscy oprócz taty. Kiedy i on do nas dołącza, siadamy przy stole. Najpierw odmawiamy modlitwę. Następnie składamy sobie życzenia.
-Życzę ci córeczko, żebyś zawsze była szczęśliwa i uśmiechnięta- zaczął tata.- Spełnij wszystkie swoje marzenia i nie pozwól sobie wmówić, że ktoś jest lepszy od ciebie. Życzę ci również dostania się do reprezentacji. A po za tym, to zdrowia, bo jest ono bardzo ważne- zakończył.
-A ja ci życzę uśmiechu, radości, zdrowia oczywiście oraz żebyś odnosił jak najwięcej sukcesów. I żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia- powiedziałam, po czym mocno go przytuliłam. Kiedy już złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia, usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Były to pierwsze tak magiczne święta w moim życiu. Do tej pory byłam tylko ja i babcia. Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Dostałam to, o co wcześniej prosiłam, czyli nową torbę treningową i buty. Cały wieczór spędziliśmy razem i to najważniejsze.
28 grudnia 2015
Weszłam na halę, ponieważ za kwadrans zaczynam trening. szybko się przebrałam i razem z dziewczynami ruszyłam na salę.
-Cześć dziewczyny!- krzyknął trener.
-Dzień dobry- odpowiedziałyśmy chórem.
-Chciałbym wam przedstawić pana Mikołaja Kwiatkowskiego, który jest trenerem reprezentacji juniorek- powiedział trener.
-Dzień dobry- powiedział pan Mikołaj.- Nie wiem, czy domyślacie się, z jakiego powodu tu jestem. Już wyjaśniam. W piątek zapadła ostateczna decyzja, które zawodniczki trafią do szerokiej kadry i przyjadą na zgrupowanie w styczniu. Mam przyjemność ogłosić, że z Bełchatowa dostały się aż trzy zawodniczki- usłyszałyśmy, na co wymieniłyśmy zaskoczone spojrzenia.- Libero Julia Nowacka, środkowa Marta Krasowska oraz, co chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, atakująca Kamila Wlazły. Gratuluję- zakończył, a my pisnęłyśmy ze szczęścia i zaczęłyśmy się ściskać i tańczyć z radości. Obaj trenerzy zaczęli się śmiać na ten widok.
-Skoro się tak cieszycie, to chyba powinienem odwołać dzisiejszy trening, co?- zaśmiał się trener.
-Nie myślałam, że ma pan tak genialne pomysły!- stwierdziła Aga, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
-Lećcie do domów, widzimy się pojutrze- powiedział trener z szerokim uśmiechem. Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Już po chwili wszystkie przebierałyśmy się w szatni. Kiedy byłam już gotowa, ubrałam kurtkę, zarzuciłam torbę na ramię, pożegnałam się z dziewczynami, po czym wyszłam z szatni. Z szerokim uśmiechem na ustach maszerowałam do wyjścia. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam to wykrzyczeć całemu światu. Zauważyłam, że przede mną idzie Filip. Pewnie też jest już po treningu. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i ruszyłam w jego stronę.
-Cześć!- powiedziałam szczęśliwa.
-O, hej- odpowiedział chłopak z uśmiechem.- Coś ty taka szczęśliwa?
-Mam swoje powody do radości- odparłam.
-Mam nadzieję, że jestem jednym z nich.
-Niestety, nie tym razem. Dostałam się do reprezentacji!- pisnęłam szczęśliwa i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Ten mocno mnie przytulił i zaczął się kręcić. Tak mocno, że moje nogi wisiały sobie gdzieś tam, w powietrzu. Śmiałam się jak opętana, a kiedy Filip odstawił mnie na ziemię i szepnął na ucho:
-Gratuluję- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odpowiedziałam.
-Dziękuję- po czym ruszyliśmy w stronę naszego osiedla.
Na miejscu byliśmy jakiś kwadrans później. Mięliśmy się żegnać, kiedy otworzyły się drzwi domu Winiarskich i Misiek krzyknął:
-Chodźcie tutaj! Tylko szybko, bo pizga!- miał rację. Od kilku minut strasznie wiało. Weszliśmy więc do środka i szybko zdjęliśmy kurtki. Weszliśmy do salonu, gdzie siedzieli tata, mama, Daga, Misiek i Tymek, który spał w wózku.
-Dostałam się do reprezentacji!- pisnęłam szczęśliwa, ale na tyle cicho, by nie obudzić małego. Tata poderwał się jako pierwszy i mocno mnie uściskał.
-Jestem z ciebie dumny- wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam, że chyba zaraz się rozryczę, ze szczęścia oczywiście. Następnie uściskała mnie mama.
-Gratuluję słoneczko- powiedziała.
-Dziękuję.
-Wreszcie przynosisz jakieś dobre wiadomości. A nie, tylko MVP albo wygrany mecz- stwierdził Michał.
-Ja bynajmniej dostaję MVP- odpyskowałam z szerokim uśmiechem.
-Proszę nie podskakiwać!- oburzył się Michał, ale uśmiech czający się w kącikach jego ust go zdradził i już po chwili zostałam wyściskana przez starszego Winiarskiego.
-Gratuluję. To duży sukces- powiedziała Dagmara i również mnie przytuliła, kiedy jej mąż raczył mnie puścić.
-Dziękuję- odpowiedziałam.
-Ale my was tu ściągnęliśmy w innym celu- odezwał się Michał.
-Nie wątpię- mruknął Filip.
-Może najpierw posłuchacie, co chcemy wam powiedzieć?- zapytał Winiar.
-Ja chcę na samym początku zaznaczyć, że to był pomysł tych dwóch panów- powiedziała Dagmara wskazując na swojego męża i na mojego tatę.
-A więc tak- zaczął Michał, ale Filip znowu mu przerwał.
-Nie zaczyna się zdania od 'a więc'.
-Dasz mi coś powiedzieć?!- oburzył się starszy Winiarski.
-Ciszej, bo mi dziecko obudzisz- ofuknął go tata.
-Sorry. Sprawa przedstawia się tak. Falasca organizuje sylwestra. Zapowiada się naprawdę spora impreza. Dostaliśmy na nią zaproszenie. I chcieliśmy was zapytać, czy bylibyście na tyle wspaniali i zajęli się chłopakami?- zapytał Michał.
-Jak na mój gust, to powinieneś się spytać Kamili, czy zajmie się pięcioma chłopakami- stwierdziła Daga, na co wszyscy zaczęli się śmiać, a Filip zareagował rozbawionym:
-Ejjj!!!
-To jak będzie?- dopytywał Michał.
-No wiesz...- zaczęłam.
-To trudna sprawa- rzucił Filip.
-Mam was prosić na kolanach?- zapytał starszy Winiarski.
-A zrobisz to?- rzuciłam mu wyzwanie.
**********************
Przedstawiam 43 rozdział.
Tyle.
Do następnego, Dream <3 :*
Next we wtorek.
piątek, 26 sierpnia 2016
Rozdział 42
-Dziękuję- odezwał się i podał mi zeszyt.
-Nie ma sprawy- powiedziałam i schowałam przedmiot do torby. Wtedy Tymek zaczął płakać. Ruszyłam więc do pokoju małego i okazało się, że wypadł mu smoczek. Włożyłam mu go z powrotem i odwróciłam się w stronę drzwi. Filip opierał się o ich framugę, bacznie mi się przyglądając.
-Mam coś na twarzy?- zapytałam.
-Co? Nie, nie- odpowiedział chłopak.- Wiesz co, ja będę się zbierał. Muszę jeszcze zrobić lekcje.
-Jasne- uśmiechnęłam się i odprowadziłam chłopaka do drzwi. Pożegnaliśmy się, po czym Filip poszedł do siebie.
6 grudnia 2015
Wstałam rano w świetnym humorze. Zjedliśmy razem śniadanie i usiedliśmy w salonie. Tata razem z Arkiem kolejny raz męczyli fifę, mama trzymała Tymka na kolanach, a ja po prostu z nimi siedziałam. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzysz?- zapytała mama. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Miśka z rodzinką.
-Witaj, moja ulubiona sąsiadko!- powiedział entuzjastycznie Winiar i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i odpowiedziałam:
-Witaj, mój niekoniecznie normalny sąsiedzie.
-O nie! Wracamy do domu! Nie pozwolę się obrażać!- oburzył się Winiarski.
-Oj, daj spokój tata- westchnął Olek, który przybił mi piątkę i wszedł do środka. Przesunęłam się, aby wpuścić resztę Winiarskich. Przywitałam się z Filipem i Dagą, od której przejęłam wózek z Antkiem. Wyjęłam go i zdjęłam kurtkę. Oddałam go Winiarskiej i razem z Filipem poszliśmy na górę do mojego pokoju. Usiadłam przy biurku, a Winiarski rozłożył się na moim łóżku.
-Mam nadzieję, że ci wygodnie- zaśmiałam się.
-No nawet, nawet- odpowiedział.
-Tęsknię za Kubusiem- powiedziałam po chwili ciszy.
-To ja ci już nie wystarczam?- zapytał Filip z oburzeniem, ale kiedy zobaczył moją minę, zmienił nastawienie.- Ej, Mała. Chodź tutaj- polecił i zrobił obok siebie miejsce na łóżku. Wstałam więc z krzesła i położyłam się obok niego.- Tak jest lepiej dla niego, prawda?- zaczął.- Nie jest narażony na kontakt z czymś, co przypominałoby mu o Emilii. Tam jest z całą swoją rodziną.
-Ale tutaj ma nas. I tak ogólnie, no- mruknęłam, i machnęłam ręką ukazując to ogólnie. Filip westchnął i powiedział:
-Nie możemy go tu mieć niestety, chociaż ja też bardzo bym chciał. Nic na to nie poradzimy. I nie roztrząsajmy już tego tematu.
-No dobra- odpowiedziałam mruknięciem.- A tak zmieniając temat, to gratuluję wygranego wczoraj meczu- dodałam weselszym już tonem.
-A dziękuję, dziękuję. Nie wiem, czy jesteś aż tak dobrze poinformowana, ale MVP dostałem.
-Teraz już jestem- zaśmiałam się.- W takim razie podwójne gratulacje.
-Dzięki- odpowiedział. Gadaliśmy tak przez dwie godziny, kiedy zawołała nas Dagmara. Zeszliśmy więc na dół i swoje kroki skierowaliśmy do kuchni.
-O co chodzi?- zapytał Filip.
-Skoczycie do sklepu?- zapytała mama, a Dagmara już robiła listę.
-No dobrze- odpowiedział chłopak, a ja poszłam się ubrać. Kiedy już oboje byliśmy gotowi, wzięliśmy listę, siatkę i portfel i ruszyliśmy do sklepu. Nagle Filip zsunął mi czapkę na oczy.
-Debil- mruknęłam pod nosem.
-Słucham?!
-To co słyszałeś- odpowiedziałam.
-I kto to mówi- prychnął.
-Zachowujesz się, jak twój brat- zaśmiałam się.
-O nie! Wypraszam sobie! Proszę nie porównywać mnie z tym pół mózgiem!
-Serio, aż tak ci się nudzi, że na środku chodnika robisz z siebie idiotę?- zapytałam głośno przy tym wzdychając.
-No. Okropnie mi się nudzi! Zróbmy coś szalonego!- rozentuzjazmował się.
-Co proponujesz?
-Podejdziemy do kogokolwiek i zapytamy który jest rok. Jak nam odpowie, to zaczniemy się cieszyć i powiemy, że się udało!
-Ty naprawdę jesteś debilem. Po pierwsze, to to jest z internetu. A po drugie- zaczęłam, ale nie mogłam wymyślić nic sensownego.
-A po drugie, to świetny pomysł, chodź- powiedział i pociągnął mnie za rękę do jakiegoś małego sklepu.- Przepraszam, który mamy rok?- zapytał jakąś sprzedawczynię.
-No 2015- odpowiedziała ze zdziwioną miną.
-Nie wierzę- westchnął teatralnie Filip.
-Udało się!- pisnęłam szczęśliwa, pokazując swoje aktorskie umiejętności. Zaczęliśmy się ściskać, skakać ze szczęścia, tańczyć, po czym wybiegliśmy ze sklepu i jak najszybciej oddaliliśmy się od niego i wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Następnie, na spokojnie już ruszyliśmy na zakupy, jednak cały czas śmialiśmy się z naszej przygody.
-Wiesz, że zawsze chciałem to zrobić?- powiedział nagle Filip.
-To dlaczego wcześniej tego nie zrobiłeś?- zapytałam.
-Nigdy nie miałem z kim. Jak raz zaproponowałem to kumplom, to stwierdzili, że nie będą robić z siebie idiotów. A przecież nimi są- stwierdził, na co się zaśmiałam.
-No to właśnie spełniłeś swoje marzenie- odparłam.
-Razem z tobą!
-Po pierwsze, to nie było moje marzenie. A po drugie, to ty mnie wciągnąłeś do tego sklepu.
-Ale było warto- powiedział.
-Nie mogę się nie zgodzić- odpowiedziałam, po czym weszliśmy do sklepu, aby zrobić zakupy. Krążyliśmy między półkami w poszukiwaniu makaronu. Ale nigdzie go nie było. Nigdzie! Kiedy wreszcie udało nam się znaleźć ten nieszczęsny makaron, zadzwonił telefon Filipa.
-Halo?- odebrał.
-...
-W sklepie.
-...
-Makaronu szukaliśmy.
-...
-Nie przesadzaj. Zaraz będziemy.
-...
-Cześć- powiedział i się rozłączył.- Misiek się zaczął martwić. Znowu.
-Nie dziwię mu się. Też bym nie chciała stracić takich dwóch wspaniałych osób- westchnęłam teatralnie, co wywołało, kolejny już tego dnia, wybuch śmiechu. Kiedy wróciliśmy do domu, wręczyliśmy mamie i Dagmarze zakupy i zdjęliśmy kurtki. Filip udał się do salonu, gdzie siedziała męska część towarzystwa, a ja zostałam w kuchni, aby pomóc przy przygotowywaniu obiadu. Po godzinie w wesołej atmosferze jedliśmy już posiłek. Po obiedzie panowie zaliczyli obowiązkową rundę w fifę, po czym żegnaliśmy się już z Winiarskimi.
12 grudnia 2016, godzina 15:00
Za pół godziny rozpocznie się mecz. Jesteśmy już gotowe na walkę z zawodniczkami z Gdańska. Siedzimy w szatni, śmiejąc się i rozmawiając. Nagle Julka wyciągnęła przenośny głośnik i zaczęła puszczać muzykę. Oczywiście nie mogłyśmy odpuścić takiej okazji i wszystkie śpiewałyśmy. Kilka minut przed meczem do szatni wszedł trener.
-Gotowe?!- zapytał.
-Tak jest!- odkrzyknęłyśmy i zaczęłyśmy się śmiać.
-Świetnie! Idziemy!- powiedział i otworzył drzwi od szatni. Ruszyłyśmy więc na salę. Szybka rozgrzewka i zaczynamy. Pierwszy set był dość trudny. Przeciwniczki dużo lepiej radziły sobie w bloki i przyjęciu, przez co wynik był niezadowalający dla nas. 23:17. Nasz trener poprosił o czas.
-To jest bardzo ważny mecz!- tłumaczył.- Dziewczyny skupcie się, błagam was!
-Musimy to wygrać- stwierdziłam odkładając butelkę z piciem.- Laski, damy radę przecież! Wystarczy skończyć teraz kilka piłek i zremisować!
-Jeśli nie zauważyłaś, to nie kilka, tylko sześć!- fuknęła Agata.
-Co to jest sześć punktów! Przecież nie takie straty odrabiałyśmy!- krzyknęłam. Na twarzach dziewczyn zauważyłam trochę więcej pewności siebie. Przerwa się skończyła i wróciłyśmy na boisko. Zagrywka przeciwniczek. Delikatny flot, dobre przyjęcie Julki, wystawa przez plecy do mnie. Kiwam blok i jest punkt! Cieszymy się z dziewczynami. Następnie moja zagrywka. Idę ze końcową linię, łapię piłkę i zastanawiam się, jaką zagrywkę posłać. Wykonuję rytuał i zauważam znak, który pokazuje mi trener. Oznacza to jedno- mam ryzykować. Wyrzucam więc piłkę, robię dwa kroki doskakuję do niej i mocno uderzam. Piłka po rękach przyjmującej ucieka w trybuny. Ponownie ruszam na zagrywkę. Tym razem, dla zmyłki posyłam piłkę w zupełnie inną stronę boiska, z zupełnie inną siłą. Libero nie orientuje się i za późno rusza do piłki. Udaje się jej jednak ją podbić. Niestety, piłka jest kiepska i taka sama jest wystawa, więc dostajemy piłkę za darmo. Przyjmujemy na palce, Agata wystawia na środek i Marta ładuje piłkę w boisko. Udaje nam się wygrać tego seta na przewagi 28:26. Drugi i trzeci kończą się 25:23 i 25:18. Udaje nam się wygrać mecz, z czego niezmiernie się cieszymy. Jedna z niezadowolonych zawodniczek z Gdańska krzyknęła:
-Ej, ty!
-Ja?- zapytałam zaskoczona.
-Chodź tu, suko!- warknęła. Podeszłam do siatki, nie dając się jednak sprowokować i zapytałam:
-Aż tak nisko upadłaś, żeby wyzywać innych. Współczuję.
-Zamknij ryj, szmato! Ciekawe, ilu osobom dałaś, żeby sędziowie byli po waszej stronie!- prychnęła.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie stosuję takich metod. Dziś byłyśmy lepsze, tyle. Może zamiast się poniżać i obrażać przy tym innych, uznasz naszą wyższość i dasz sobie spokój, co?- zapytałam i wystawiłam rękę. Jako kapitan nie mogę dać się sprowokować. Dziewczyny od razu podchwyciły mój gest i ustawiły się w rzędzie za moimi plecami, również wystawiając ręce. Jednak moja nowa koleżanka, która również jest kapitanem, tylko krzywo na mnie spojrzała i odeszła od siatki. Czekałam z wyciągniętą ręką, licząc, że chociaż któraś z zawodniczek zachowa się normalnie.
*****************
Akuku! Pojawiam się później niż przewidziałam i już się tłumaczę!
Wczoraj miałam bardzo dużo pracy. Zaczęłam o 9 rano, a skończyłam koło 22. Nie miałam już sił na dokończenie rozdziału. Liczę na Wasze zrozumienie.
To tyle. Wiem, że mnie zlinczujecie bo miało być, że Filip ją "pocałuje w: usta, policzek, kącik ust" lub "przytuli", a tu takie o!
Pozdrawiam, Dream :* <3
P.S. Next w niedzielę.
P.S.2 U Zuzy i Bartka next wieczorem.
czwartek, 25 sierpnia 2016
Przepraszam....
Hej!
Pojawiam się, ale niestety bez rozdziału.
Z przyczyn ode mnie niezależnych rozdział pojawi się dopiero jutro, ewentualnie dziś późnym wieczorem (22-23).
Liczę na Wasze zrozumienie.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam
Dream <3 :*
Pojawiam się, ale niestety bez rozdziału.
Z przyczyn ode mnie niezależnych rozdział pojawi się dopiero jutro, ewentualnie dziś późnym wieczorem (22-23).
Liczę na Wasze zrozumienie.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam
Dream <3 :*
wtorek, 23 sierpnia 2016
Rozdział 41
Poszłam więc za trenerem, który poszedł do jego gabinetu. W środku siedział jakiś facet. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc nie mam pojęcia, kto to jest.
-Dzień dobry- powiedziałam.
-Witaj- odpowiedział facet.- Usiądź, proszę. Musimy porozmawiać- dodał. Usiadłam więc na krześle i wlepiłam w mężczyznę zaciekawione spojrzenie.- Nazywam się Mikołaj Kwiatkowski i jestem trenerem reprezentacji juniorek. Szukam nowych zawodniczek do drużyny. Dostałem nagrania i wyniki wszystkich meczy, które odbyły się w tym sezonie i chciałem ci, jako kapitanowi pogratulować sukcesów.
-Dziękuję bardzo. Ale może przejdziemy do konkretów- zaproponowałam.
-Oczywiście. Tak, jak wspominałem, szukam zawodniczek. Wedle nowego regulaminu muszę mieć nie tylko zgodę trenera, ale też kapitana drużyny. Więc pytam nie masz nic przeciwko?
-Nie. A kiedy chciałby pan obejrzeć naszą grę?- zapytałam.
-Jeśli to możliwe, to na dzisiejszym treningu. Rozmawiałem już z waszym trenerem i wyraził on zgodę- poinformował mnie pan Mikołaj.
-Skoro tak, to ja nie widzę najmniejszego problemu- powiedziałam.
-Świetnie. W takim razie prosiłbym, żebyś nic nie mówiła swoim koleżankom.
-Dobrze. A będzie się pan im przedstawiał?- zapytałam.
-Nie. Raczej dzisiaj będę tylko obserwatorem. A jeszcze przed końcem roku poznacie moją decyzję. W styczniu planowane jest dwutygodniowe zgrupowanie, po którym wybiorę czternaście zawodniczek, które pojadą na mistrzostwa świata w sierpniu- wyjaśnił.
-Rozumiem. To chyba wszystko. Do widzenia- odpowiedziałam i wstałam.
-Mam nadzieję do zobaczenia- powiedział, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.- Nie ukrywam jesteś bardzo zdolną zawodniczką i bardzo prawdopodobne, że trafisz do kadry.
-Będzie mi niezmiernie miło- odparłam, po czym wyszłam przygotować się na trening. W szatni powoli zbierały się dziewczyny. Kiedy już byłyśmy gotowe, opuściłyśmy pomieszczenie, a z szatni obok wyszli chłopcy.
-Kam!- usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Filipa.
-Co jest?- zapytałam z uśmiechem. Winiarski miał minę, jakby wcale nie chciał mnie zawołać. Serio.
-Za ile kończysz?- zapytał po chwili.
-Jakieś półtorej godziny- odpowiedziałam.
-Poczekać na ciebie?- spytał z uroczym uśmiechem. Boże, co ja gadam.
-Jeśli chcesz.
-Chcę- powiedział i ruszył w stronę siłowni. Uśmiechnęłam się do jego pleców, odwróciłam się i poszłam na salę.
-Co to było?- zapytała Julka, zanim weszłyśmy do pomieszczenia.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz- stwierdziłam z głupawym uśmiechem na twarzy i przekroczyłam próg sali.
Po dwóch godzinach opuszczałam salę, na moje nieszczęście z Julką przy boku. Zwerbowała ona jeszcze Martę.
-Nic nie powiesz?- zapytała Marta.
-No właśnie. Chyba powinnaś nam coś wyjaśnić- dodała Julka. Spojrzałam na nie, jak na wariatki i popukałam się w głowę.
-Dobrze się czujecie?- spytałam.
-Jak najbardziej. Ale ty chyba jeszcze lepiej- zaśmiała się Julka. Weszłam do szatni, a dziewczyny cały czas taksowały mnie zaciekawionymi spojrzeniami.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś?- zapytała w końcu z wyrzutem Marta.
-Ale o czym?- zapytałam posyłając jej zaciekawione spojrzenie.
-Jak to o czym?- oburzyła się Jula.- Że kogoś masz!
-A mam?
-A nie?- przedrzeźniała mnie.- Chyba, że chcesz mi wmówić, że to tylko przyjaciel.
-No bo to prawda- odparłam.
-A maślane spojrzenia i uśmiechy, to część przyjaźni?- zapytała tym razem Marta.
-O czym wy mówicie?- spytałam, patrząc raz na jedną, raz na drugą.
-O tych wesołych iskierkach, które się pojawiły ostatnio w twoich oczach. O tym uśmiechu, który pojawia się nie wiadomo skąd. O twojej reakcji, gdy orientujesz się, że on jest blisko- odpowiedziała Julka patrząc mi prosto w oczy. Odwróciłam głowę i zajęłam się zawiązywaniem buta.- O rumieńcach, które właśnie pojawiły się na twoich policzkach- dodała siadając obok mnie.
-O tym, że jak rozmawialiście przed treningiem, to prawie utonęłaś w jego oczach. Więc pewnie zawsze tak jest- powiedziała Marta siadając po drugiej stronie.
-Jest coś między wami?- zapytała Julka.
-Nie. Tylko przyjaźń.
-To może czas to zmienić? Nie wygrasz ze swoim serduchem kochana, nie ma takiej opcji- stwierdziła.
-Być może- odparłam, po czym ubrałam kurtkę powiedziałam- Pa dziewczyny!- i wyszłam z szatni. Oczywiście, z moim genialnym szczęściem musiałam wpaść na kogoś zaraz po zamknięciu drzwi. Tym kimś był oczywiście Filip.
-Hej- odezwał się, obejmując mnie w pasie, żebym się nie przewróciła.
-Cześć- odpowiedziałam lekko speszona i odsunęłam się od chłopaka.
-Idziemy?
-Jasne- powiedziałam i ruszyliśmy do wyjścia.
-Jak trening?- zapytał Filip, kiedy szliśmy już chodnikiem w parku, ponieważ to najkrótsza droga.
-Był dzisiaj trener reprezentacji juniorek- zaczęłam i opowiedziałam mu całą historię.- I wiesz co mi powiedział? Że prawdopodobnie trafię do kadry!
-Żartujesz?!
-Oczywiście, że nie- odpowiedziałam, po czym poczułam, jak chłopak mocno mnie przytula, a po chwili zaczyna nami kręcić.- Wariacie, co ty robisz?!- pisnęłam i zaczęłam się śmiać.
-Gratulacje- wyszeptał mi do ucha Filip, kiedy już odstawił mnie na ziemię i mocno przytulił.
-Dziękuję- odpowiedziałam. Podnieśliśmy z ziemi nasze torby treningowe i ruszyliśmy do domu.
Na miejscu byliśmy niecały kwadrans później, ponieważ mięliśmy okropnie ślimacze tępo. Gdy wreszcie dotarliśmy na nasze osiedle, pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Panowało tam niewielkie zamieszanie. Mama i tata cały czas wchodzili do korytarza, chwilę później wychodzili. Coś mówili, ale niekoniecznie szło ich zrozumieć. Przykucnęłam obok Arka, który siedział na krześle.
-Co tu się dzieje, co?- zapytałam pomagając mu zawiązać buta.
-Bo mama ma jechać ze mną na szczepienie i na zakupy, a tata na trening. I czekają na ciebie, żebyś została na tą godzinkę z Tymkiem. I mama robi całą listę informacji dla ciebie- odpowiedział.
-Ale po co?
-A skąd ja mam to wiedzieć?- odpowiedział pytaniem i podstawił drugą nogę. Zawiązałam mu buta, dałam pstryczka w nos i weszłam do kuchni.
-Hej- powiedziałam.
-Cześć Kamila- powiedział tata.
-Hej córciu- rzuciła mama.
-Kamila?!- zawyli nagle oboje.
-No tak. Ale teraz, to już sama pewna nie jestem- odpowiedziałam.
-Posłuchaj, zostaniesz z Tymusiem, dobrze? Ja muszę jechać- zaczęła mama, ale jej przerwałam.
-Z Arkiem na szczepienie i na zakupy, a tata ma trening. Tak wiem. I lepiej już jedźcie, bo się nie wyrobicie- powiedziałam. Nie musiałam im dwa razy powtarzać. Już po chwili oboje byli gotowi i wychodzili z domu.
-Poradzisz sobie?- zapytała mama.
-Tak- odpowiedziałam. W tym momencie Tymek zaczął płakać.
-Na pewno?
-Tak, jedźcie już- powiedziałam i zamknęłam drzwi. Zdjęłam szybko buty i kurtkę i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju Tymka i szeroko się uśmiechnęłam. W tym pokoju cały czas panował taki spokój. Stanęłam obok łóżeczka i pogłaskałam Tymka po brzuszku. Maluch mruknął coś w swoim języku, więc wzięłam go na ręce i zaczęłam spacerować po pokoju i do niego mówić. Podobno do małych dzieci powinno się dużo mówić.
-I ten trener powiedział mi, że mam duże szanse zagrać w reprezentacji, wiesz?- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Wiem- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam Filipa opierającego się o framugę drzwi.
-Boże, człowieku! Ty chcesz, żebym zawału dostała?!- zapytałam z przerażeniem w oczach.
-Spokojnie, to tylko ja- uśmiechnął się chłopak.- Mariusz mnie wpuścił, zanim pojechał na trening.
-Zakluczyłeś drzwi?
-Tak. Spokojnie. Już. Oddychaj- mówił i cały czas się uśmiechał. Położyłam Tymka do łóżeczka, dałam małemu smoczka i oparłam się o poręcz mebla.- Ej, Kam, co jest?- zapytał Filip, po czym do mnie podszedł i objął mnie ramieniem.
-Nic, nic. Po prostu mnie przestraszyłeś- odpowiedziałam.
-Przepraszam. Nie chciałem- powiedział i mnie przytulił. Zacisnęłam powieki, spod których wypłynęły dwie łzy. Filip otarł je kciukiem i zapytał- Dlaczego płaczesz, Mała?
-Ostatnim razem, jak ten koleś się tu dobijał, to też się przestraszyłam. I tym razem tak samo- odpowiedziałam, hamując kolejne słone krople, które chciały się wydostać z moich oczu.
-Przepraszam, nie pomyślałem. Ale Kam, ja nie zrobię ci krzywdy, tak?- zapytał, a ja pokiwałam głową.- No właśnie.
-A tak właściwie, to po co tu przyszedłeś?
-Masz już może przypadkiem to zadanie z polskiego? Czy niekoniecznie?
-Mam, bo zrobiłam na lekcji- odpowiedziałam z dumą.
-A pozwolisz, że zaczerpnę inspiracji?- zapytał, a ja się zaśmiałam.
-Normalnie, to nie pozwoliłabym ci ściągnąć, ale tak ładnie to ująłeś- powiedziałam i pociągnęłam go za ramię. Weszłam do mojego pokoju i z torby wyciągnęłam odpowiedni zeszyt.- Trzymaj.
-Ja sobie tylko zdjęcia zrobię- stwierdził, cyknął trzy fotki i schował telefon.- Dziękuję- odezwał się i...
************
Hejo! Dziś w lepszym humorze niż wczoraj.
Co zrobił Filip? Ja już wiem :D
Wczoraj u Zuzy i Bartka pojawił się drugi rozdział http://milion-powodow.blogspot.com/
To chyba tyle....
Pozdrawiam, Dream <3 :*
-Dzień dobry- powiedziałam.
-Witaj- odpowiedział facet.- Usiądź, proszę. Musimy porozmawiać- dodał. Usiadłam więc na krześle i wlepiłam w mężczyznę zaciekawione spojrzenie.- Nazywam się Mikołaj Kwiatkowski i jestem trenerem reprezentacji juniorek. Szukam nowych zawodniczek do drużyny. Dostałem nagrania i wyniki wszystkich meczy, które odbyły się w tym sezonie i chciałem ci, jako kapitanowi pogratulować sukcesów.
-Dziękuję bardzo. Ale może przejdziemy do konkretów- zaproponowałam.
-Oczywiście. Tak, jak wspominałem, szukam zawodniczek. Wedle nowego regulaminu muszę mieć nie tylko zgodę trenera, ale też kapitana drużyny. Więc pytam nie masz nic przeciwko?
-Nie. A kiedy chciałby pan obejrzeć naszą grę?- zapytałam.
-Jeśli to możliwe, to na dzisiejszym treningu. Rozmawiałem już z waszym trenerem i wyraził on zgodę- poinformował mnie pan Mikołaj.
-Skoro tak, to ja nie widzę najmniejszego problemu- powiedziałam.
-Świetnie. W takim razie prosiłbym, żebyś nic nie mówiła swoim koleżankom.
-Dobrze. A będzie się pan im przedstawiał?- zapytałam.
-Nie. Raczej dzisiaj będę tylko obserwatorem. A jeszcze przed końcem roku poznacie moją decyzję. W styczniu planowane jest dwutygodniowe zgrupowanie, po którym wybiorę czternaście zawodniczek, które pojadą na mistrzostwa świata w sierpniu- wyjaśnił.
-Rozumiem. To chyba wszystko. Do widzenia- odpowiedziałam i wstałam.
-Mam nadzieję do zobaczenia- powiedział, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.- Nie ukrywam jesteś bardzo zdolną zawodniczką i bardzo prawdopodobne, że trafisz do kadry.
-Będzie mi niezmiernie miło- odparłam, po czym wyszłam przygotować się na trening. W szatni powoli zbierały się dziewczyny. Kiedy już byłyśmy gotowe, opuściłyśmy pomieszczenie, a z szatni obok wyszli chłopcy.
-Kam!- usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Filipa.
-Co jest?- zapytałam z uśmiechem. Winiarski miał minę, jakby wcale nie chciał mnie zawołać. Serio.
-Za ile kończysz?- zapytał po chwili.
-Jakieś półtorej godziny- odpowiedziałam.
-Poczekać na ciebie?- spytał z uroczym uśmiechem. Boże, co ja gadam.
-Jeśli chcesz.
-Chcę- powiedział i ruszył w stronę siłowni. Uśmiechnęłam się do jego pleców, odwróciłam się i poszłam na salę.
-Co to było?- zapytała Julka, zanim weszłyśmy do pomieszczenia.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz- stwierdziłam z głupawym uśmiechem na twarzy i przekroczyłam próg sali.
Po dwóch godzinach opuszczałam salę, na moje nieszczęście z Julką przy boku. Zwerbowała ona jeszcze Martę.
-Nic nie powiesz?- zapytała Marta.
-No właśnie. Chyba powinnaś nam coś wyjaśnić- dodała Julka. Spojrzałam na nie, jak na wariatki i popukałam się w głowę.
-Dobrze się czujecie?- spytałam.
-Jak najbardziej. Ale ty chyba jeszcze lepiej- zaśmiała się Julka. Weszłam do szatni, a dziewczyny cały czas taksowały mnie zaciekawionymi spojrzeniami.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś?- zapytała w końcu z wyrzutem Marta.
-Ale o czym?- zapytałam posyłając jej zaciekawione spojrzenie.
-Jak to o czym?- oburzyła się Jula.- Że kogoś masz!
-A mam?
-A nie?- przedrzeźniała mnie.- Chyba, że chcesz mi wmówić, że to tylko przyjaciel.
-No bo to prawda- odparłam.
-A maślane spojrzenia i uśmiechy, to część przyjaźni?- zapytała tym razem Marta.
-O czym wy mówicie?- spytałam, patrząc raz na jedną, raz na drugą.
-O tych wesołych iskierkach, które się pojawiły ostatnio w twoich oczach. O tym uśmiechu, który pojawia się nie wiadomo skąd. O twojej reakcji, gdy orientujesz się, że on jest blisko- odpowiedziała Julka patrząc mi prosto w oczy. Odwróciłam głowę i zajęłam się zawiązywaniem buta.- O rumieńcach, które właśnie pojawiły się na twoich policzkach- dodała siadając obok mnie.
-O tym, że jak rozmawialiście przed treningiem, to prawie utonęłaś w jego oczach. Więc pewnie zawsze tak jest- powiedziała Marta siadając po drugiej stronie.
-Jest coś między wami?- zapytała Julka.
-Nie. Tylko przyjaźń.
-To może czas to zmienić? Nie wygrasz ze swoim serduchem kochana, nie ma takiej opcji- stwierdziła.
-Być może- odparłam, po czym ubrałam kurtkę powiedziałam- Pa dziewczyny!- i wyszłam z szatni. Oczywiście, z moim genialnym szczęściem musiałam wpaść na kogoś zaraz po zamknięciu drzwi. Tym kimś był oczywiście Filip.
-Hej- odezwał się, obejmując mnie w pasie, żebym się nie przewróciła.
-Cześć- odpowiedziałam lekko speszona i odsunęłam się od chłopaka.
-Idziemy?
-Jasne- powiedziałam i ruszyliśmy do wyjścia.
-Jak trening?- zapytał Filip, kiedy szliśmy już chodnikiem w parku, ponieważ to najkrótsza droga.
-Był dzisiaj trener reprezentacji juniorek- zaczęłam i opowiedziałam mu całą historię.- I wiesz co mi powiedział? Że prawdopodobnie trafię do kadry!
-Żartujesz?!
-Oczywiście, że nie- odpowiedziałam, po czym poczułam, jak chłopak mocno mnie przytula, a po chwili zaczyna nami kręcić.- Wariacie, co ty robisz?!- pisnęłam i zaczęłam się śmiać.
-Gratulacje- wyszeptał mi do ucha Filip, kiedy już odstawił mnie na ziemię i mocno przytulił.
-Dziękuję- odpowiedziałam. Podnieśliśmy z ziemi nasze torby treningowe i ruszyliśmy do domu.
Na miejscu byliśmy niecały kwadrans później, ponieważ mięliśmy okropnie ślimacze tępo. Gdy wreszcie dotarliśmy na nasze osiedle, pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Panowało tam niewielkie zamieszanie. Mama i tata cały czas wchodzili do korytarza, chwilę później wychodzili. Coś mówili, ale niekoniecznie szło ich zrozumieć. Przykucnęłam obok Arka, który siedział na krześle.
-Co tu się dzieje, co?- zapytałam pomagając mu zawiązać buta.
-Bo mama ma jechać ze mną na szczepienie i na zakupy, a tata na trening. I czekają na ciebie, żebyś została na tą godzinkę z Tymkiem. I mama robi całą listę informacji dla ciebie- odpowiedział.
-Ale po co?
-A skąd ja mam to wiedzieć?- odpowiedział pytaniem i podstawił drugą nogę. Zawiązałam mu buta, dałam pstryczka w nos i weszłam do kuchni.
-Hej- powiedziałam.
-Cześć Kamila- powiedział tata.
-Hej córciu- rzuciła mama.
-Kamila?!- zawyli nagle oboje.
-No tak. Ale teraz, to już sama pewna nie jestem- odpowiedziałam.
-Posłuchaj, zostaniesz z Tymusiem, dobrze? Ja muszę jechać- zaczęła mama, ale jej przerwałam.
-Z Arkiem na szczepienie i na zakupy, a tata ma trening. Tak wiem. I lepiej już jedźcie, bo się nie wyrobicie- powiedziałam. Nie musiałam im dwa razy powtarzać. Już po chwili oboje byli gotowi i wychodzili z domu.
-Poradzisz sobie?- zapytała mama.
-Tak- odpowiedziałam. W tym momencie Tymek zaczął płakać.
-Na pewno?
-Tak, jedźcie już- powiedziałam i zamknęłam drzwi. Zdjęłam szybko buty i kurtkę i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju Tymka i szeroko się uśmiechnęłam. W tym pokoju cały czas panował taki spokój. Stanęłam obok łóżeczka i pogłaskałam Tymka po brzuszku. Maluch mruknął coś w swoim języku, więc wzięłam go na ręce i zaczęłam spacerować po pokoju i do niego mówić. Podobno do małych dzieci powinno się dużo mówić.
-I ten trener powiedział mi, że mam duże szanse zagrać w reprezentacji, wiesz?- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Wiem- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam Filipa opierającego się o framugę drzwi.
-Boże, człowieku! Ty chcesz, żebym zawału dostała?!- zapytałam z przerażeniem w oczach.
-Spokojnie, to tylko ja- uśmiechnął się chłopak.- Mariusz mnie wpuścił, zanim pojechał na trening.
-Zakluczyłeś drzwi?
-Tak. Spokojnie. Już. Oddychaj- mówił i cały czas się uśmiechał. Położyłam Tymka do łóżeczka, dałam małemu smoczka i oparłam się o poręcz mebla.- Ej, Kam, co jest?- zapytał Filip, po czym do mnie podszedł i objął mnie ramieniem.
-Nic, nic. Po prostu mnie przestraszyłeś- odpowiedziałam.
-Przepraszam. Nie chciałem- powiedział i mnie przytulił. Zacisnęłam powieki, spod których wypłynęły dwie łzy. Filip otarł je kciukiem i zapytał- Dlaczego płaczesz, Mała?
-Ostatnim razem, jak ten koleś się tu dobijał, to też się przestraszyłam. I tym razem tak samo- odpowiedziałam, hamując kolejne słone krople, które chciały się wydostać z moich oczu.
-Przepraszam, nie pomyślałem. Ale Kam, ja nie zrobię ci krzywdy, tak?- zapytał, a ja pokiwałam głową.- No właśnie.
-A tak właściwie, to po co tu przyszedłeś?
-Masz już może przypadkiem to zadanie z polskiego? Czy niekoniecznie?
-Mam, bo zrobiłam na lekcji- odpowiedziałam z dumą.
-A pozwolisz, że zaczerpnę inspiracji?- zapytał, a ja się zaśmiałam.
-Normalnie, to nie pozwoliłabym ci ściągnąć, ale tak ładnie to ująłeś- powiedziałam i pociągnęłam go za ramię. Weszłam do mojego pokoju i z torby wyciągnęłam odpowiedni zeszyt.- Trzymaj.
-Ja sobie tylko zdjęcia zrobię- stwierdził, cyknął trzy fotki i schował telefon.- Dziękuję- odezwał się i...
************
Hejo! Dziś w lepszym humorze niż wczoraj.
Co zrobił Filip? Ja już wiem :D
Wczoraj u Zuzy i Bartka pojawił się drugi rozdział http://milion-powodow.blogspot.com/
To chyba tyle....
Pozdrawiam, Dream <3 :*
niedziela, 21 sierpnia 2016
Rozdział 40
Ruszyłem do sypialni. To, co tam zobaczyłem całkowicie mnie rozczuliło. Arek i Kamila spali. Blondyn był wtulony w dziewczynę, a ta obejmowała go ramionami. Zrobiłem im zdjęcie, wysłałem je do Pauliny i położyłem się spać.
*perspektywa Kamili*
Obudziłam się rano i od razu zorientowałam się, że nie jestem w swoim pokoju, tylko w sypialni rodziców. Tata i Arek jeszcze spali, więc postanowiłam przygotować śniadanie. Zeszłam na dół i ruszyłam do kuchni. Kwadrans później danie stało gotowe na stole. Do pomieszczenia akurat weszli tata razem z Arkiem. Zjedliśmy posiłek w wesołej atmosferze i stwierdziliśmy, że ani mi ani Arkowi jeszcze jeden dzień wolnego nie zaszkodzi. Tym bardziej, że dochodziła już dziesiąta.
-Tato, a ty nie masz dzisiaj treningu?- zapytałam sprzątając po śniadaniu.
-Nie. Falasca dał nam trzy dni wolnego, więc mogę spędzić z wami trochę czasu- odpowiedział z uśmiechem. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc na ekran.
-Cześć Kamila- usłyszałam głos trenera.
-Dzień dobry- odpowiedziałam.
-Dzwonię, żeby ci przekazać, że trening jest dziś odwołany, za to jutro musicie przyjść pół godziny wcześniej.
-Dobrze. Dziękuję za informację. A coś się stało?- zapytałam.
-Wszystkiego dowiesz się jutro. Do zobaczenia.
-Do widzenia- odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
-Coś się stało?- zapytał tata.
-Trening mam dzisiaj odwołany, a jutro muszę stawić się pół godziny wcześniej- odpowiedziałam.
-A dlaczego?
-Nie mam pojęcia- powiedziałam i poszłam na górę, gdzie się ubrałam i zeszłam z powrotem na dół. Usiadłam na kanapie obok Arka i taty, którzy toczyli zawziętą bitwę w fifę. Po chwili znów rozdzwonił się mój telefon.
-Cześć mamo- odebrałam.
-Hej słoneczko. Masz tam gdzieś tatę pod ręką?
-Tak. Siedzą obok mnie razem z Arkiem i grają w fifę- odpowiedziałam.
-To dlatego nie mogę się do niego dodzwonić- stwierdziła.
-Pewnie tak. Poczekaj, dam mu telefon, żebyś mogła z nim porozmawiać- powiedziałam i wręczyłam tacie komórkę i przejęłam od niego pada, i kontynuowałam z Arkiem grę. Kiedy tata wrócił do salonu, powiedział nam, że mama już dostała wypis.
-Także ja jadę po mamę i Tymka, a wy zostaniecie w domu, dobrze?- zapytał.
-Jasne- odpowiedział Arek.
-Dokończymy szykowanie niespodzianki- uśmiechnęłam się.
-No dobra, to ja uciekam- powiedział tata i się z nami pożegnał.
-To co robimy?- zapytał rozentuzjazmowany Arek.
-Najpierw ułożymy babeczki na talerzach- odpowiedziałam. Młody pobiegł do kuchni, a ja zamknęłam drzwi wejściowe i do niego dołączyłam. Zanieśliśmy babeczki do salonu. Podoczepialiśmy balonów. Na trzech z nich napisaliśmy "Witajcie w domu", każde słowo na innym balonie.
-Kiedy oni przyjadą?- marudził Arek.
-Nie wiem, ale możemy ich wyglądać przez okno w kuchni- zaproponowałam. Nie musieliśmy jednak długo czekać, bo po kilku minutach samochód zatrzymał się na podjeździe. Rodzice wysiedli, a tata zabrał fotelik z tylnego siedzenia. Weszli do domu, a my uśmiechnięci czekaliśmy w korytarzu.
-Jejku- wyszeptała mama, kiedy zobaczyła, co przygotowaliśmy.- Jesteście kochani- dodała i nas przytuliła.
-Mamy jeszcze babeczki!- odezwał się Arek.- Kami je upiekła, a potem je dekorowaliśmy. Chodź, pokażę ci!- powiedział i pociągnął mamę za rękę do salonu. W tym czasie tata zdjął Tymkowi kurtkę i podniósł małego.
-Witaj w domu, syneczku- wyszeptał, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
-Tato, nie płacz- powiedziałam gładząc go po ramieniu.
-Ja nie płaczę- odparł. Zaśmiałam się cicho i pogłaskałam Tymka po rączce.- Weź go i idź do salonu. Ja muszę przynieść z samochodu wszystkie torby- poprosił tata i podał mi małego. Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam do salonu.
-Śliczne te babeczki. Dziękuję- powiedziała mama.
-Cieszę się, że ci się podobają- odpowiedziałam z uśmiechem. Cały dzień spędziliśmy w domu rozmawiając, śmiejąc się, oglądając telewizję i po prostu się nudząc.
Następnego dnia, niestety musiałam iść już do szkoły. Wyszłam rano z domu i przywitałam się z Filipem, który już czekał. Ruszyliśmy spokojnym krokiem do szkoły. Przed budynkiem było spore zamieszanie.
-Ty myślisz, że przepraszam bardzo, kim jesteś?!- zapytała jakaś dziewczyna. Dziwne, nie kojarzę jej.
-Kimś dużo lepszym od ciebie suko!- warknął jakiś chłopak. Razem z Filipem dołączyliśmy do tłumu gapiów. Obok nas stał Rafał.
-Cześć, co tu się dzieje?- zapytałam.
-Hej- odpowiedział.- Jakaś nowa dziewczyna przypadkiem wpadła na naszego wielkiego koszykarza i jest wojna.
-To znowu ten debil?- zapytał Filip. Faktycznie, koleś, który wykłócał się z dziewczyną jest w naszym wieku, tylko w klasie koszykarskiej.
-W ogóle, jak ty szmato wyglądasz?!- ryknął i zaczął się śmiać.- Jesteś gruba, brzydka, masz krzywy nos- zaczął wyliczać, a ja nie wytrzymałam.
-O proszę, idealny się znalazł. Top model 2015!- krzyknęłam, a chłopak zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wszyscy rozsunęli się tak, że bez problemu mogłam podejść do dwójki, która się kłóciła.
-Zamknij się!- warknął chłopak. Podeszłam do niego i zmierzyłam go wzrokiem.
-Nie mów mi co mam robić- odpowiedziałam.- I daj jej spokój.
-Bo będę miał z tobą do czynienia? Już się boję! Kochaniutka, co ty mi możesz zrobić?- zapytał z pogardą w głosie.
-Jeśli chcesz mieć w przyszłości dzieci, to lepiej nie dopytuj- odpyskowałam, a wszyscy zgromadzeni zawyli "uuuu...", a ktoś nawet zagwizdał.
-Zmiataj stąd, zanim będziesz mieć poważne problemy- powiedział podchodząc do mnie i patrząc mi prosto w oczy.
-Nie strasz mnie, bo na mnie to nie działa. Jesteś kolejnym dupkiem z przerośniętym ego. Dziwne, że się jeszcze w drzwiach mieścisz- odpowiedziałam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chłopak wziął zamach, krzyknął:
-Ty zdziro!!!- i jego ręka ruszyła w stronę mojej twarzy. Byłam przygotowana na cios, ale milimetry ode mnie jego ręka się zatrzymała. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam Filipa. Ten spojrzał z wściekłością w oczach na chłopaka i powiedział:
-Nigdy więcej tego nie próbuj! I troszeczkę więcej szacunku. Nie boli!- po czym objął mnie ramieniem i dodał.- Chodź, nie warto- i ruszyliśmy do wejścia do szkoły. Zeszliśmy do szatni, która, jak zwykle, była prawie pusta. Odwiesiłam kurtkę, a Filip stał i mi się przyglądał.
-No co?- zapytałam w końcu.
-Naprawdę chciałaś, żeby cię uderzył? Dziewczyno, przecież by cię z butów wyrzuciło!- stwierdził.
-Nic się przecież nie stało- odparłam.
-Martwiłem się- wyznał Filip.
-Całkowicie niepotrzebnie- uśmiechnęłam się i go przytuliłam- Dziękuję- wyszeptałam mu do ucha.
-Przecież obiecałem, że nie pozwolę, żeby ci się coś stało- odpowiedział chłopak. Uśmiechnęłam się lekko, po czym ruszyliśmy na lekcje. Po angielskim z naszym wychowawcą, nauczyciel powiedział:
-Kamila, Filip, zostańcie na chwilę- poczekaliśmy więc aż reszta klasy opuści salę. Kiedy została już tylko nasza dwójka i nauczyciel, ten spytał- O co była kłótnia dzisiaj rano przed szkołą?
-Panie Mateuszu. To nie my ją zaczęliśmy. Kiedy przyszliśmy do szkoły, ten chłopak już wyzywał tą dziewczynę. A ja nie mogłam tego słuchać i patrzeć, jak wszyscy tylko się śmieją, więc zareagowałam- wyjaśniłam.
-No dobrze. Ale gdyby nie Filip, to tamten chłopak by cię uderzył- odpowiedział nauczyciel.
-No, ale przecież nic się nie stało- stwierdził Filip.- To nie jest pierwsza tego typu kłótnia, w której, niestety, braliśmy udział.
-Dlaczego między koszykarzami i siatkarzami jest ciągła wojna?- zapytał nasz wychowawca.
-Ja uważam, że to jest kwestia podejścia. Bo siatkówka pomimo tego, że uczy, aby się nie poddawać i walczyć do końca, to również uświadamia, że ważne są pokora wobec życia i szacunek dla rywali. A w koszykówce jest tylko ciągła walka, rywalizacja. Nie ma ukazywania innych wartości- powiedziałam.
-W sumie, to racja- odezwał się Filip.- Koszykówka jest sportem kontaktowym. Przepychanki nie są tam niczym dziwnym.
-A w siatkówce?- zapytał pan Mateusz.
-A w siatkówce dzieli nas siatka. Spojrzenia, jakieś krótkie odzywki się zdarzają. Jest dużo więcej walki psychologicznej. Jesteśmy przez to silniejsi psychicznie od koszykarzy, ponieważ u nich tego nie ma. A my, co prawda nieświadomie, ćwiczymy to na każdym treningu- zakończyłam.
-Dokładnie- potwierdził Filip.
-Jesteście genialni- stwierdził nauczyciel.
-Bardzo miło nam to słyszeć- powiedział Winiarski, za co oberwał w bok z łokcia.
-Przytoczę to wszystko na najbliższej radzie pedagogicznej i może wreszcie uda nam się zażegnać ten wieczny konflikt- dodał nauczyciel. Wtedy zadzwonił dzwonek i musieliśmy iść na następną lekcję.
Po szkole szybkim krokiem wróciłam do domu, zjadłam obiad, przebrałam się i ruszyłam na halę. Musiałam być pół godziny wcześniej, czyli na 15, a nie tak jak zawsze, na 15:30. Weszłam do szatni i była ona pusta. Sprawdziłam godzinę i wszystko się zgadzało. Poszłam więc na salę. Siedział tam trener i wyglądał, jakby na kogoś czekał.
-Dzień dobry, trenerze- przywitałam się.
-O, cześć Kamila. Dobrze, że jesteś- odpowiedział.
-Tylko ja. Nie ma jeszcze żadnej z dziewczyn- powiedziałam.
-Wiem, bo tylko ty miałaś przyjść wcześniej.
-Ale dlaczego?- zapytałam zaskoczona.
-Zaraz wszystko się wyjaśni, spokojnie.
*********************
Akuku! Jestem i zostawiam Was z 40 rozdziałem. 40!
Do następnego, Dream :* <3
P.S. Next we wtorek.
*perspektywa Kamili*
Obudziłam się rano i od razu zorientowałam się, że nie jestem w swoim pokoju, tylko w sypialni rodziców. Tata i Arek jeszcze spali, więc postanowiłam przygotować śniadanie. Zeszłam na dół i ruszyłam do kuchni. Kwadrans później danie stało gotowe na stole. Do pomieszczenia akurat weszli tata razem z Arkiem. Zjedliśmy posiłek w wesołej atmosferze i stwierdziliśmy, że ani mi ani Arkowi jeszcze jeden dzień wolnego nie zaszkodzi. Tym bardziej, że dochodziła już dziesiąta.
-Tato, a ty nie masz dzisiaj treningu?- zapytałam sprzątając po śniadaniu.
-Nie. Falasca dał nam trzy dni wolnego, więc mogę spędzić z wami trochę czasu- odpowiedział z uśmiechem. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc na ekran.
-Cześć Kamila- usłyszałam głos trenera.
-Dzień dobry- odpowiedziałam.
-Dzwonię, żeby ci przekazać, że trening jest dziś odwołany, za to jutro musicie przyjść pół godziny wcześniej.
-Dobrze. Dziękuję za informację. A coś się stało?- zapytałam.
-Wszystkiego dowiesz się jutro. Do zobaczenia.
-Do widzenia- odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
-Coś się stało?- zapytał tata.
-Trening mam dzisiaj odwołany, a jutro muszę stawić się pół godziny wcześniej- odpowiedziałam.
-A dlaczego?
-Nie mam pojęcia- powiedziałam i poszłam na górę, gdzie się ubrałam i zeszłam z powrotem na dół. Usiadłam na kanapie obok Arka i taty, którzy toczyli zawziętą bitwę w fifę. Po chwili znów rozdzwonił się mój telefon.
-Cześć mamo- odebrałam.
-Hej słoneczko. Masz tam gdzieś tatę pod ręką?
-Tak. Siedzą obok mnie razem z Arkiem i grają w fifę- odpowiedziałam.
-To dlatego nie mogę się do niego dodzwonić- stwierdziła.
-Pewnie tak. Poczekaj, dam mu telefon, żebyś mogła z nim porozmawiać- powiedziałam i wręczyłam tacie komórkę i przejęłam od niego pada, i kontynuowałam z Arkiem grę. Kiedy tata wrócił do salonu, powiedział nam, że mama już dostała wypis.
-Także ja jadę po mamę i Tymka, a wy zostaniecie w domu, dobrze?- zapytał.
-Jasne- odpowiedział Arek.
-Dokończymy szykowanie niespodzianki- uśmiechnęłam się.
-No dobra, to ja uciekam- powiedział tata i się z nami pożegnał.
-To co robimy?- zapytał rozentuzjazmowany Arek.
-Najpierw ułożymy babeczki na talerzach- odpowiedziałam. Młody pobiegł do kuchni, a ja zamknęłam drzwi wejściowe i do niego dołączyłam. Zanieśliśmy babeczki do salonu. Podoczepialiśmy balonów. Na trzech z nich napisaliśmy "Witajcie w domu", każde słowo na innym balonie.
-Kiedy oni przyjadą?- marudził Arek.
-Nie wiem, ale możemy ich wyglądać przez okno w kuchni- zaproponowałam. Nie musieliśmy jednak długo czekać, bo po kilku minutach samochód zatrzymał się na podjeździe. Rodzice wysiedli, a tata zabrał fotelik z tylnego siedzenia. Weszli do domu, a my uśmiechnięci czekaliśmy w korytarzu.
-Jejku- wyszeptała mama, kiedy zobaczyła, co przygotowaliśmy.- Jesteście kochani- dodała i nas przytuliła.
-Mamy jeszcze babeczki!- odezwał się Arek.- Kami je upiekła, a potem je dekorowaliśmy. Chodź, pokażę ci!- powiedział i pociągnął mamę za rękę do salonu. W tym czasie tata zdjął Tymkowi kurtkę i podniósł małego.
-Witaj w domu, syneczku- wyszeptał, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
-Tato, nie płacz- powiedziałam gładząc go po ramieniu.
-Ja nie płaczę- odparł. Zaśmiałam się cicho i pogłaskałam Tymka po rączce.- Weź go i idź do salonu. Ja muszę przynieść z samochodu wszystkie torby- poprosił tata i podał mi małego. Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam do salonu.
-Śliczne te babeczki. Dziękuję- powiedziała mama.
-Cieszę się, że ci się podobają- odpowiedziałam z uśmiechem. Cały dzień spędziliśmy w domu rozmawiając, śmiejąc się, oglądając telewizję i po prostu się nudząc.
Następnego dnia, niestety musiałam iść już do szkoły. Wyszłam rano z domu i przywitałam się z Filipem, który już czekał. Ruszyliśmy spokojnym krokiem do szkoły. Przed budynkiem było spore zamieszanie.
-Ty myślisz, że przepraszam bardzo, kim jesteś?!- zapytała jakaś dziewczyna. Dziwne, nie kojarzę jej.
-Kimś dużo lepszym od ciebie suko!- warknął jakiś chłopak. Razem z Filipem dołączyliśmy do tłumu gapiów. Obok nas stał Rafał.
-Cześć, co tu się dzieje?- zapytałam.
-Hej- odpowiedział.- Jakaś nowa dziewczyna przypadkiem wpadła na naszego wielkiego koszykarza i jest wojna.
-To znowu ten debil?- zapytał Filip. Faktycznie, koleś, który wykłócał się z dziewczyną jest w naszym wieku, tylko w klasie koszykarskiej.
-W ogóle, jak ty szmato wyglądasz?!- ryknął i zaczął się śmiać.- Jesteś gruba, brzydka, masz krzywy nos- zaczął wyliczać, a ja nie wytrzymałam.
-O proszę, idealny się znalazł. Top model 2015!- krzyknęłam, a chłopak zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wszyscy rozsunęli się tak, że bez problemu mogłam podejść do dwójki, która się kłóciła.
-Zamknij się!- warknął chłopak. Podeszłam do niego i zmierzyłam go wzrokiem.
-Nie mów mi co mam robić- odpowiedziałam.- I daj jej spokój.
-Bo będę miał z tobą do czynienia? Już się boję! Kochaniutka, co ty mi możesz zrobić?- zapytał z pogardą w głosie.
-Jeśli chcesz mieć w przyszłości dzieci, to lepiej nie dopytuj- odpyskowałam, a wszyscy zgromadzeni zawyli "uuuu...", a ktoś nawet zagwizdał.
-Zmiataj stąd, zanim będziesz mieć poważne problemy- powiedział podchodząc do mnie i patrząc mi prosto w oczy.
-Nie strasz mnie, bo na mnie to nie działa. Jesteś kolejnym dupkiem z przerośniętym ego. Dziwne, że się jeszcze w drzwiach mieścisz- odpowiedziałam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chłopak wziął zamach, krzyknął:
-Ty zdziro!!!- i jego ręka ruszyła w stronę mojej twarzy. Byłam przygotowana na cios, ale milimetry ode mnie jego ręka się zatrzymała. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam Filipa. Ten spojrzał z wściekłością w oczach na chłopaka i powiedział:
-Nigdy więcej tego nie próbuj! I troszeczkę więcej szacunku. Nie boli!- po czym objął mnie ramieniem i dodał.- Chodź, nie warto- i ruszyliśmy do wejścia do szkoły. Zeszliśmy do szatni, która, jak zwykle, była prawie pusta. Odwiesiłam kurtkę, a Filip stał i mi się przyglądał.
-No co?- zapytałam w końcu.
-Naprawdę chciałaś, żeby cię uderzył? Dziewczyno, przecież by cię z butów wyrzuciło!- stwierdził.
-Nic się przecież nie stało- odparłam.
-Martwiłem się- wyznał Filip.
-Całkowicie niepotrzebnie- uśmiechnęłam się i go przytuliłam- Dziękuję- wyszeptałam mu do ucha.
-Przecież obiecałem, że nie pozwolę, żeby ci się coś stało- odpowiedział chłopak. Uśmiechnęłam się lekko, po czym ruszyliśmy na lekcje. Po angielskim z naszym wychowawcą, nauczyciel powiedział:
-Kamila, Filip, zostańcie na chwilę- poczekaliśmy więc aż reszta klasy opuści salę. Kiedy została już tylko nasza dwójka i nauczyciel, ten spytał- O co była kłótnia dzisiaj rano przed szkołą?
-Panie Mateuszu. To nie my ją zaczęliśmy. Kiedy przyszliśmy do szkoły, ten chłopak już wyzywał tą dziewczynę. A ja nie mogłam tego słuchać i patrzeć, jak wszyscy tylko się śmieją, więc zareagowałam- wyjaśniłam.
-No dobrze. Ale gdyby nie Filip, to tamten chłopak by cię uderzył- odpowiedział nauczyciel.
-No, ale przecież nic się nie stało- stwierdził Filip.- To nie jest pierwsza tego typu kłótnia, w której, niestety, braliśmy udział.
-Dlaczego między koszykarzami i siatkarzami jest ciągła wojna?- zapytał nasz wychowawca.
-Ja uważam, że to jest kwestia podejścia. Bo siatkówka pomimo tego, że uczy, aby się nie poddawać i walczyć do końca, to również uświadamia, że ważne są pokora wobec życia i szacunek dla rywali. A w koszykówce jest tylko ciągła walka, rywalizacja. Nie ma ukazywania innych wartości- powiedziałam.
-W sumie, to racja- odezwał się Filip.- Koszykówka jest sportem kontaktowym. Przepychanki nie są tam niczym dziwnym.
-A w siatkówce?- zapytał pan Mateusz.
-A w siatkówce dzieli nas siatka. Spojrzenia, jakieś krótkie odzywki się zdarzają. Jest dużo więcej walki psychologicznej. Jesteśmy przez to silniejsi psychicznie od koszykarzy, ponieważ u nich tego nie ma. A my, co prawda nieświadomie, ćwiczymy to na każdym treningu- zakończyłam.
-Dokładnie- potwierdził Filip.
-Jesteście genialni- stwierdził nauczyciel.
-Bardzo miło nam to słyszeć- powiedział Winiarski, za co oberwał w bok z łokcia.
-Przytoczę to wszystko na najbliższej radzie pedagogicznej i może wreszcie uda nam się zażegnać ten wieczny konflikt- dodał nauczyciel. Wtedy zadzwonił dzwonek i musieliśmy iść na następną lekcję.
Po szkole szybkim krokiem wróciłam do domu, zjadłam obiad, przebrałam się i ruszyłam na halę. Musiałam być pół godziny wcześniej, czyli na 15, a nie tak jak zawsze, na 15:30. Weszłam do szatni i była ona pusta. Sprawdziłam godzinę i wszystko się zgadzało. Poszłam więc na salę. Siedział tam trener i wyglądał, jakby na kogoś czekał.
-Dzień dobry, trenerze- przywitałam się.
-O, cześć Kamila. Dobrze, że jesteś- odpowiedział.
-Tylko ja. Nie ma jeszcze żadnej z dziewczyn- powiedziałam.
-Wiem, bo tylko ty miałaś przyjść wcześniej.
-Ale dlaczego?- zapytałam zaskoczona.
-Zaraz wszystko się wyjaśni, spokojnie.
*********************
Akuku! Jestem i zostawiam Was z 40 rozdziałem. 40!
Do następnego, Dream :* <3
P.S. Next we wtorek.
piątek, 19 sierpnia 2016
Rozdział 39
Zrobiliśmy szybkie zakupy i wyszliśmy przed sklep. Nerwowo rozejrzałam się po parkingu.
-Ej, Kam co jest?- zapytał Filip.-Nic, nic- odpowiedziałam szybko.
-Chodzi o tego kolesia?- zadał kolejne pytanie, a ja opuściłam głowę.- Daj spokój. Jest środek dnia. Nic ci nie będzie. A po za tym, jesteś ze mną.
-Ale- zaczęłam, ale Filip mi przerwał:
-Nie ma ale. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę, jasne?- zapytał patrząc mi prosto w oczy.
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam tonąć w tym błękicie. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, stojąc przed sklepem. Po chwili speszona odwróciłam głowę, chwyciłam mocniej rączkę siatki i ruszyłam w stronę domu. Filip momentalnie zrównał krok z moim, wyjął mi siatkę z dłoni i objął mnie ramieniem, szepcząc przy tym do ucha:
-Nie bój się- do domu dotarliśmy dość szybko. Zdjęłam buty i od razu weszłam na górę. Zabrałam rzeczy, o które prosiła mama i zeszłam na dół. Filip siedział w salonie na kanapie.
-Wygodnie?- zapytałam.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo- stwierdził, na co oboje się zaśmialiśmy. Weszłam do kuchni i krzyknęłam:
-Chcesz coś do picia?!
-Nie musisz krzyczeć. Sam sobie wleję. A ty coś chcesz?
-Soku- odpowiedziałam i zaczęłam pakować wszystkie rzeczy do torby.- Jak myślisz, dołożyć czekoladę?- zapytałam.
-A czemu nie? Każda kobieta uwielbia czekoladę- stwierdził i podał mi szklankę z sokiem. Upiłam łyk i dopakowałam czekoladę do toby. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko jest i ją zamknęłam.- Usiądź- powiedział Filip.
-Myślałam, że już pójdziemy- mruknęłam.
-Usiądź, odsapnij, dopij sok. Nie musimy się spieszyć.
-Ale
-Dlaczego ty jesteś taka uparta, co?
-Taki mój urok- stwierdziłam i usiadłam przy stole.
-Zauważyłem- zaśmiał się. Kilka minut później wychodziliśmy już z domu. Filip, jak się okazało też potrafi być uparty, ponieważ nie pozwolił mi wziąć torby. Do szpitala dotarliśmy po upływie około kwadransu. Od razu skierowaliśmy się na salę, którą zajmowała mama. W środku oprócz mamy Tymka i Arka byli również tata i Michał. Posiedzieliśmy chwilę, gdy nagle tata zapytał:
-Kamila, Filip, wy nie powinniście być w szkole?! A ty Arek w przedszkolu?!- wymieniłam z Filipem rozbawione spojrzenia po czym stwierdziłam:
-Szybko się zorientowałeś, tato.
-Lepiej późno niż później- mruknął gdzieś obok Michał. To spowodowało wybuch śmiechu. Wyjaśniliśmy wszystko tacie. Po około pół godzinie tata stwierdził, że czas się zbierać. Pożegnaliśmy się z mamą i Tymkiem i wyszliśmy z sali. Przed szpitalem pożegnaliśmy się z Winiarskimi i wsiedliśmy do samochodu.
-To co, jedziemy na obiad?- zapytał tata.
-Pizza?- spytał z nadzieją Arek.
-Ale ani słowa mamie, jasne?- zadał kolejne pytanie.
-Tak jest!- odpowiedzieliśmy jednocześnie z Arkiem, po czym całą trójką zaczęliśmy się śmiać.
-No to jedziemy- stwierdził tata i wyjechaliśmy z parkingu. Jakieś czterdzieści minut później byliśmy już po obiedzie.- Wracamy do domu?- zapytał tata.
-Nie możemy- odparłam ze spokojem.
-A czemuż to?
-Zakupy trzeba zrobić- poinformowałam tatę.
-W takim razie jedziemy- stwierdził tata i ruszyliśmy do supermarketu. Arek chciał zostać na takim wielkim placu zabaw (wiadomo o co chodzi. Dmuchane zabawki itp. Przyp. autorki), a tym czasie my z tatą ruszyliśmy pomiędzy regałami.
-To co potrzebujemy?- zapytał tata dumnie pchając przed siebie wózek.
-Nie wiesz, czego brakuje w twojej lodówce?- spytałam zatrzymując się na środku alejki i wlepiając w tatę zaskoczone spojrzenie.
-No nie patrz tak na mnie. Zawsze mam listę- tłumaczył się.
-O matko- westchnęłam.- Nie ważne. Ja wiem mniej, więcej czego potrzeba.
-Jakiś plus- zaśmiał się tata.
-Tato, a kiedy mama wychodzi ze szpitala?- zapytałam wkładając trzy kartony mleka do wózka.
-Jutro koło południa.
-To może zrobimy im coś na wzór powitania?- zaproponowałam nieśmiało.- Balony, ciasto. Rozumiesz.
-Świetny pomysł!- stwierdził entuzjastycznie tata.- Ale, mówiąc delikatnie, ja niekoniecznie umiem piec ciasta. Jakiekolwiek.
-To tym ja się zajmę. Może nie jestem mistrzynią, ale powinno mi się udać.
-A jakie ciasto zrobisz?
-Może babeczki, które potem udekorujemy- odpowiedziałam.
-Umiesz robić babeczki? Czy kupujemy w paczce?- zapytał tata zaskoczony.
-Umiem. Babcia uwielbiała piec i czegoś mnie tam nauczyła. Ale osobiście uważam, że najlepiej wychodzą mi torty- opowiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech na wspomnienie o babci.
-Kiedyś to sprawdzimy- powiedział tata. Zakupy skończyliśmy po pół godzinie. Zabraliśmy Arka i ruszyliśmy do domu. Tam tata zajął się rozpakowywaniem zakupów, w czym dzielnie pomagał mu Arek, a ja poszłam na górę się przebrać, po czym zeszłam do kuchni i zajęłam się robieniem babeczek. W tym czasie panowie postanowili posprzątać. W domu przez cały czas było głośno. Kiedy wstawiłam babeczki do piekarnika zorientowałam się, że zrobiło się dziwnie cicho. Na dole nikogo nie było, więc weszłam na górę. Drzwi do pokoju Arka były uchylone, więc zajrzałam do środka. Tam na podłodze panowie siedzieli i bawili się klockami lego. Świetnie wam idzie to sprzątanie.
-Co budujecie?- zapytałam siadając obok nich na podłodze.
-Ciężarówkę- odpowiedział Arek.
-Aha. A jak wam idzie sprzątanie?
-Potem skończymy- mruknął tata.
-No dobra, a co wam jeszcze zostało?
-Sypialnia, twój pokój, obie łazienki, kuchnia i schody- wyliczał na palcach tata. Pokiwałam tylko głową i wyszłam z pokoju z zamiarem dokończenia sprzątania. Czterdzieści minut później podziwiałam wyczyszczony na błysk dom. W międzyczasie wyciągnęłam babeczki z piekarnika i wstawiłam następną blachę. Kiedy tata i Arek zeszli na dół, młody zapytał:
-Są już babeczki?
-Część tak. Zaraz będziesz mógł je udekorować- uśmiechnęłam się.
-Suuuuper!- pisnął i pobiegł do kuchni.
-Skończyłaś sprzątanie?- zapytał zaskoczony tata.
-A czemu nie?
-Dziękuję- uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Nie ma sprawy- odwzajemniłam uśmiech. Po chwili oboje poszliśmy do kuchni, gdzie przez następną godzinę dekorowaliśmy babeczki, bardzo dobrze się przy tym bawiąc. Gdy skończyliśmy, zjedliśmy kolację w postaci kanapek, po której Arek poszedł się umyć. Natomiast ja i tata zaczęliśmy nadmuchiwać balony. Po około kwadransie dołączył do nas Arek. Kiedy mięliśmy nadmuchane już wszystkie balony, udekorowaliśmy najpierw pokój Tymka, następnie poręcz schodów oraz korytarz na dole i u góry. Balony były we wszystkich kolorach tęczy i naprawdę ślicznie to wyglądało. Gdy już udało nam się skończyć, poszłam się umyć, a tata położyć Arka spać, ponieważ dochodziła 22. Po wyjściu z łazienki usłyszałam rozmowę z sypialni rodziców. Weszłam więc tam i zobaczyłam Arka wtulonego w tatę.
-Arek, zostaniesz z Kamilą? Ja pójdę się umyć i do ciebie przyjdę- uśmiechnął się lekko.
-No dobra- westchnął chłopiec.
-Zostaniesz z nim?- zapytał szeptem tata, kiedy do mnie podszedł.
-Jasne- uśmiechnęłam się i położyłam obok Arka. Ten mocno się we mnie wtulił i zasnął. Nawet nie wiem kiedy sama odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*perspektywa Mariusza*
Gdy wyszedłem z sypialni, od razu ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, po czym najciszej jak umiałem ruszyłem do kuchni. Wlałem sobie wody do szklanki i usiadłem w salonie na kanapie. Wybrałem numer Pauliny.
-Cześć kochanie- odebrała moja żona.
-Hej słońce. Jak się czujecie?- zapytałem.
-Tymek właśnie zasnął. Też zamierzałam się kłaść. I miałam do ciebie dzwonić.
-Już nie musisz- odpowiedziałem.
-Jak sobie radzisz?- zapytała Paula.
-Nie najgorzej. Bynajmniej w mojej ocenie. Zrobiliśmy zakupy, więc z głodu nie zginiemy- stwierdziłem, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Dzieciaki już śpią?
-Arek na pewno. A Kamila nie wiem- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- A kiedy dokładnie wychodzicie?
-Rozmawiałam z lekarzem jakąś godzinę po waszym wyjściu. Jeżeli jutro po badaniach wszystko będzie w porządku, to koło czternastej powinni nas wypisać- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.
-To świetnie. Dobra, ja kończę. Idź spać. Przyjadę jutro- powiedziałem.
-Dobrze. Ale koniecznie weź ze sobą dzieciaki. Dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedziałem i zakończyłem połączenie. Dopiłem wodę i włożyłem szklankę do zmywarki. Następnie ruszyłem do sypialni. To, co tam zobaczyłem całkowicie mnie rozczuliło.
**************
To znowu ja!
Nie będę się rozpisywać. Zapowiem tylko, że wielkimi krokami zbliża się rozwiązanie sprawy z Kamą i Filipem :D
Do następnego, pozdrawiam, Dream <3 :*
P.S. Next w niedzielę :D
-Ej, Kam co jest?- zapytał Filip.-Nic, nic- odpowiedziałam szybko.
-Chodzi o tego kolesia?- zadał kolejne pytanie, a ja opuściłam głowę.- Daj spokój. Jest środek dnia. Nic ci nie będzie. A po za tym, jesteś ze mną.
-Ale- zaczęłam, ale Filip mi przerwał:
-Nie ma ale. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę, jasne?- zapytał patrząc mi prosto w oczy.
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam tonąć w tym błękicie. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, stojąc przed sklepem. Po chwili speszona odwróciłam głowę, chwyciłam mocniej rączkę siatki i ruszyłam w stronę domu. Filip momentalnie zrównał krok z moim, wyjął mi siatkę z dłoni i objął mnie ramieniem, szepcząc przy tym do ucha:
-Nie bój się- do domu dotarliśmy dość szybko. Zdjęłam buty i od razu weszłam na górę. Zabrałam rzeczy, o które prosiła mama i zeszłam na dół. Filip siedział w salonie na kanapie.
-Wygodnie?- zapytałam.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo- stwierdził, na co oboje się zaśmialiśmy. Weszłam do kuchni i krzyknęłam:
-Chcesz coś do picia?!
-Nie musisz krzyczeć. Sam sobie wleję. A ty coś chcesz?
-Soku- odpowiedziałam i zaczęłam pakować wszystkie rzeczy do torby.- Jak myślisz, dołożyć czekoladę?- zapytałam.
-A czemu nie? Każda kobieta uwielbia czekoladę- stwierdził i podał mi szklankę z sokiem. Upiłam łyk i dopakowałam czekoladę do toby. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko jest i ją zamknęłam.- Usiądź- powiedział Filip.
-Myślałam, że już pójdziemy- mruknęłam.
-Usiądź, odsapnij, dopij sok. Nie musimy się spieszyć.
-Ale
-Dlaczego ty jesteś taka uparta, co?
-Taki mój urok- stwierdziłam i usiadłam przy stole.
-Zauważyłem- zaśmiał się. Kilka minut później wychodziliśmy już z domu. Filip, jak się okazało też potrafi być uparty, ponieważ nie pozwolił mi wziąć torby. Do szpitala dotarliśmy po upływie około kwadransu. Od razu skierowaliśmy się na salę, którą zajmowała mama. W środku oprócz mamy Tymka i Arka byli również tata i Michał. Posiedzieliśmy chwilę, gdy nagle tata zapytał:
-Kamila, Filip, wy nie powinniście być w szkole?! A ty Arek w przedszkolu?!- wymieniłam z Filipem rozbawione spojrzenia po czym stwierdziłam:
-Szybko się zorientowałeś, tato.
-Lepiej późno niż później- mruknął gdzieś obok Michał. To spowodowało wybuch śmiechu. Wyjaśniliśmy wszystko tacie. Po około pół godzinie tata stwierdził, że czas się zbierać. Pożegnaliśmy się z mamą i Tymkiem i wyszliśmy z sali. Przed szpitalem pożegnaliśmy się z Winiarskimi i wsiedliśmy do samochodu.
-To co, jedziemy na obiad?- zapytał tata.
-Pizza?- spytał z nadzieją Arek.
-Ale ani słowa mamie, jasne?- zadał kolejne pytanie.
-Tak jest!- odpowiedzieliśmy jednocześnie z Arkiem, po czym całą trójką zaczęliśmy się śmiać.
-No to jedziemy- stwierdził tata i wyjechaliśmy z parkingu. Jakieś czterdzieści minut później byliśmy już po obiedzie.- Wracamy do domu?- zapytał tata.
-Nie możemy- odparłam ze spokojem.
-A czemuż to?
-Zakupy trzeba zrobić- poinformowałam tatę.
-W takim razie jedziemy- stwierdził tata i ruszyliśmy do supermarketu. Arek chciał zostać na takim wielkim placu zabaw (wiadomo o co chodzi. Dmuchane zabawki itp. Przyp. autorki), a tym czasie my z tatą ruszyliśmy pomiędzy regałami.
-To co potrzebujemy?- zapytał tata dumnie pchając przed siebie wózek.
-Nie wiesz, czego brakuje w twojej lodówce?- spytałam zatrzymując się na środku alejki i wlepiając w tatę zaskoczone spojrzenie.
-No nie patrz tak na mnie. Zawsze mam listę- tłumaczył się.
-O matko- westchnęłam.- Nie ważne. Ja wiem mniej, więcej czego potrzeba.
-Jakiś plus- zaśmiał się tata.
-Tato, a kiedy mama wychodzi ze szpitala?- zapytałam wkładając trzy kartony mleka do wózka.
-Jutro koło południa.
-To może zrobimy im coś na wzór powitania?- zaproponowałam nieśmiało.- Balony, ciasto. Rozumiesz.
-Świetny pomysł!- stwierdził entuzjastycznie tata.- Ale, mówiąc delikatnie, ja niekoniecznie umiem piec ciasta. Jakiekolwiek.
-To tym ja się zajmę. Może nie jestem mistrzynią, ale powinno mi się udać.
-A jakie ciasto zrobisz?
-Może babeczki, które potem udekorujemy- odpowiedziałam.
-Umiesz robić babeczki? Czy kupujemy w paczce?- zapytał tata zaskoczony.
-Umiem. Babcia uwielbiała piec i czegoś mnie tam nauczyła. Ale osobiście uważam, że najlepiej wychodzą mi torty- opowiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech na wspomnienie o babci.
-Kiedyś to sprawdzimy- powiedział tata. Zakupy skończyliśmy po pół godzinie. Zabraliśmy Arka i ruszyliśmy do domu. Tam tata zajął się rozpakowywaniem zakupów, w czym dzielnie pomagał mu Arek, a ja poszłam na górę się przebrać, po czym zeszłam do kuchni i zajęłam się robieniem babeczek. W tym czasie panowie postanowili posprzątać. W domu przez cały czas było głośno. Kiedy wstawiłam babeczki do piekarnika zorientowałam się, że zrobiło się dziwnie cicho. Na dole nikogo nie było, więc weszłam na górę. Drzwi do pokoju Arka były uchylone, więc zajrzałam do środka. Tam na podłodze panowie siedzieli i bawili się klockami lego. Świetnie wam idzie to sprzątanie.
-Co budujecie?- zapytałam siadając obok nich na podłodze.
-Ciężarówkę- odpowiedział Arek.
-Aha. A jak wam idzie sprzątanie?
-Potem skończymy- mruknął tata.
-No dobra, a co wam jeszcze zostało?
-Sypialnia, twój pokój, obie łazienki, kuchnia i schody- wyliczał na palcach tata. Pokiwałam tylko głową i wyszłam z pokoju z zamiarem dokończenia sprzątania. Czterdzieści minut później podziwiałam wyczyszczony na błysk dom. W międzyczasie wyciągnęłam babeczki z piekarnika i wstawiłam następną blachę. Kiedy tata i Arek zeszli na dół, młody zapytał:
-Są już babeczki?
-Część tak. Zaraz będziesz mógł je udekorować- uśmiechnęłam się.
-Suuuuper!- pisnął i pobiegł do kuchni.
-Skończyłaś sprzątanie?- zapytał zaskoczony tata.
-A czemu nie?
-Dziękuję- uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Nie ma sprawy- odwzajemniłam uśmiech. Po chwili oboje poszliśmy do kuchni, gdzie przez następną godzinę dekorowaliśmy babeczki, bardzo dobrze się przy tym bawiąc. Gdy skończyliśmy, zjedliśmy kolację w postaci kanapek, po której Arek poszedł się umyć. Natomiast ja i tata zaczęliśmy nadmuchiwać balony. Po około kwadransie dołączył do nas Arek. Kiedy mięliśmy nadmuchane już wszystkie balony, udekorowaliśmy najpierw pokój Tymka, następnie poręcz schodów oraz korytarz na dole i u góry. Balony były we wszystkich kolorach tęczy i naprawdę ślicznie to wyglądało. Gdy już udało nam się skończyć, poszłam się umyć, a tata położyć Arka spać, ponieważ dochodziła 22. Po wyjściu z łazienki usłyszałam rozmowę z sypialni rodziców. Weszłam więc tam i zobaczyłam Arka wtulonego w tatę.
-Arek, zostaniesz z Kamilą? Ja pójdę się umyć i do ciebie przyjdę- uśmiechnął się lekko.
-No dobra- westchnął chłopiec.
-Zostaniesz z nim?- zapytał szeptem tata, kiedy do mnie podszedł.
-Jasne- uśmiechnęłam się i położyłam obok Arka. Ten mocno się we mnie wtulił i zasnął. Nawet nie wiem kiedy sama odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*perspektywa Mariusza*
Gdy wyszedłem z sypialni, od razu ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, po czym najciszej jak umiałem ruszyłem do kuchni. Wlałem sobie wody do szklanki i usiadłem w salonie na kanapie. Wybrałem numer Pauliny.
-Cześć kochanie- odebrała moja żona.
-Hej słońce. Jak się czujecie?- zapytałem.
-Tymek właśnie zasnął. Też zamierzałam się kłaść. I miałam do ciebie dzwonić.
-Już nie musisz- odpowiedziałem.
-Jak sobie radzisz?- zapytała Paula.
-Nie najgorzej. Bynajmniej w mojej ocenie. Zrobiliśmy zakupy, więc z głodu nie zginiemy- stwierdziłem, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Dzieciaki już śpią?
-Arek na pewno. A Kamila nie wiem- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- A kiedy dokładnie wychodzicie?
-Rozmawiałam z lekarzem jakąś godzinę po waszym wyjściu. Jeżeli jutro po badaniach wszystko będzie w porządku, to koło czternastej powinni nas wypisać- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.
-To świetnie. Dobra, ja kończę. Idź spać. Przyjadę jutro- powiedziałem.
-Dobrze. Ale koniecznie weź ze sobą dzieciaki. Dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedziałem i zakończyłem połączenie. Dopiłem wodę i włożyłem szklankę do zmywarki. Następnie ruszyłem do sypialni. To, co tam zobaczyłem całkowicie mnie rozczuliło.
**************
To znowu ja!
Nie będę się rozpisywać. Zapowiem tylko, że wielkimi krokami zbliża się rozwiązanie sprawy z Kamą i Filipem :D
Do następnego, pozdrawiam, Dream <3 :*
P.S. Next w niedzielę :D
czwartek, 18 sierpnia 2016
Zwariowałam....
Zapraszam Was na coś nowego mojego autorstwa...
http://milion-powodow.blogspot.com/
Chyba naprawdę zwariowałam..........
http://milion-powodow.blogspot.com/
Chyba naprawdę zwariowałam..........
środa, 17 sierpnia 2016
Rozdział 38
-Misiek- zaczęłam.
-Tak?
-Zawieziesz mnie potem do szpitala?
-Ciebie i Arka. Młody raczej nie będzie chciał iść do przedszkola- zaśmiał się cicho.
-I jeszcze jedno- powiedziałam.
-Mianowicie?
-Dziękuję- podeszłam do przyjmującego, po czym go przytuliłam.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i odwzajemnił mój uścisk. Chwilę później poszłam do Dagmary do kuchni. Zjadłam jedną kanapkę i wypiłam trzy kubki herbaty. Koło siódmej w kuchni pojawił się Filip. W samych spodenkach.
-Cześć, Kama- powiedział i podszedł do lodówki.
-Hej- odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. Otworzył ją, zajrzał do środka, po czym zastygł w bezruchu i odwrócił się w moją stronę.
-Kama?! Co ty tu robisz?- zapytał. Mój uśmiech momentalnie zniknął, a zastąpiły go słone krople gromadzące się w moich oczach. Chłopak widząc to zamknął lodówkę i podszedł do mnie.- Ej, mała, co się stało?- zadał kolejne pytanie, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Filip mnie przytulił i rzucił pytające spojrzenie Miśkowi, który akurat wszedł do kuchni. Ten mu wszystko wyjaśnił. Kiedy Michał opowiadał o tym kolesiu, czułam, jak mięśnie Filipa się napinają. Wszystkie.
-Więc nie dziw się jej- zakończył Michał i wyszedł.
-Zabije gnoja- warknął.
-Nawet go nie znamy- wyszeptałam.
-Boisz się?
-Jak cholera- odpowiedziałam.
-A teraz?- zapytał mocniej mnie obejmując.
-Teraz trochę mniej- powiedziałam z uśmiechem. Po chwili chłopak wstał i zaczął robić sobie śniadanie. W kuchni kolejno zaczęli pojawiać się Olek, Arek i Daga z Antkiem,a po chwili również Misiek. Wyjaśniliśmy wszystko pobieżnie chłopakom.
-Michał, mogę jechać z wami do tego szpitala?- zapytał Filip.
-Dobra. Ale masz to wszystko potem nadrobić. Oboje macie- powiedział wskazując na nas palcem.
-Nic nie będziemy musieli nadrabiać. W sumie, to cały tydzień moglibyśmy się obijać, bo są jakieś turnieje dla gimnazjum i część z liceum jest zaangażowana, a reszta się obija- wyjaśnił Filip. Michał tylko pokiwał głową, po czym ustalił z nami, że najpierw odwiezie Olka do szkoły, a potem wróci po nas i pojedziemy do szpitala. Zaczynałam się martwić, bo tata miał się odezwać. A tu nic. Ja wiem, że to czasem może długo trwać, ale. No. Właśnie. Kiedy Misiek pojechał zapytałam Filipa:
-Pójdziesz ze mną po jakieś ubrania dla Arka? Sama jakoś nie bardzo mam ochotę.
-Jasne, nie ma sprawy. Chodźmy.
-Dzięki- uśmiechnęłam się i ruszyłam razem z chłopakiem do mojego domu. Szybko wyszukałam jakieś rzeczy i już po chwili wręczałam je Arkowi. Ten poszedł się ubrać. Po chwili przyjechał Misiek, więc razem z Filipem i Arkiem załadowaliśmy się do samochodu. Kilka minut później byliśmy już pod budynkiem. Michał zadzwonił do taty, żeby dowiedzieć się, gdzie są. Kiedy ten mu odpowiedział, szybko się rozłączył i wysiadł z samochodu. Zrobiliśmy to samo i już po chwili staliśmy pod drzwiami jednej z sal. Tata z niej wyszedł, szeroko się do nas uśmiechnął i powiedział:
-Mam drugiego syna!
-Gratulacje- odpowiedział Michał.
-Mama chce się z wami zobaczyć- poinformował mnie i Arka tata. Otworzył drzwi do sali i nas wpuścił, a sam został na korytarzu. Usłyszałam jeszcze jak pytał Michała:
-To o czym ważnym chcesz ze mną porozmawiać?
-Cześć mamo- powiedział Arek.
-Cześć słoneczko- uśmiechnęła się i przytuliła chłopca.
-Hej- odezwałam się.
-Cześć, chodź tu do mnie- powiedziała i mnie również przytuliła.- Poznajcie waszego brata. Zdecydowaliśmy z tatą, że będzie miał na imię Tymek.
-Tymoteusz- wyszeptałam.- Cześć maleństwo. Witaj na tym wielkim świecie- powiedziałam głaszcząc go po drobniutkiej rączce.
-Witaj braciszku- powiedział Arek i pocałował Tymka w główkę.
-Jeśli chcesz, to weź go na ręce- odezwała się mama patrząc na mnie.
-Ale mamo. On jest taki malutki. Nie chcę zrobić mu krzywdy- odpowiedziałam.
-Nie bój się, nie zrobisz. Masz to we krwi, jak każda przyszła matka- powiedziała. Odetchnęłam i wzięłam chłopczyka na ręce. Był naprawdę drobniutki.- Dostał dziesięć punktów. 58 centymetrów i 3600 gram.
-Co jest maleństwo? W nocy postanowiłeś mamę obudzić?- zapytałam chłopca. Ten tylko uśmiechnął się przez sen. Nagle do sali wszedł tata. Nie miał wesołej miny.
-Kamila, chodź na chwilę. Mam do ciebie pytanie- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Podałam Tymka mamie i wyszłam razem z tatą z sali.
-O co chodzi?- zapytałam.
-Wiesz przecież. Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
-Nie tato.
-Ale na pewno?
-Tak.
-Musimy to zgłosić na policję- powiedział.
-Ja nawet nie wiem, jak koleś się nazywa. Widziałam go na oczy pierwszy raz w życiu. Niby co im powiem?- zapytałam.
-Spokojnie- starał się złagodzić atmosferę Michał.
-Boisz się?- zapytał tata.
-Niestety- odparłam, a tata mocno mnie przytulił.
-Dobrze, że zadzwoniłaś po Michała- stwierdził odsuwając się ode mnie.
-No na coś się wreszcie przydał- odparłam poważnie, po czym całą czwórką się zaśmialiśmy.
-Mariusz, my musimy zbierać się na trening- powiedział Michał.
-Wiem, wiem. Poradzicie sobie?- zapytał.
-Jasne- odpowiedział Filip.
-Jak by co, to jesteśmy pod telefonem- dodałam.
-Dobra. To jeszcze wyjaśnij mamie wszystko- poprosił tata i razem z Miśkiem wyszli ze szpitala.
-Kam- zaczął Filip.
-Tak?
-A jeśli ten facet, co się dzisiaj dobijał, to był ten sam co wtedy przy sklepie?- zapytał, a mi szczęka zjechała do kostek.- Nie patrz tak na mnie. Musimy rozważyć każdą ewentualność.
-A jak to naprawdę był on?- spytałam i zaczęłam mrugać, żeby nie wypuścić łez z oczu.
-Tylko nie płacz. Błagam- powiedział Filip i mnie przytulił. Udało mi się opanować, więc odsunęłam się od chłopaka i odetchnęłam.
-Dziękuję. Chodź, poznasz Tymka- uśmiechnęłam się.
-Nie. Posiedzę tu- stwierdził i chciał usiąść na krzesełku.
-Nie denerwuj mnie- powiedziałam, po czym złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi.
-Masz strasznie dużo siły. I do tego jesteś okropnie uparta.
-Resztę zażaleń wyślij pocztą- mruknęłam i weszłam do sali.
-O, cześć Filip. Miło cię widzieć.
-Hej- uśmiechnął się chłopak i razem ze mną podszedł do łóżeczka, w którym leżał Tymuś.- Cześć, chłopie.
-Śliczny jest, nie?- zapytałam Filipa.
-Uroczy- odpowiedział wpatrując się w malucha. Uśmiechnęłam się obserwując profil chłopaka i kącik ust, który z każdą chwilą podjeżdżał wyżej. Szybko jednak odwróciłam głowę, karcąc się przy tym w myślach. Spojrzałam na mamę, która wlepiała we mnie wzrok, jakby chciała powiedzieć "A nie mówiłam?!". Pokręciłam tylko głową i przeniosłam spojrzenie na Tymka.
-Możesz wziąć go na ręce- przerwała ciszę mama.
-Nie, nie- przestraszył się chłopak.- On jest za malutki. Zrobię mu krzywdę. Nie ma mowy.
-Kamila, podaj Filipowi Tymka- poprosiła mama. Wzięłam małego na ręce i podeszłam do Filipa. Ten jednak cofnął się o krok.
-Nie bój się- uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Ale on jest taki malutki.
-Jak to niemowlak- stwierdziłam.
-No dobra. Ale tylko na chwilę- zaznaczył. Podałam mu chłopca, a ten podniósł na mnie swoje niebieskie oczyska i zapytał- Dobrze go trzymam?
-Tak. Tylko popraw tu rękę- poleciłam i pomogłam mu ułożyć rękę w odpowiedni sposób. Ślicznie wyglądał, znaczy wyglądali. WYGLĄDALI. Po chwili Filip podszedł do mnie i podał mi malucha do rąk.
-Daj mi moje maleństwo- poprosiła mama. Podałam jej więc chłopca i zapytałam:
-Potrzebujesz czegoś? Coś ci przynieść? Albo kupić?
-Coś do picia. Najlepiej sok pomarańczowy. Jakieś owoce. I ręcznik. To chyba tyle. Chociaż nie. Jeszcze kosmetyczkę. Przypilnuj, żeby był w środku grzebień. I szampon. I to będzie wszystko.
-Nie ma problemu- uśmiechnęłam się.
-A tak właściwie, to gdzie tata?
-Właśnie, zapomniałam ci powiedzieć. Pojechał z Michałem na trening- odpowiedziałam.- Dobra, to ja lecę po te wszystkie rzeczy. Mogę zostawić ci Arka?
-Jasne, leć- uśmiechnęła się.
-Idę z tobą- stwierdził Filip. Ruszyliśmy więc do wyjścia ze szpitala. -Najpierw do domu czy do sklepu?- zapytał, kiedy byliśmy już przed budynkiem.
-Może najpierw do sklepu. I potem zakupy i rzeczy z domu spakujemy do jednej torby- zaproponowałam.
-W takim razie ustalone
-No to idziemy- ruszyliśmy więc do sklepu. Zrobiliśmy szybkie zakupy i wyszliśmy przed sklep. Nerwowo rozejrzałam się po parkingu.
-Ej, Kam co jest?- zapytał Filip.
**************
Tak, to znowu ja!
Przedstawiam Wam 38 rozdział i nie rozpisuję się, bo nie mam nastroju.
Next w piątek.
Pozdrawiam, Dream <3
-Tak?
-Zawieziesz mnie potem do szpitala?
-Ciebie i Arka. Młody raczej nie będzie chciał iść do przedszkola- zaśmiał się cicho.
-I jeszcze jedno- powiedziałam.
-Mianowicie?
-Dziękuję- podeszłam do przyjmującego, po czym go przytuliłam.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i odwzajemnił mój uścisk. Chwilę później poszłam do Dagmary do kuchni. Zjadłam jedną kanapkę i wypiłam trzy kubki herbaty. Koło siódmej w kuchni pojawił się Filip. W samych spodenkach.
-Cześć, Kama- powiedział i podszedł do lodówki.
-Hej- odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. Otworzył ją, zajrzał do środka, po czym zastygł w bezruchu i odwrócił się w moją stronę.
-Kama?! Co ty tu robisz?- zapytał. Mój uśmiech momentalnie zniknął, a zastąpiły go słone krople gromadzące się w moich oczach. Chłopak widząc to zamknął lodówkę i podszedł do mnie.- Ej, mała, co się stało?- zadał kolejne pytanie, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Filip mnie przytulił i rzucił pytające spojrzenie Miśkowi, który akurat wszedł do kuchni. Ten mu wszystko wyjaśnił. Kiedy Michał opowiadał o tym kolesiu, czułam, jak mięśnie Filipa się napinają. Wszystkie.
-Więc nie dziw się jej- zakończył Michał i wyszedł.
-Zabije gnoja- warknął.
-Nawet go nie znamy- wyszeptałam.
-Boisz się?
-Jak cholera- odpowiedziałam.
-A teraz?- zapytał mocniej mnie obejmując.
-Teraz trochę mniej- powiedziałam z uśmiechem. Po chwili chłopak wstał i zaczął robić sobie śniadanie. W kuchni kolejno zaczęli pojawiać się Olek, Arek i Daga z Antkiem,a po chwili również Misiek. Wyjaśniliśmy wszystko pobieżnie chłopakom.
-Michał, mogę jechać z wami do tego szpitala?- zapytał Filip.
-Dobra. Ale masz to wszystko potem nadrobić. Oboje macie- powiedział wskazując na nas palcem.
-Nic nie będziemy musieli nadrabiać. W sumie, to cały tydzień moglibyśmy się obijać, bo są jakieś turnieje dla gimnazjum i część z liceum jest zaangażowana, a reszta się obija- wyjaśnił Filip. Michał tylko pokiwał głową, po czym ustalił z nami, że najpierw odwiezie Olka do szkoły, a potem wróci po nas i pojedziemy do szpitala. Zaczynałam się martwić, bo tata miał się odezwać. A tu nic. Ja wiem, że to czasem może długo trwać, ale. No. Właśnie. Kiedy Misiek pojechał zapytałam Filipa:
-Pójdziesz ze mną po jakieś ubrania dla Arka? Sama jakoś nie bardzo mam ochotę.
-Jasne, nie ma sprawy. Chodźmy.
-Dzięki- uśmiechnęłam się i ruszyłam razem z chłopakiem do mojego domu. Szybko wyszukałam jakieś rzeczy i już po chwili wręczałam je Arkowi. Ten poszedł się ubrać. Po chwili przyjechał Misiek, więc razem z Filipem i Arkiem załadowaliśmy się do samochodu. Kilka minut później byliśmy już pod budynkiem. Michał zadzwonił do taty, żeby dowiedzieć się, gdzie są. Kiedy ten mu odpowiedział, szybko się rozłączył i wysiadł z samochodu. Zrobiliśmy to samo i już po chwili staliśmy pod drzwiami jednej z sal. Tata z niej wyszedł, szeroko się do nas uśmiechnął i powiedział:
-Mam drugiego syna!
-Gratulacje- odpowiedział Michał.
-Mama chce się z wami zobaczyć- poinformował mnie i Arka tata. Otworzył drzwi do sali i nas wpuścił, a sam został na korytarzu. Usłyszałam jeszcze jak pytał Michała:
-To o czym ważnym chcesz ze mną porozmawiać?
-Cześć mamo- powiedział Arek.
-Cześć słoneczko- uśmiechnęła się i przytuliła chłopca.
-Hej- odezwałam się.
-Cześć, chodź tu do mnie- powiedziała i mnie również przytuliła.- Poznajcie waszego brata. Zdecydowaliśmy z tatą, że będzie miał na imię Tymek.
-Tymoteusz- wyszeptałam.- Cześć maleństwo. Witaj na tym wielkim świecie- powiedziałam głaszcząc go po drobniutkiej rączce.
-Witaj braciszku- powiedział Arek i pocałował Tymka w główkę.
-Jeśli chcesz, to weź go na ręce- odezwała się mama patrząc na mnie.
-Ale mamo. On jest taki malutki. Nie chcę zrobić mu krzywdy- odpowiedziałam.
-Nie bój się, nie zrobisz. Masz to we krwi, jak każda przyszła matka- powiedziała. Odetchnęłam i wzięłam chłopczyka na ręce. Był naprawdę drobniutki.- Dostał dziesięć punktów. 58 centymetrów i 3600 gram.
-Co jest maleństwo? W nocy postanowiłeś mamę obudzić?- zapytałam chłopca. Ten tylko uśmiechnął się przez sen. Nagle do sali wszedł tata. Nie miał wesołej miny.
-Kamila, chodź na chwilę. Mam do ciebie pytanie- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Podałam Tymka mamie i wyszłam razem z tatą z sali.
-O co chodzi?- zapytałam.
-Wiesz przecież. Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
-Nie tato.
-Ale na pewno?
-Tak.
-Musimy to zgłosić na policję- powiedział.
-Ja nawet nie wiem, jak koleś się nazywa. Widziałam go na oczy pierwszy raz w życiu. Niby co im powiem?- zapytałam.
-Spokojnie- starał się złagodzić atmosferę Michał.
-Boisz się?- zapytał tata.
-Niestety- odparłam, a tata mocno mnie przytulił.
-Dobrze, że zadzwoniłaś po Michała- stwierdził odsuwając się ode mnie.
-No na coś się wreszcie przydał- odparłam poważnie, po czym całą czwórką się zaśmialiśmy.
-Mariusz, my musimy zbierać się na trening- powiedział Michał.
-Wiem, wiem. Poradzicie sobie?- zapytał.
-Jasne- odpowiedział Filip.
-Jak by co, to jesteśmy pod telefonem- dodałam.
-Dobra. To jeszcze wyjaśnij mamie wszystko- poprosił tata i razem z Miśkiem wyszli ze szpitala.
-Kam- zaczął Filip.
-Tak?
-A jeśli ten facet, co się dzisiaj dobijał, to był ten sam co wtedy przy sklepie?- zapytał, a mi szczęka zjechała do kostek.- Nie patrz tak na mnie. Musimy rozważyć każdą ewentualność.
-A jak to naprawdę był on?- spytałam i zaczęłam mrugać, żeby nie wypuścić łez z oczu.
-Tylko nie płacz. Błagam- powiedział Filip i mnie przytulił. Udało mi się opanować, więc odsunęłam się od chłopaka i odetchnęłam.
-Dziękuję. Chodź, poznasz Tymka- uśmiechnęłam się.
-Nie. Posiedzę tu- stwierdził i chciał usiąść na krzesełku.
-Nie denerwuj mnie- powiedziałam, po czym złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi.
-Masz strasznie dużo siły. I do tego jesteś okropnie uparta.
-Resztę zażaleń wyślij pocztą- mruknęłam i weszłam do sali.
-O, cześć Filip. Miło cię widzieć.
-Hej- uśmiechnął się chłopak i razem ze mną podszedł do łóżeczka, w którym leżał Tymuś.- Cześć, chłopie.
-Śliczny jest, nie?- zapytałam Filipa.
-Uroczy- odpowiedział wpatrując się w malucha. Uśmiechnęłam się obserwując profil chłopaka i kącik ust, który z każdą chwilą podjeżdżał wyżej. Szybko jednak odwróciłam głowę, karcąc się przy tym w myślach. Spojrzałam na mamę, która wlepiała we mnie wzrok, jakby chciała powiedzieć "A nie mówiłam?!". Pokręciłam tylko głową i przeniosłam spojrzenie na Tymka.
-Możesz wziąć go na ręce- przerwała ciszę mama.
-Nie, nie- przestraszył się chłopak.- On jest za malutki. Zrobię mu krzywdę. Nie ma mowy.
-Kamila, podaj Filipowi Tymka- poprosiła mama. Wzięłam małego na ręce i podeszłam do Filipa. Ten jednak cofnął się o krok.
-Nie bój się- uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Ale on jest taki malutki.
-Jak to niemowlak- stwierdziłam.
-No dobra. Ale tylko na chwilę- zaznaczył. Podałam mu chłopca, a ten podniósł na mnie swoje niebieskie oczyska i zapytał- Dobrze go trzymam?
-Tak. Tylko popraw tu rękę- poleciłam i pomogłam mu ułożyć rękę w odpowiedni sposób. Ślicznie wyglądał, znaczy wyglądali. WYGLĄDALI. Po chwili Filip podszedł do mnie i podał mi malucha do rąk.
-Daj mi moje maleństwo- poprosiła mama. Podałam jej więc chłopca i zapytałam:
-Potrzebujesz czegoś? Coś ci przynieść? Albo kupić?
-Coś do picia. Najlepiej sok pomarańczowy. Jakieś owoce. I ręcznik. To chyba tyle. Chociaż nie. Jeszcze kosmetyczkę. Przypilnuj, żeby był w środku grzebień. I szampon. I to będzie wszystko.
-Nie ma problemu- uśmiechnęłam się.
-A tak właściwie, to gdzie tata?
-Właśnie, zapomniałam ci powiedzieć. Pojechał z Michałem na trening- odpowiedziałam.- Dobra, to ja lecę po te wszystkie rzeczy. Mogę zostawić ci Arka?
-Jasne, leć- uśmiechnęła się.
-Idę z tobą- stwierdził Filip. Ruszyliśmy więc do wyjścia ze szpitala. -Najpierw do domu czy do sklepu?- zapytał, kiedy byliśmy już przed budynkiem.
-Może najpierw do sklepu. I potem zakupy i rzeczy z domu spakujemy do jednej torby- zaproponowałam.
-W takim razie ustalone
-No to idziemy- ruszyliśmy więc do sklepu. Zrobiliśmy szybkie zakupy i wyszliśmy przed sklep. Nerwowo rozejrzałam się po parkingu.
-Ej, Kam co jest?- zapytał Filip.
**************
Tak, to znowu ja!
Przedstawiam Wam 38 rozdział i nie rozpisuję się, bo nie mam nastroju.
Next w piątek.
Pozdrawiam, Dream <3
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Rozdział 37
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu:
-Halo?- odebrałam zaspanym głosem.
-Liczyłam na to, że jak zadzwonię w nocy, to odbierzesz- usłyszałam głos Emilki. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym faktycznie widniał jej numer i nasze wspólne zdjęcie zrobione na zakupach przed rozpoczęciem roku.
-Czego chcesz?- warknęłam.
-Dokończyć to, co zaczęłam. Wiesz, wtedy w szpitalu nie dałaś mi skończyć- zaczęła, ale ja postanowiłam jej nie słuchać. Rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na szafkę i położyłam się na brzuchu. Po kilku sekundach znów zadzwonił mój telefon. Potem znowu. I znowu. I znowu. Wreszcie nie wytrzymałam i wyciszyłam komórkę sprawdzając przy okazji godzinę. 4:13. Świetnie. Kręciłam się na łóżku przez dłuższą chwilę. Ponownie sprawdziłam godzinę. 4:30. Jest sobota. Wpół do piątej rano. A ja nie mogę spać. Westchnęłam. Teraz, to już na pewno nie zasnę. Chwyciłam więc z półki jakąś książkę i zaczęłam czytać. O szóstej nawet czytanie mi się znudziło, więc wstałam, ubrałam jakieś dresy, buty do biegania, wcisnęłam do uszu słuchawki i wyszłam z domu wcześniej zostawiając jeszcze w kuchni wiadomość, że wyszłam pobiegać o szóstej i powinnam wrócić przed ósmą. Przed domem zrobiłam szybką rozgrzewkę i ruszyłam przed siebie. Dobiegłam do parku gdzie przebiegłam chyba każdą możliwą ścieżkę. Kiedy czułam już przyjemne fizyczne zmęczenie, wróciłam do domu. Po przekroczeniu progu usłyszałam wesoły śmiech Arka. Dobiegał on z salonu. Zostawiłam więc buty w korytarzu i poszłam sprawdzić, co takiego rozbawiło mojego braciszka. W salonie zobaczyłam uroczy widok. Tata razem z Arkiem wygłupiali się, ganiali, a kiedy tacie udało się złapać młodego, zaczynał go łaskotać. Uśmiechnęłam się, a przez głowę przebiegła mi myśl, że gdyby nie podłość Dominiki, to pewnie też miałabym takie wspomnienia. Odgoniłam ją jednak szybko. Kiedy poczułam smaczny zapach jajecznicy, poszłam do kuchni. Tam mama smażyła wspomniane danie podśpiewując jakąś piosenkę.
-Dzień dobry- powiedziałam z uśmiechem.
-Dzień dobry- odpowiedziała mama.
23 listopad 2015, godzina 04:10
Obudził mnie krzyk mamy:
-Mariusz!!!- szybko wstałam i poszłam do łazienki, gdzie paliło się światło.
-Mamo, wszystko w porządku?- zapytałam wchodząc do pomieszczenia.
-Obudź tatę! Zaczęło się!- powiedziała głaskając się po brzuchu. Wokół niej była spora kałuża wody. Czyli trzeba się spieszyć. Pobiegłam do sypialni rodziców i zaczęłam szturać tatę.
-Tato- nic.- Tato!- nadal nic.- WLAZŁY, WSTAWAJ! DZIECKO CI SIĘ RODZI!!!- dalej nic. Myśl Kama. Zauważyłam dzbanek z wodą i szklankę stojące na stoliku. Chwyciłam szybko szklany dzbanek do ręki i całą jego zawartość wylałam tacie na głowę.
-Jezu, co się dzieje?!- zapytał wycierając twarz i rozglądając się po pomieszczeniu.
-Mama zaczęła rodzić!- poinformowałam go.
-O matko!!!- krzyknął przerażony.
-Uspokój się. Idź wyprowadzić samochód. Potem weźmiesz mamę. No ruchy!- poleciłam. Ten wstał i już miał biec do drzwi, kiedy znów się odezwałam.- A, tato....
-Tak?
-Ale najpierw się ubierz- poleciłam i poszłam do mamy do łazienki. Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę. Ta mocno ją ścisnęła.
-Kamila, dziękuję ci. Ten dureń ma tak mocny sen, że ja bym tu mogła umierać, ten by się nie obudził- powiedziała.
-Ale mamo... Wyszłaś za tego durnia- stwierdziłam cicho.
-Bo go kocham! Ale czasem mnie denerwuje- przyznała.
-Rozumiem. A teraz spokojnie. Oddychaj. Wdech. Wydech. Wdech- mówiłam i razem z nią głęboko oddychałam. Nagle mama znów krzyknęła, bo złapał ją skurcz.
-No gdzie ten idiota?!
-Jestem kochanie, jestem. Już jedziemy- powiedział i wziął ją na ręce. Ja pobiegłam do ich sypialni i zabrałam torbę, która już dawno stała przygotowana. Pobiegłam za nimi na dół i włożyłam torbę do samochodu.
-Zadzwoń po Michała!
-Tato...
- Niech się wami zajmie...
-Tato!
-Tak?
-Poradzę sobie. Zadzwoń, kiedy będzie już po wszystkim. A jak coś się stanie, to zadzwonię po Michała.
-Ale na pewno?
-Tak. Jedź już- powiedziałam. Tata wsiadł do samochodu i odjechał. Odwróciłam się i weszłam do domu na szczycie schodów stał Arek. Światło księżyca i ulicznej lampy tak oświetlało jego twarz, że widziałam na niej ślady łez.
-Kami- zaczął.
-Coś się stało, maluchu?- zapytałam i w trzy sekundy znalazłam się obok niego i patrzyłam mu prosto w oczy.
-Co się stało mamusi? Czemu krzyczała? Coś jej się stało?
-Nie. Nasz braciszek postanowił do nas dołączyć- powiedziałam z uśmiechem.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-A wrócą dzisiaj do domu?- zadał kolejne pytanie.
-Tata na pewno. Ale mama i dzidziuś będą musieli zostać w szpitalu na dwa, trzy dni- oznajmiłam.
-Ale dlaczego?
-Bo lekarze muszą sprawdzić, czy maleństwo jest zdrowe- powiedziałam. Chłopczyk pokiwał głową i ziewnął.- No, kolego. Czas wracać do łóżka.
-A nie mogę poczekać na tatę?
-Nie słoneczko. Ale obiecuję, że jeżeli tata wróci, jak jeszcze będziesz spał, to powiem, żeby do ciebie zajrzał- uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos.
-No dobra- powiedział i złapał mnie za rękę. Poszliśmy do jego pokoju, gdzie chłopczyk wskoczył na łóżko, a ja przykryłam go kołdrą.
-Dobranoc- szepnęłam.
-Wiesz co Kami?
-Co takiego?
-Jesteś najlepszą siostrą pod słońcem- powiedział i przytulił mnie bardzo mocno. Odwzajemniłam uścisk i odpowiedziałam:
-A ty najlepszym bratem- chwilę później poczułam, jak uścisk zelżał. Odsunęłam się więc od chłopca i zauważyłam, że śpi. Przykryłam go, zgasiłam światło i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, żeby zamknąć drzwi. Już miałam kłaść się spać, kiedy usłyszałam pukanie, a raczej walenie do drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam przez wizjer jakiegoś faceta. Nie znałam go. Mogłam przysiąc, że nigdy wcześniej go nawet nie widziałam. Odczekałam chwilę, licząc, że sobie pójdzie. Nic takiego się jednak nie stało, co dziwnie, facet zaczął jeszcze bardziej dobijać się do drzwi. Przerażona pobiegłam jak najciszej na górę po telefon. Drżącymi dłońmi wybrałam numer Miśka.
-Halo?- odebrał zaspanym głosem po czwartym sygnale.
-Mi.. Misiek- wyszeptałam.
-Kama, coś się stało?- zapytał rozbudzony.
-Mama zaczęła rodzić, więc tata pojechał z nią do szpitala. A teraz jakiś facet dobija się do domu. Misiek, co ja mam robić?- powiedziałam cicho przerażona.
-Arek śpi?
-Tak.
-Dobrze. Nic nie rób. Czekaj na mnie. Zaraz będę- rzucił i zakończył połączenie. Najciszej jak potrafiłam zeszłam znów na dół. Facet dobijał się jeszcze bardziej i krzyczał:
-Wiem, że tam jesteś, suko! Otwieraj! No już! Wiem, że jesteś sama!- przerażona siedziałam niedaleko drzwi i czekałam na Miśka. Nagle usłyszałam jego głos. Nie zrozumiałam, co powiedział, ale byłam już spokojniejsza. Nie jestem sama, pomyślałam. Jakieś dwie minuty później usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kamila, to ja Michał. Otwórz- wstałam z podłogi, sprawdziłam przez wizjer, czy to na dwieście procent Michał, po czym otworzyłam drzwi. Kiedy Winiarski mnie zobaczył, zapłakaną, przerażoną i bezradną, pokonał dzielący nas dystans i mocno mnie przytulił. Wtedy rozpłakałam się na dobre.
-Dziękuję- wyszeptałam.
-Nie ma sprawy. Wiesz kim był tek koleś?
-Nie mam zielonego pojęcia. Nigdy go nawet nie widziałam- powiedziałam.
-Mariusz dawno pojechał do szpitala?
-Jakieś dwadzieścia minut temu- odpowiedziałam.
-Nie zostawię was tu teraz samych, ubierz się- polecił mi.
-Nie rozumiem- stwierdziłam zgodnie z prawdą.
-Może i jestem roztrzepany, ale nie na tyle, żeby zostawić ciebie i Arka samych po tym, co się tu przed chwilą działo- powiedział rzeczowym tonem.- Młodego nie będziemy budzili, przeniosę go.
-Dobrze. Daj mi chwilę, ubiorę się- odpowiedziałam i poszłam na górę. Cały czas byłam roztrzęsiona. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Ubrałam się i zabrałam telefon oraz klucze od domu. Wyszłam z pokoju, a na korytarzu czekał Michał z Arkiem na rękach. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed dom. Szybko zamknęłam drzwi i stanęłam możliwie najbliżej Michała.
-Nie bój się- powiedział siatkarz.- Jesteś ze mną i nic ci nie grozi- dodał po czym ruszyliśmy do jego domu. Tam drzwi otworzyła nam Dagmara.
-Jejku, co ci się stało, dziewczyno?- zapytała widząc moje czerwone jeszcze od płaczu oczy i wciąż jeszcze trzęsące się ręce. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Znów się rozpłakałam.- Chodź do salonu- dodała Winiarska. Usiadłyśmy na kanapie. Po chwili pojawił się Michał.
-Teraz jeszcze raz, na spokojnie wyjaśnij nam, co się stało- poprosiła Daga. Opowiedziałam im wszystko od początku. Nie przerywali mi, tylko przytakiwali.
-No dobrze. Nie wiemy kim był ten facet. Ale musisz na siebie uważać- powiedział Michał.- O, już szósta- dodał patrząc na swój zegarek.
-Raczej już nie zaśniesz, co?- zapytała Dagmara.
-Na dwieście procent nie- odpowiedziałam.
-W takim razie chodź do kuchni. Zjemy coś.
-Misiek- zaczęłam.
***************
Cześć! Zgodnie z obietnicą pojawia się następny rozdział. Jestem w miarę zadowolona, aczkolwiek mógł być lepszy.
Co do meczu, to niestety przegrany. Ale za to Bartek zdobył 36 punktów! Szczerze powiedziawszy, to nawet nie wiem kiedy.
Dzisiaj gramy z Kubą. Trzymamy kciuki za naszych!
To chyba tyle.
Pozdrawiam, Dream :* <3
P.S. Next w środę :D
-Halo?- odebrałam zaspanym głosem.
-Liczyłam na to, że jak zadzwonię w nocy, to odbierzesz- usłyszałam głos Emilki. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym faktycznie widniał jej numer i nasze wspólne zdjęcie zrobione na zakupach przed rozpoczęciem roku.
-Czego chcesz?- warknęłam.
-Dokończyć to, co zaczęłam. Wiesz, wtedy w szpitalu nie dałaś mi skończyć- zaczęła, ale ja postanowiłam jej nie słuchać. Rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na szafkę i położyłam się na brzuchu. Po kilku sekundach znów zadzwonił mój telefon. Potem znowu. I znowu. I znowu. Wreszcie nie wytrzymałam i wyciszyłam komórkę sprawdzając przy okazji godzinę. 4:13. Świetnie. Kręciłam się na łóżku przez dłuższą chwilę. Ponownie sprawdziłam godzinę. 4:30. Jest sobota. Wpół do piątej rano. A ja nie mogę spać. Westchnęłam. Teraz, to już na pewno nie zasnę. Chwyciłam więc z półki jakąś książkę i zaczęłam czytać. O szóstej nawet czytanie mi się znudziło, więc wstałam, ubrałam jakieś dresy, buty do biegania, wcisnęłam do uszu słuchawki i wyszłam z domu wcześniej zostawiając jeszcze w kuchni wiadomość, że wyszłam pobiegać o szóstej i powinnam wrócić przed ósmą. Przed domem zrobiłam szybką rozgrzewkę i ruszyłam przed siebie. Dobiegłam do parku gdzie przebiegłam chyba każdą możliwą ścieżkę. Kiedy czułam już przyjemne fizyczne zmęczenie, wróciłam do domu. Po przekroczeniu progu usłyszałam wesoły śmiech Arka. Dobiegał on z salonu. Zostawiłam więc buty w korytarzu i poszłam sprawdzić, co takiego rozbawiło mojego braciszka. W salonie zobaczyłam uroczy widok. Tata razem z Arkiem wygłupiali się, ganiali, a kiedy tacie udało się złapać młodego, zaczynał go łaskotać. Uśmiechnęłam się, a przez głowę przebiegła mi myśl, że gdyby nie podłość Dominiki, to pewnie też miałabym takie wspomnienia. Odgoniłam ją jednak szybko. Kiedy poczułam smaczny zapach jajecznicy, poszłam do kuchni. Tam mama smażyła wspomniane danie podśpiewując jakąś piosenkę.
-Dzień dobry- powiedziałam z uśmiechem.
-Dzień dobry- odpowiedziała mama.
23 listopad 2015, godzina 04:10
Obudził mnie krzyk mamy:
-Mariusz!!!- szybko wstałam i poszłam do łazienki, gdzie paliło się światło.
-Mamo, wszystko w porządku?- zapytałam wchodząc do pomieszczenia.
-Obudź tatę! Zaczęło się!- powiedziała głaskając się po brzuchu. Wokół niej była spora kałuża wody. Czyli trzeba się spieszyć. Pobiegłam do sypialni rodziców i zaczęłam szturać tatę.
-Tato- nic.- Tato!- nadal nic.- WLAZŁY, WSTAWAJ! DZIECKO CI SIĘ RODZI!!!- dalej nic. Myśl Kama. Zauważyłam dzbanek z wodą i szklankę stojące na stoliku. Chwyciłam szybko szklany dzbanek do ręki i całą jego zawartość wylałam tacie na głowę.
-Jezu, co się dzieje?!- zapytał wycierając twarz i rozglądając się po pomieszczeniu.
-Mama zaczęła rodzić!- poinformowałam go.
-O matko!!!- krzyknął przerażony.
-Uspokój się. Idź wyprowadzić samochód. Potem weźmiesz mamę. No ruchy!- poleciłam. Ten wstał i już miał biec do drzwi, kiedy znów się odezwałam.- A, tato....
-Tak?
-Ale najpierw się ubierz- poleciłam i poszłam do mamy do łazienki. Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę. Ta mocno ją ścisnęła.
-Kamila, dziękuję ci. Ten dureń ma tak mocny sen, że ja bym tu mogła umierać, ten by się nie obudził- powiedziała.
-Ale mamo... Wyszłaś za tego durnia- stwierdziłam cicho.
-Bo go kocham! Ale czasem mnie denerwuje- przyznała.
-Rozumiem. A teraz spokojnie. Oddychaj. Wdech. Wydech. Wdech- mówiłam i razem z nią głęboko oddychałam. Nagle mama znów krzyknęła, bo złapał ją skurcz.
-No gdzie ten idiota?!
-Jestem kochanie, jestem. Już jedziemy- powiedział i wziął ją na ręce. Ja pobiegłam do ich sypialni i zabrałam torbę, która już dawno stała przygotowana. Pobiegłam za nimi na dół i włożyłam torbę do samochodu.
-Zadzwoń po Michała!
-Tato...
- Niech się wami zajmie...
-Tato!
-Tak?
-Poradzę sobie. Zadzwoń, kiedy będzie już po wszystkim. A jak coś się stanie, to zadzwonię po Michała.
-Ale na pewno?
-Tak. Jedź już- powiedziałam. Tata wsiadł do samochodu i odjechał. Odwróciłam się i weszłam do domu na szczycie schodów stał Arek. Światło księżyca i ulicznej lampy tak oświetlało jego twarz, że widziałam na niej ślady łez.
-Kami- zaczął.
-Coś się stało, maluchu?- zapytałam i w trzy sekundy znalazłam się obok niego i patrzyłam mu prosto w oczy.
-Co się stało mamusi? Czemu krzyczała? Coś jej się stało?
-Nie. Nasz braciszek postanowił do nas dołączyć- powiedziałam z uśmiechem.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-A wrócą dzisiaj do domu?- zadał kolejne pytanie.
-Tata na pewno. Ale mama i dzidziuś będą musieli zostać w szpitalu na dwa, trzy dni- oznajmiłam.
-Ale dlaczego?
-Bo lekarze muszą sprawdzić, czy maleństwo jest zdrowe- powiedziałam. Chłopczyk pokiwał głową i ziewnął.- No, kolego. Czas wracać do łóżka.
-A nie mogę poczekać na tatę?
-Nie słoneczko. Ale obiecuję, że jeżeli tata wróci, jak jeszcze będziesz spał, to powiem, żeby do ciebie zajrzał- uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos.
-No dobra- powiedział i złapał mnie za rękę. Poszliśmy do jego pokoju, gdzie chłopczyk wskoczył na łóżko, a ja przykryłam go kołdrą.
-Dobranoc- szepnęłam.
-Wiesz co Kami?
-Co takiego?
-Jesteś najlepszą siostrą pod słońcem- powiedział i przytulił mnie bardzo mocno. Odwzajemniłam uścisk i odpowiedziałam:
-A ty najlepszym bratem- chwilę później poczułam, jak uścisk zelżał. Odsunęłam się więc od chłopca i zauważyłam, że śpi. Przykryłam go, zgasiłam światło i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, żeby zamknąć drzwi. Już miałam kłaść się spać, kiedy usłyszałam pukanie, a raczej walenie do drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam przez wizjer jakiegoś faceta. Nie znałam go. Mogłam przysiąc, że nigdy wcześniej go nawet nie widziałam. Odczekałam chwilę, licząc, że sobie pójdzie. Nic takiego się jednak nie stało, co dziwnie, facet zaczął jeszcze bardziej dobijać się do drzwi. Przerażona pobiegłam jak najciszej na górę po telefon. Drżącymi dłońmi wybrałam numer Miśka.
-Halo?- odebrał zaspanym głosem po czwartym sygnale.
-Mi.. Misiek- wyszeptałam.
-Kama, coś się stało?- zapytał rozbudzony.
-Mama zaczęła rodzić, więc tata pojechał z nią do szpitala. A teraz jakiś facet dobija się do domu. Misiek, co ja mam robić?- powiedziałam cicho przerażona.
-Arek śpi?
-Tak.
-Dobrze. Nic nie rób. Czekaj na mnie. Zaraz będę- rzucił i zakończył połączenie. Najciszej jak potrafiłam zeszłam znów na dół. Facet dobijał się jeszcze bardziej i krzyczał:
-Wiem, że tam jesteś, suko! Otwieraj! No już! Wiem, że jesteś sama!- przerażona siedziałam niedaleko drzwi i czekałam na Miśka. Nagle usłyszałam jego głos. Nie zrozumiałam, co powiedział, ale byłam już spokojniejsza. Nie jestem sama, pomyślałam. Jakieś dwie minuty później usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kamila, to ja Michał. Otwórz- wstałam z podłogi, sprawdziłam przez wizjer, czy to na dwieście procent Michał, po czym otworzyłam drzwi. Kiedy Winiarski mnie zobaczył, zapłakaną, przerażoną i bezradną, pokonał dzielący nas dystans i mocno mnie przytulił. Wtedy rozpłakałam się na dobre.
-Dziękuję- wyszeptałam.
-Nie ma sprawy. Wiesz kim był tek koleś?
-Nie mam zielonego pojęcia. Nigdy go nawet nie widziałam- powiedziałam.
-Mariusz dawno pojechał do szpitala?
-Jakieś dwadzieścia minut temu- odpowiedziałam.
-Nie zostawię was tu teraz samych, ubierz się- polecił mi.
-Nie rozumiem- stwierdziłam zgodnie z prawdą.
-Może i jestem roztrzepany, ale nie na tyle, żeby zostawić ciebie i Arka samych po tym, co się tu przed chwilą działo- powiedział rzeczowym tonem.- Młodego nie będziemy budzili, przeniosę go.
-Dobrze. Daj mi chwilę, ubiorę się- odpowiedziałam i poszłam na górę. Cały czas byłam roztrzęsiona. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Ubrałam się i zabrałam telefon oraz klucze od domu. Wyszłam z pokoju, a na korytarzu czekał Michał z Arkiem na rękach. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed dom. Szybko zamknęłam drzwi i stanęłam możliwie najbliżej Michała.
-Nie bój się- powiedział siatkarz.- Jesteś ze mną i nic ci nie grozi- dodał po czym ruszyliśmy do jego domu. Tam drzwi otworzyła nam Dagmara.
-Jejku, co ci się stało, dziewczyno?- zapytała widząc moje czerwone jeszcze od płaczu oczy i wciąż jeszcze trzęsące się ręce. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Znów się rozpłakałam.- Chodź do salonu- dodała Winiarska. Usiadłyśmy na kanapie. Po chwili pojawił się Michał.
-Teraz jeszcze raz, na spokojnie wyjaśnij nam, co się stało- poprosiła Daga. Opowiedziałam im wszystko od początku. Nie przerywali mi, tylko przytakiwali.
-No dobrze. Nie wiemy kim był ten facet. Ale musisz na siebie uważać- powiedział Michał.- O, już szósta- dodał patrząc na swój zegarek.
-Raczej już nie zaśniesz, co?- zapytała Dagmara.
-Na dwieście procent nie- odpowiedziałam.
-W takim razie chodź do kuchni. Zjemy coś.
-Misiek- zaczęłam.
***************
Cześć! Zgodnie z obietnicą pojawia się następny rozdział. Jestem w miarę zadowolona, aczkolwiek mógł być lepszy.
Co do meczu, to niestety przegrany. Ale za to Bartek zdobył 36 punktów! Szczerze powiedziawszy, to nawet nie wiem kiedy.
Dzisiaj gramy z Kubą. Trzymamy kciuki za naszych!
To chyba tyle.
Pozdrawiam, Dream :* <3
P.S. Next w środę :D
sobota, 13 sierpnia 2016
Rozdział 36
POGRUBIONA CZCIONKA TO JĘZYK HISZPAŃSKI!
-Kamila masz gościa- powiedziała mama, która weszła po chwili do pokoju.
-Możemy pogadać?- zapytał Karol.
-Jasne, wchodź- uśmiechnęłam się i zwróciłam twarz w stronę laptopa.- Kubuś, muszę kończyć. Trzymaj się, pa.
-Cześć- odpowiedział i się rozłączył. Mama wyszła z pokoju, a Karol stał przy drzwiach.
-Siadaj- powiedziałam. Chłopak usiadł obok mnie. Schowałam laptopa pod łóżko. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zawsze tam chowam sprzęt.- O co chodzi?
-O Emilkę- zaczął, a ja spojrzałam na niego zaciekawiona. Po upływie jakiejś minuty znów się odezwał.- Przepraszam cię za nią. Wcale ci się nie dziwię, że nie wróciłaś potem do szpitala. Słyszałem, co powiedziała tobie i Kubie. I niestety pamiętam, co powiedziała mi- dodał szeptem i schował twarz w dłoniach. Położyłam rękę na jego ramieniu i zapytałam:
-Czy ciebie też... Hmm... Obraziła?
-Obraziła? Delikatne określenie. Na wyrzucała mi strasznie- powiedział i powtórzył mi, co usłyszał od dziewczyny.- Nie mam już siostry. Na koniec powiedziałem jej "Zapomnij o mnie tak, jak ja w tej chwili zapominam o tobie".
-Serio?!- zapytałam zszokowana.
-No... tak.
-Ja jej to przed chwilą napisałam- powiedziałam i pokazałam mu wiadomość na telefonie. Chłopak uśmiechnął się.
-Uważam, że dobrze zrobiłaś. Oboje dobrze zrobiliśmy. Skoro jej nie zależy na nas, to dlaczego nam ma zależeć na niej- prychnął.
-Ale nie myślisz, że... No bo to w końcu twoja siostra. A moja przyjaciółka- wyszeptałam.
-Kamila, przyjaciółka by się tak nie zachowała. Siostra z resztą też nie- powiedział, po czym złapał mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy.- Posłuchaj, ja wiem, że przez cały ten czas byłyście blisko i ona jest dla ciebie ważna, ale postaraj się o niej zapomnieć. Traktuj ją tak, jak ona potraktowała ciebie. I już nigdy nie pozwól jej, żeby cię obraziła.
-Dobrze- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- odpowiedziałam, na co chłopak mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i po chwili odsunęłam się od chłopaka.- Dziękuję. Chyba potrzebowałam takiej rozmowy, tych słów.
-Nie ma sprawy- machnął ręką.- Polecam się na przyszłość.
-Uwaga, bo jeszcze skorzystam- powiedziałam, na co oboje znów się zaśmialiśmy.
-Wiesz, jesteś bardzo podobna do Mariusza. I masz jego oczy. I uśmiech w sumie też- stwierdził środkowy.
-Co Mariusza?- zapytał tata, który nagle wszedł do pokoju.- Kto mnie obgaduje?
-Nikt- powiedzieliśmy jednocześnie z szerokim uśmiechem.
-Jaaaaasne- odpowiedział tata.- Dobra Kłos, zbieraj się. Winiarski zobaczył twój samochód na podjeździe i postanowił, że skoro mamy juro wolne, to przecież świetnym pomysłem jest pogranie w fifę i wypicie czegoś mocniejszego.
-Nie musicie mnie namawiać- stwierdził Kłos, po czym ruszył do drzwi. Tata spojrzał na mnie z zaciekawieniem, i chyba chciał o coś zapytać, ale zrezygnował. Wyjaśniłam jemu i mamie, co takiego zaszło między mną i Emilką. Zrozumieli mnie i więcej ten temat nie wracał. Na szczęście. Zeszłam na dół, gdzie w salonie siedzieli Kłos, Wrona, Conte, Uriate, tata i Winiarski. Michał ostatnimi czasy bardzo często przewijał się przez nasz dom, więc z szerokim uśmiechem zapytałam:
-Panie Winiarski, a pan to się do nas przeprowadził?
-Ależ oczywiście. Wszystko po to, żebym mógł częściej cię oglądać- odpowiedział. Reszta zaczęła się śmiać, a ja i Misiek po chwili do nich dołączyliśmy.
-A co tu tak wesoło?- zapytała mama, która właśnie weszła do salonu.
-Dowiedziałam się przed chwilą, że Misiek mnie uwielbia- powiedziałam.
-Tak. Ma nawet ołtarzyk na twoją cześć- parsknęła śmiechem Dagmara, która weszła do salonu z jakimiś kubkami i wróciła do kuchni. Poszłam za nią i zapytałam:
-Pomóc ci w czymś?
-Już kończę, więc nie trzeba. Ale mam inną prośbę.
-Słucham cię.
-Poprosiłam Filipa, żeby został w domu z Antkiem, bo ten spał, i żeby przyszli jak już się obudzi. Dziesięć minut temu dostałam od niego Sms'a, że mały już nie śpi, a ich ciągle nie ma. Więc jak byś mogła iść i sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Jasne. Nie ma sprawy- powiedziałam i poszłam ubrać buty. Cofnęłam się jednak do kuchni i dodałam- Wyjaśnisz wszystko rodzicom, dobrze?
-Oczywiście- odpowiedziała z uśmiechem. Wyszłam więc z domu i ruszyłam na posesję Winiarskich. Zadzwoniłam raz, nic. Drugi, też nic. Zapukałam, nadal nic. Nacisnęłam więc klamkę i okazało się, że drzwi były otwarte. Weszłam po cichu do środka i usłyszałam wesoły śmiech i słowa Filipa:
-No Antek, proszę cię- zaśmiałam się i poszłam ich poszukać. Na dole ich nie było, więc weszłam na piętro. Od razu skierowałam się do pokoju Antosia, skąd było słychać wesoły śmiech chłopca. Drzwi były otwarte, więc oparłam się o framugę i patrzyłam, jak bardzo bawi Antka utrudnianie Filipowi zadania zmiany pieluchy. Kiedy po dwóch minutach próby mojego przyjaciela na nic się zdały, ten zaczął się po prostu śmiać. Doskonale znałam ten śmiech. Może nie znamy się długo, ale spędziliśmy ze sobą tyle czasu, że rozpoznałabym go wszędzie.
-Chyba potrzebujesz pomocy- powiedziałam z uśmiechem. Obaj chłopcy zaskoczeni odwrócili głowy, a Filip zapytał:
-Długo tu stoisz?
-Dostatecznie długo, by stwierdzić, że mały nie daje ci się wykazać- odparłam, na co oboje się zaśmialiśmy.
-No, masz rację. To jak? Pomożesz?- zadał kolejne pytanie. Kiwnęłam głową i podeszłam do Antka.
-Czemu ty się tak buntujesz maluchu, co?- zapytałam, a on znowu się zaśmiał i wyciągnął rączki w moją stronę.- Zadzwoń do Dagi, bo się martwi i wyjaśnij jej wszystko- poprosiłam Filipa patrząc mu prosto w oczy. Ten jedynie mi przytaknął i wyszedł z pomieszczenia. Zmieniłam Antkowi pieluchę i ubrałam go w przygotowane obok rzeczy. Wzięłam na ręce i zaczęłam spacerować z nim po pokoju.
-Już?- zapytał Filip, kiedy wrócił.
-Już- uśmiechnęłam się. Winiarski podszedł do nas, po czym patrząc na swojego bratanka powiedział:
-Kolego. Następnym razem inaczej porozmawiamy- Antek odpyskował mu coś w swoim języku, a my znowu się zaśmialiśmy. Podniosłam głowę i spojrzałam Filipowi prosto w oczy. Staliśmy tak przez chwilę i mierzyliśmy się wzrokiem, jakby wokół nas nic nie było. Tą chwilę przerwał Antek, który zaczął strasznie marudzić. Spuściłam głowę, a Filip odchrząknął i zapytał:
-Idziemy?
-Tak, chodźmy- odpowiedziałam. Podałam mu Antka i zeszłam na dół. Ubierałam buty, kiedy chłopaki pojawili się obok. Filip ulokował swojego bratanka w wózku i sam zaczął ubierać buty. Wystawiłam wózek na zewnątrz, a Winiarski w tym czasie zamknął drzwi. Przez sekundę w mojej głowie pojawiła się myśl, że chciałabym, aby tak wyglądała moja przyszłość, ale natychmiast ją odgoniłam. To niemożliwe. Pomyślałam i spojrzałam na Filipa. Udało mu się zamknąć drzwi i ruszył do furtki. Zabrałam więc wózek i poszłam za nim. Przez całą drogę oboje milczeliśmy. Antoś zapełniał tą ciszę wesołym gaworzeniem. Gdy dotarliśmy do mojego domu odstawiliśmy Antka Dagmarze i poszliśmy do kuchni.
-Napijesz się czegoś?- zapytałam.
-Soku- odpowiedział. Nalałam więc soku jabłkowego do dwóch szklanek i podałam jedną z nich chłopakowi.- Dzięki.
-Kama!- usłyszałam krzyk Michała.
-Tak?- zapytałam wchodząc razem z Filipem do salonu.
-Udowodnij Facu, że jesteś od niego lepsza w fifę- poprosił. Szeroko się uśmiechnęłam i zajęłam miejsce na kanapie pomiędzy starszym Winiarskim a Facoundo. Michał wręczył mi pada, a ja zapytałam Facu w jego ojczystym języku:
-Gotowy?
-Znasz hiszpański?- zapytał zaskoczony siatkarz.
-Znam- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Znasz hiszpański?- zapytała zszokowana reszta.
-No tak- odpowiedziałam. Zaczęliśmy grać. Kiedy ograłam przyjmującego 4:1, ten spojrzał na mnie zaskoczony.
-Jak ty to zrobiłaś?- zapytał. Szeroko się uśmiechnęłam i powiedziałam:
-Lata praktyki. Poćwicz jeszcze trochę, to może kiedyś ze mną wygrasz- na te słowa Uriate się zaśmiał, a cała reszta patrzyła na nas nie do końca rozumiejąc o czym rozmawiamy.
-Żądam rewanżu- odezwał się Argentyńczyk.
-Następnym razem- odpowiedziałam, po czym wstałam i zapytałam Miśka.- Ograłam go. Zadowolony?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Facu, moja kasa- zaśmiał się starszy Winiarski. Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, po czym patrząc prosto w te niebieskie oczyska powiedziałam:
-Następnym razem biorę połowę.
-Zobaczymy- stwierdził i schował wygraną do portfela.
-Kto nauczył cię tak grać?- zapytał Facu.
-To pozostanie moją słodką tajemnicą- zaśmiałam się.
-Czyli nie mam co liczyć na poznanie twojego sekretu?
-Nie ma takiej opcji- odpowiedziałam. Reszta wieczoru minęła całkiem spokojnie. Chłopaki zagrali jeszcze kilka meczy i, muszę przyznać, że Facu był całkiem niezły w te klocki. Ciekawe, gdzie on się tego nauczył. Ale zaobserwowałam również, że oni wszyscy robią głupie, idiotyczne wręcz błędy. Naprawdę. Kiedy już cała ekipa się zwinęła, razem z tatą posprzątałam cały bałagan, który udało się zrobić tej bandzie wielkoludów. Kiedy skończyliśmy chowanie naczyń do zmywarki, tata odezwał się:
-Mogę ci zadać dwa pytania?
-Jasne.
-O czym rozmawiałaś z Karolem?- zapytał.
-O Emilce. Przepraszał za nią i jej zachowanie- wyjaśniłam. Tata pokiwał głową i zadał drugie pytanie:
-Skąd znasz hiszpański?
-Babcia zawsze twierdziła, że języki są ważne. A, że ja mam, w jej mniemaniu, talent to zapisywała mnie na różne kursy. W ten sposób na kursach nauczyłam się angielskiego, hiszpańskiego i francuskiego.
-Znasz trzy języki obce?- zapytał tata zaskoczony.
-Tak w zasadzie, to cztery. No bo jeszcze niemiecki, którego uczę się w szkole. Może nie jest on na takim poziomie, jak reszta, ale jednak- uśmiechnęłam się.
-Zaskoczyłaś mnie. Facu i Nico też pewnie byli zaskoczeni, ale pozytywnie. Bo w swoim ojczystym języku mogą porozmawiać albo ze sobą albo z Falascą. Ale polski idzie im całkiem nieźle.
-Muszę przyznać ci rację. Nie myślałam, że obcokrajowcom polski może iść tak dobrze- odpowiedziałam. Porozmawialiśmy chwilę, po czym oboje poszliśmy spać. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam. Obudził mnie dźwięk mojego telefonu:
-Halo?- odebrałam zaspanym głosem.
***********************
To znowu ja! Sama zaczynam mieć siebie dość! Ostatnio mam taką wenę, że narobiłam sobie zapas rozdziałów tutaj i szykuję coś zupełnie nowego :D Ale to na razie tajemnica :)
Co do meczu z Argentyną- O matko! Normalnie podczas tego trzeciego seta serce mi się zatrzymało! Jestem mega dumna z chłopaków. MAMY ĆWIERĆFINAŁ!!! Czy to nie cudowne?
Moim zdaniem komentatorzy się trochę poprawili.
Pozdrawiam, do następnego, Dream <3 :*
P.S. Next w poniedziałek.
-Kamila masz gościa- powiedziała mama, która weszła po chwili do pokoju.
-Możemy pogadać?- zapytał Karol.
-Jasne, wchodź- uśmiechnęłam się i zwróciłam twarz w stronę laptopa.- Kubuś, muszę kończyć. Trzymaj się, pa.
-Cześć- odpowiedział i się rozłączył. Mama wyszła z pokoju, a Karol stał przy drzwiach.
-Siadaj- powiedziałam. Chłopak usiadł obok mnie. Schowałam laptopa pod łóżko. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zawsze tam chowam sprzęt.- O co chodzi?
-O Emilkę- zaczął, a ja spojrzałam na niego zaciekawiona. Po upływie jakiejś minuty znów się odezwał.- Przepraszam cię za nią. Wcale ci się nie dziwię, że nie wróciłaś potem do szpitala. Słyszałem, co powiedziała tobie i Kubie. I niestety pamiętam, co powiedziała mi- dodał szeptem i schował twarz w dłoniach. Położyłam rękę na jego ramieniu i zapytałam:
-Czy ciebie też... Hmm... Obraziła?
-Obraziła? Delikatne określenie. Na wyrzucała mi strasznie- powiedział i powtórzył mi, co usłyszał od dziewczyny.- Nie mam już siostry. Na koniec powiedziałem jej "Zapomnij o mnie tak, jak ja w tej chwili zapominam o tobie".
-Serio?!- zapytałam zszokowana.
-No... tak.
-Ja jej to przed chwilą napisałam- powiedziałam i pokazałam mu wiadomość na telefonie. Chłopak uśmiechnął się.
-Uważam, że dobrze zrobiłaś. Oboje dobrze zrobiliśmy. Skoro jej nie zależy na nas, to dlaczego nam ma zależeć na niej- prychnął.
-Ale nie myślisz, że... No bo to w końcu twoja siostra. A moja przyjaciółka- wyszeptałam.
-Kamila, przyjaciółka by się tak nie zachowała. Siostra z resztą też nie- powiedział, po czym złapał mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy.- Posłuchaj, ja wiem, że przez cały ten czas byłyście blisko i ona jest dla ciebie ważna, ale postaraj się o niej zapomnieć. Traktuj ją tak, jak ona potraktowała ciebie. I już nigdy nie pozwól jej, żeby cię obraziła.
-Dobrze- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- odpowiedziałam, na co chłopak mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i po chwili odsunęłam się od chłopaka.- Dziękuję. Chyba potrzebowałam takiej rozmowy, tych słów.
-Nie ma sprawy- machnął ręką.- Polecam się na przyszłość.
-Uwaga, bo jeszcze skorzystam- powiedziałam, na co oboje znów się zaśmialiśmy.
-Wiesz, jesteś bardzo podobna do Mariusza. I masz jego oczy. I uśmiech w sumie też- stwierdził środkowy.
-Co Mariusza?- zapytał tata, który nagle wszedł do pokoju.- Kto mnie obgaduje?
-Nikt- powiedzieliśmy jednocześnie z szerokim uśmiechem.
-Jaaaaasne- odpowiedział tata.- Dobra Kłos, zbieraj się. Winiarski zobaczył twój samochód na podjeździe i postanowił, że skoro mamy juro wolne, to przecież świetnym pomysłem jest pogranie w fifę i wypicie czegoś mocniejszego.
-Nie musicie mnie namawiać- stwierdził Kłos, po czym ruszył do drzwi. Tata spojrzał na mnie z zaciekawieniem, i chyba chciał o coś zapytać, ale zrezygnował. Wyjaśniłam jemu i mamie, co takiego zaszło między mną i Emilką. Zrozumieli mnie i więcej ten temat nie wracał. Na szczęście. Zeszłam na dół, gdzie w salonie siedzieli Kłos, Wrona, Conte, Uriate, tata i Winiarski. Michał ostatnimi czasy bardzo często przewijał się przez nasz dom, więc z szerokim uśmiechem zapytałam:
-Panie Winiarski, a pan to się do nas przeprowadził?
-Ależ oczywiście. Wszystko po to, żebym mógł częściej cię oglądać- odpowiedział. Reszta zaczęła się śmiać, a ja i Misiek po chwili do nich dołączyliśmy.
-A co tu tak wesoło?- zapytała mama, która właśnie weszła do salonu.
-Dowiedziałam się przed chwilą, że Misiek mnie uwielbia- powiedziałam.
-Tak. Ma nawet ołtarzyk na twoją cześć- parsknęła śmiechem Dagmara, która weszła do salonu z jakimiś kubkami i wróciła do kuchni. Poszłam za nią i zapytałam:
-Pomóc ci w czymś?
-Już kończę, więc nie trzeba. Ale mam inną prośbę.
-Słucham cię.
-Poprosiłam Filipa, żeby został w domu z Antkiem, bo ten spał, i żeby przyszli jak już się obudzi. Dziesięć minut temu dostałam od niego Sms'a, że mały już nie śpi, a ich ciągle nie ma. Więc jak byś mogła iść i sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Jasne. Nie ma sprawy- powiedziałam i poszłam ubrać buty. Cofnęłam się jednak do kuchni i dodałam- Wyjaśnisz wszystko rodzicom, dobrze?
-Oczywiście- odpowiedziała z uśmiechem. Wyszłam więc z domu i ruszyłam na posesję Winiarskich. Zadzwoniłam raz, nic. Drugi, też nic. Zapukałam, nadal nic. Nacisnęłam więc klamkę i okazało się, że drzwi były otwarte. Weszłam po cichu do środka i usłyszałam wesoły śmiech i słowa Filipa:
-No Antek, proszę cię- zaśmiałam się i poszłam ich poszukać. Na dole ich nie było, więc weszłam na piętro. Od razu skierowałam się do pokoju Antosia, skąd było słychać wesoły śmiech chłopca. Drzwi były otwarte, więc oparłam się o framugę i patrzyłam, jak bardzo bawi Antka utrudnianie Filipowi zadania zmiany pieluchy. Kiedy po dwóch minutach próby mojego przyjaciela na nic się zdały, ten zaczął się po prostu śmiać. Doskonale znałam ten śmiech. Może nie znamy się długo, ale spędziliśmy ze sobą tyle czasu, że rozpoznałabym go wszędzie.
-Chyba potrzebujesz pomocy- powiedziałam z uśmiechem. Obaj chłopcy zaskoczeni odwrócili głowy, a Filip zapytał:
-Długo tu stoisz?
-Dostatecznie długo, by stwierdzić, że mały nie daje ci się wykazać- odparłam, na co oboje się zaśmialiśmy.
-No, masz rację. To jak? Pomożesz?- zadał kolejne pytanie. Kiwnęłam głową i podeszłam do Antka.
-Czemu ty się tak buntujesz maluchu, co?- zapytałam, a on znowu się zaśmiał i wyciągnął rączki w moją stronę.- Zadzwoń do Dagi, bo się martwi i wyjaśnij jej wszystko- poprosiłam Filipa patrząc mu prosto w oczy. Ten jedynie mi przytaknął i wyszedł z pomieszczenia. Zmieniłam Antkowi pieluchę i ubrałam go w przygotowane obok rzeczy. Wzięłam na ręce i zaczęłam spacerować z nim po pokoju.
-Już?- zapytał Filip, kiedy wrócił.
-Już- uśmiechnęłam się. Winiarski podszedł do nas, po czym patrząc na swojego bratanka powiedział:
-Kolego. Następnym razem inaczej porozmawiamy- Antek odpyskował mu coś w swoim języku, a my znowu się zaśmialiśmy. Podniosłam głowę i spojrzałam Filipowi prosto w oczy. Staliśmy tak przez chwilę i mierzyliśmy się wzrokiem, jakby wokół nas nic nie było. Tą chwilę przerwał Antek, który zaczął strasznie marudzić. Spuściłam głowę, a Filip odchrząknął i zapytał:
-Idziemy?
-Tak, chodźmy- odpowiedziałam. Podałam mu Antka i zeszłam na dół. Ubierałam buty, kiedy chłopaki pojawili się obok. Filip ulokował swojego bratanka w wózku i sam zaczął ubierać buty. Wystawiłam wózek na zewnątrz, a Winiarski w tym czasie zamknął drzwi. Przez sekundę w mojej głowie pojawiła się myśl, że chciałabym, aby tak wyglądała moja przyszłość, ale natychmiast ją odgoniłam. To niemożliwe. Pomyślałam i spojrzałam na Filipa. Udało mu się zamknąć drzwi i ruszył do furtki. Zabrałam więc wózek i poszłam za nim. Przez całą drogę oboje milczeliśmy. Antoś zapełniał tą ciszę wesołym gaworzeniem. Gdy dotarliśmy do mojego domu odstawiliśmy Antka Dagmarze i poszliśmy do kuchni.
-Napijesz się czegoś?- zapytałam.
-Soku- odpowiedział. Nalałam więc soku jabłkowego do dwóch szklanek i podałam jedną z nich chłopakowi.- Dzięki.
-Kama!- usłyszałam krzyk Michała.
-Tak?- zapytałam wchodząc razem z Filipem do salonu.
-Udowodnij Facu, że jesteś od niego lepsza w fifę- poprosił. Szeroko się uśmiechnęłam i zajęłam miejsce na kanapie pomiędzy starszym Winiarskim a Facoundo. Michał wręczył mi pada, a ja zapytałam Facu w jego ojczystym języku:
-Gotowy?
-Znasz hiszpański?- zapytał zaskoczony siatkarz.
-Znam- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Znasz hiszpański?- zapytała zszokowana reszta.
-No tak- odpowiedziałam. Zaczęliśmy grać. Kiedy ograłam przyjmującego 4:1, ten spojrzał na mnie zaskoczony.
-Jak ty to zrobiłaś?- zapytał. Szeroko się uśmiechnęłam i powiedziałam:
-Lata praktyki. Poćwicz jeszcze trochę, to może kiedyś ze mną wygrasz- na te słowa Uriate się zaśmiał, a cała reszta patrzyła na nas nie do końca rozumiejąc o czym rozmawiamy.
-Żądam rewanżu- odezwał się Argentyńczyk.
-Następnym razem- odpowiedziałam, po czym wstałam i zapytałam Miśka.- Ograłam go. Zadowolony?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Facu, moja kasa- zaśmiał się starszy Winiarski. Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, po czym patrząc prosto w te niebieskie oczyska powiedziałam:
-Następnym razem biorę połowę.
-Zobaczymy- stwierdził i schował wygraną do portfela.
-Kto nauczył cię tak grać?- zapytał Facu.
-To pozostanie moją słodką tajemnicą- zaśmiałam się.
-Czyli nie mam co liczyć na poznanie twojego sekretu?
-Nie ma takiej opcji- odpowiedziałam. Reszta wieczoru minęła całkiem spokojnie. Chłopaki zagrali jeszcze kilka meczy i, muszę przyznać, że Facu był całkiem niezły w te klocki. Ciekawe, gdzie on się tego nauczył. Ale zaobserwowałam również, że oni wszyscy robią głupie, idiotyczne wręcz błędy. Naprawdę. Kiedy już cała ekipa się zwinęła, razem z tatą posprzątałam cały bałagan, który udało się zrobić tej bandzie wielkoludów. Kiedy skończyliśmy chowanie naczyń do zmywarki, tata odezwał się:
-Mogę ci zadać dwa pytania?
-Jasne.
-O czym rozmawiałaś z Karolem?- zapytał.
-O Emilce. Przepraszał za nią i jej zachowanie- wyjaśniłam. Tata pokiwał głową i zadał drugie pytanie:
-Skąd znasz hiszpański?
-Babcia zawsze twierdziła, że języki są ważne. A, że ja mam, w jej mniemaniu, talent to zapisywała mnie na różne kursy. W ten sposób na kursach nauczyłam się angielskiego, hiszpańskiego i francuskiego.
-Znasz trzy języki obce?- zapytał tata zaskoczony.
-Tak w zasadzie, to cztery. No bo jeszcze niemiecki, którego uczę się w szkole. Może nie jest on na takim poziomie, jak reszta, ale jednak- uśmiechnęłam się.
-Zaskoczyłaś mnie. Facu i Nico też pewnie byli zaskoczeni, ale pozytywnie. Bo w swoim ojczystym języku mogą porozmawiać albo ze sobą albo z Falascą. Ale polski idzie im całkiem nieźle.
-Muszę przyznać ci rację. Nie myślałam, że obcokrajowcom polski może iść tak dobrze- odpowiedziałam. Porozmawialiśmy chwilę, po czym oboje poszliśmy spać. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam. Obudził mnie dźwięk mojego telefonu:
-Halo?- odebrałam zaspanym głosem.
***********************
To znowu ja! Sama zaczynam mieć siebie dość! Ostatnio mam taką wenę, że narobiłam sobie zapas rozdziałów tutaj i szykuję coś zupełnie nowego :D Ale to na razie tajemnica :)
Co do meczu z Argentyną- O matko! Normalnie podczas tego trzeciego seta serce mi się zatrzymało! Jestem mega dumna z chłopaków. MAMY ĆWIERĆFINAŁ!!! Czy to nie cudowne?
Moim zdaniem komentatorzy się trochę poprawili.
Pozdrawiam, do następnego, Dream <3 :*
P.S. Next w poniedziałek.
czwartek, 11 sierpnia 2016
Rozdział 35
-Nadal jesteś pewna, że wszystko dobrze?- zapytała mama. Podniosłam głowę i westchnęłam.
-Nie mam siły o tym rozmawiać, mamo. Proszę- wyszeptałam.
-Rozumiem. Zjedz coś- powiedziała.
-Dobrze.
-Kamila- zaczęła mama.
-Tak?
-Na pewno nic się nie stało?
-Nic strasznego. Na prawdę- powiedziałam patrząc jej prosto w oczy.
-Wierzę ci- uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
*perspektywa Karola*
Chwilę po tym, jak Kamila, Filip i Kuba wyszli ze szpitala, pojawił się Andrzej.
-Dzień dobry- przywitał się z moimi rodzicami.
-Dzień dobry- odpowiedzieli mu jednocześnie.
-Cześć- powiedział siadając obok mnie i Oli.
-Hej- uśmiechnęła się lekko moja dziewczyna.
-Siemka- mruknąłem.
-Co z Emilą?
-Już wszystko dobrze. Zostanie pewnie do jutra, żeby zrobić jeszcze jakieś tam badania.
-Okej- przytaknął i nic nie powiedział.
-Spróbuję z nią porozmawiać- oznajmiłem po chwili. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, ale nikt nic nie powiedział. Wstałem więc i skierowałem swoje kroki do sali, w której leży Emilka.
-Czego chcesz?- zapytała, kiedy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia.
-Porozmawiać.
-Nie chcę z tobą rozmawiać! Z nikim!- krzyknęła wściekła.
-Uspokój się- poprosiłem spokojnym tonem.
-Niby po co?!
-Emila!
-Co Emila?! No co Emila?! Powiedzieć ci coś?!- zapytała, a ja kiwnąłem głową.- Żałuję, że przyjechałam do Bełchatowa! Że zaczęłam tu naukę i treningi! To chyba najgorszy okres w moim życiu! Nienawidzę cię! Jesteś okropnym bratem! Cały czas się o mnie martwisz, pilnujesz mnie, dzwonisz i pytasz, czy wszystko w porządku! Daj mi wreszcie spokój!
-Okropnym?!- zapytałem zły.- Martwię się o ciebie, więc jestem okropny?! Dobrze wiedzieć.
-Wynoś się! Nie chcę cię znać!- krzyknęła. Podszedłem do niej i patrząc prosto w oczy powiedziałem:
-Nie masz już brata. Zapomnij o mnie tak, jak ja w tym momencie zapominam o tobie- po czym wyszedłem z sali.- Po jej rzeczy przyjedziecie sami. Nie chcę jej widzieć w moim mieszkaniu- powiedziałem do rodziców.
-Ale to twoja siostra!- odezwała się moja mama.
-Ja nie mam już siostry.
-Ale...
-Już nie- powiedziałem, po czym zabrałem bluzę z jednego z krzesełek.- Idziemy?- zapytałem Olę i Andrzeja.
-Czas najwyższy- stwierdził mój przyjaciel. Wyszliśmy przed szpital, gdzie zapytałem:
-Pomożecie mi spakować jej rzeczy?
-Nie ma problemu- odpowiedzieli jednocześnie.
*perspektywa Kamili*
16 październik 2015, godzina 15:30
Właśnie szykuję się do pierwszego w tym sezonie meczu. Czy coś się u mnie zmieniło przez ostatnie trzy tygodnie? Całkiem sporo. Tata Emilki kilka dni po jej próbie samobójczej dostał propozycję pracy w Austrii. Od razu się zdecydowali i zabrali Emi, twierdząc, że to dla jej dobra. Kilka dni później Kuba wrócił do Włoch. Z naszej paczki został tylko Filip i ja. Pewnie zastanawiacie się dlaczego w ostatnim czasie tak rzadko pojawia się tu Natalia. Otóż tydzień temu okazało się, że jest ona w ciąży. Nie miałam okazji jej pogratulować, ponieważ wyjechała z rodzicami do Szczecina. Moje przemyślenia przerywa trener.
-Dziewczyny, gotowe?- zapytał. Kiwamy tylko głowami.- Ej, co z wami?!- zadał kolejne pytanie widząc nasze miny.- Kamila, chodź ze mną na chwilę.
-Dobrze- powiedziałam i wyszłam za trenerem z szatni.
-Co się z tobą dzieje, dziewczyno?- zapytał.
-Nic.
-Jak to nic? Ja rozumiem, że to co zrobiła Emilka i jej późniejszy wyjazd mocno tobą wstrząsnęły, ale musisz wziąć się w garść. Wiesz dlaczego zostałaś kapitanem?- spytał, a ja przecząco pokręciłam głową.- Znam cię kupę czasu. Wiem ile pracy włożyłaś w treningi. Jesteś cholernie dobrą zawodniczką, która jest motorem napędowym tej drużyny. Dlatego błagam, weź się w garść, zepnij tyłek i pokaż na boisku na co się stać!
-Tak jest!- powiedziałam odzyskując całą pewność siebie i zasalutowałam.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jeżeli w sezonie porządnie się przyłożysz, to masz szansę grać z juniorkami na mistrzostwach świata. To będzie dla ciebie ogromna szansa.
-Rozumiem. Dziękuję trenerze- uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. A teraz idź do szatni i zmotywuj dziewczyny. Musimy to wygrać! Widzimy się za dziesięć minut przed wejściem na salę- powiedział. Weszłam do szatni i spojrzałam na dziewczyny.
-Co jest?- zapytałam.
-To, że nie ma Emilki znacznie osłabia naszą grupę, nie zauważyłaś?- zapytała Marlena.
-Lenka, ja wiem, że nie czujesz się teraz pewnie. Ale przecież siedząc na ławce marzyłaś o wyjściu w pierwszej szóstce, prawda? Więc dlaczego teraz zamiast pokazywać pewność siebie i swoich umiejętności się boisz?!
-Kama, wiemy, że chcesz nas zmotywować, ale uwierz, że dzisiaj nic z tego nie będzie- powiedziała Marta.
-Laski, co z wami?! Nie poznaję was! Spinamy tyłki i rozprawiamy się z przeciwniczkami do zera!
-Pamiętasz, co powiedziałaś w zeszłym roku jednej z nich pod siatką?- zapytała lekko uśmiechnięta Julka.
-Wystaw tyłek i cierp- zaśmiałam się.
-Wiecie, mam ochotę zobaczyć, jak czołgają się po boisku dostając w dupę do zera.
-No i takie podejście jest właściwe!- krzyknęłam zadowolona. Wystawiłam rękę przed siebie, a dziewczyny ułożyły na niej swoje dłonie.- Hej!
-Hooop!- odpowiedziały krzykiem dziewczyny. Mocno przytuliłyśmy się w kółku i wyszłyśmy z szatni. Przed wejściem na salę czekał na nas trener.
-Gotowe?- zapytał.
-Jak nigdy!- odpowiedziałam. Weszliśmy na salę i zaczęłyśmy się rozgrzewać. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam rodziców, Arka oraz Filipa. Szeroko się do nich uśmiechnęłam i wróciłam do ćwiczeń. Równo o godzinie szesnastej rozpoczął się mecz. Najpierw przywitanie drużyn i sędziów. Następnie prezentacja pierwszych szóstek i rozpoczęcie meczu. Piłkę miały przeciwniczki. Zagrywka. Mocne uderzenie w piłkę. Julka przyjęła prawie idealnie. Piłka leci do Doroty, naszej rozgrywającej. Ta bez większych ceregieli wystawia piłkę przez plecy prosto do mnie. Wyskakuję do ataku i z całej siły wbijam piłkę w parkiet. Szczęśliwe przytulamy się z dziewczynami w kółku. Mecz kończy kończy się wynikiem 3:0 dla nas. Pierwszego seta wygrałyśmy do 20, drugiego na przewagi 29:27, a w trzecim ukazałyśmy całkowitą przewagę miażdżąc przeciwniczki do 14. Po meczu przyszedł czas na nagrodę MVP. Otrzymałam ją ja. Okazało się, że udało mi się zdobyć aż 25 punktów! Byłam w szoku, nie myślałam, że było tego aż tyle! Kiedy już wymieniłyśmy uprzejmości z przeciwniczkami, zaczęłyśmy szczęśliwe tańczyć w kółku. Potem poszłyśmy do szatni się przebrać. Wyszłam przed halę trzymając w dłoni kolejną statuetkę do kolekcji.
-Gratulacje- powiedział tata i mocno mnie przytulił.
-Dziękuję- odpowiedziałam. Mama, Arek i Filip również mi pogratulowali.
-Wracamy do domu?- zapytała mama.
-Nie ma innego wyjścia- powiedziałam.
-Filip, jedziesz z nami?- spytał tata.
-Nie, nie. Ja mam teraz trening. W końcu jutro zaczynam sezon- odpowiedział, po czym się z nami pożegnał i wrócił na halę. Wróciliśmy do domu i rozsiedliśmy się w salonie.
-Gdzie grasz za tydzień?- zapytał tata.
-W Rzeszowie. Wyjeżdżamy w czwartek wieczorem. Wracamy w sobotę koło południa. Mecz jest w piątek- powiedziałam. Tata tylko pokiwał głową.
30 październik 2015, godzina 17:45
Siedzę razem z mamą, Arkiem, Dagą, Olkiem, Antkiem i Filipem na trybunach w Energii. Czekamy na rozpoczęcie się pierwszego w tym sezonie meczu Skra vs Effector. Bełchatów jest zdecydowanym liderem, ale nie zapominajmy, że Kielce mają Mateusza Bieńka. Zdolnego, młodego zawodnika, który może pociągnąć drużynę do zwycięstwa. Mecz kończy się triumfem Bełchatowa 3:1. Pierwszego seta wygraliśmy do 22, drugiego do 16, trzeciego przegraliśmy do 22, a czwartego, ostatniego wygraliśmy do 18. Całą ekipą schodzimy na dół, aby pogratulować Skrzatom.
-Gratulacje- uśmiechnęłam się do taty i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję. Ludzi chyba więcej niż na twoim meczu, no nie?- zapytał ze śmiechem.
-Za to ja szybciej wygrałam- odparłam.
-Też prawda- powiedział tata i zaczęliśmy się śmiać.
-A co wam tak wesoło?- zapytał Winiar.
-Nic, nic- odpowiedzieliśmy jednocześnie, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
-Jasne- stwierdził i poszedł do szatni. Godzinę później byliśmy już w domu. Poszłam do mojego pokoju, żeby się przebrać. Wtedy odezwał się mój telefon. Spojrzałam na ekran, widniała na nim wiadomość od Emilki:
Możemy porozmawiać na Skype?
Westchnęłam nie wiedząc, co odpisać. W głowie wciąż miałam naszą ostatnią rozmowę.
Nie mamy o czym.
Odpisałam i wzięłam laptopa, po czym usiadłam na łóżku. Zobaczyłam, że Kuba jest dostępny na Skype. Zadzwoniłam więc do niego i już po chwili na ekranie widniała uśmiechnięta twarz chłopaka.
-Cześć- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Hej- odpowiedział. Rozmawialiśmy kilka minut, ale przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam po urządzenie, na którym widniała wiadomość od Emili. Westchnęłam głośno, a Kuba zapytał- Coś się stało?
-Nie, no co ty- mruknęłam.
-Od kogo ta wiadomość?
-Od Emilki.
-Czego ona chce?- zapytał lekko zdenerwowany.
-Porozmawiać- prychnęłam.
-Co ona ci tam napisała?- przytoczyłam mu dwie wcześniejsze wiadomości i przeczytałam tą najnowszą:
-Widzę, że jesteś dostępna. Korona Ci z głowy spadnie jak chwilę porozmawiasz z przyjaciółką?
-Napisz jej...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Wiem, co mam napisać- powiedziałam, po czym wysłałam do dziewczyny wiadomość o treści:
Nie zachowałaś się jak przyjaciółka. Już nią dla mnie nie jesteś. Zapomnij o mnie tak, jak ja w tej chwili zapominam o Tobie.
Wysłałam wiadomość i poczułam dziwną ulgę.
-Kamila masz gościa- powiedziała mama, która weszła po chwili do pokoju.
****************
Akuku! To znowu ja! Pojawiam się z kolejnym rozdziałem! Jak się podoba?
Jak wrażenia po meczu Polska-Iran. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zachowania kibiców. I ta ostatnia akcja pod siatką... No pierwszy raz widziałam, żeby to Kubi kogoś odciągał, a nie na odwrót. Pozytywna zmiana :D
Dzisiaj mecz z Argentyną. Trzymamy kciuki.
Pozdrawiam, do następnego, Dream <3 :*
P.S. Next w sobotę :D
-Nie mam siły o tym rozmawiać, mamo. Proszę- wyszeptałam.
-Rozumiem. Zjedz coś- powiedziała.
-Dobrze.
-Kamila- zaczęła mama.
-Tak?
-Na pewno nic się nie stało?
-Nic strasznego. Na prawdę- powiedziałam patrząc jej prosto w oczy.
-Wierzę ci- uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
*perspektywa Karola*
Chwilę po tym, jak Kamila, Filip i Kuba wyszli ze szpitala, pojawił się Andrzej.
-Dzień dobry- przywitał się z moimi rodzicami.
-Dzień dobry- odpowiedzieli mu jednocześnie.
-Cześć- powiedział siadając obok mnie i Oli.
-Hej- uśmiechnęła się lekko moja dziewczyna.
-Siemka- mruknąłem.
-Co z Emilą?
-Już wszystko dobrze. Zostanie pewnie do jutra, żeby zrobić jeszcze jakieś tam badania.
-Okej- przytaknął i nic nie powiedział.
-Spróbuję z nią porozmawiać- oznajmiłem po chwili. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, ale nikt nic nie powiedział. Wstałem więc i skierowałem swoje kroki do sali, w której leży Emilka.
-Czego chcesz?- zapytała, kiedy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia.
-Porozmawiać.
-Nie chcę z tobą rozmawiać! Z nikim!- krzyknęła wściekła.
-Uspokój się- poprosiłem spokojnym tonem.
-Niby po co?!
-Emila!
-Co Emila?! No co Emila?! Powiedzieć ci coś?!- zapytała, a ja kiwnąłem głową.- Żałuję, że przyjechałam do Bełchatowa! Że zaczęłam tu naukę i treningi! To chyba najgorszy okres w moim życiu! Nienawidzę cię! Jesteś okropnym bratem! Cały czas się o mnie martwisz, pilnujesz mnie, dzwonisz i pytasz, czy wszystko w porządku! Daj mi wreszcie spokój!
-Okropnym?!- zapytałem zły.- Martwię się o ciebie, więc jestem okropny?! Dobrze wiedzieć.
-Wynoś się! Nie chcę cię znać!- krzyknęła. Podszedłem do niej i patrząc prosto w oczy powiedziałem:
-Nie masz już brata. Zapomnij o mnie tak, jak ja w tym momencie zapominam o tobie- po czym wyszedłem z sali.- Po jej rzeczy przyjedziecie sami. Nie chcę jej widzieć w moim mieszkaniu- powiedziałem do rodziców.
-Ale to twoja siostra!- odezwała się moja mama.
-Ja nie mam już siostry.
-Ale...
-Już nie- powiedziałem, po czym zabrałem bluzę z jednego z krzesełek.- Idziemy?- zapytałem Olę i Andrzeja.
-Czas najwyższy- stwierdził mój przyjaciel. Wyszliśmy przed szpital, gdzie zapytałem:
-Pomożecie mi spakować jej rzeczy?
-Nie ma problemu- odpowiedzieli jednocześnie.
*perspektywa Kamili*
16 październik 2015, godzina 15:30
Właśnie szykuję się do pierwszego w tym sezonie meczu. Czy coś się u mnie zmieniło przez ostatnie trzy tygodnie? Całkiem sporo. Tata Emilki kilka dni po jej próbie samobójczej dostał propozycję pracy w Austrii. Od razu się zdecydowali i zabrali Emi, twierdząc, że to dla jej dobra. Kilka dni później Kuba wrócił do Włoch. Z naszej paczki został tylko Filip i ja. Pewnie zastanawiacie się dlaczego w ostatnim czasie tak rzadko pojawia się tu Natalia. Otóż tydzień temu okazało się, że jest ona w ciąży. Nie miałam okazji jej pogratulować, ponieważ wyjechała z rodzicami do Szczecina. Moje przemyślenia przerywa trener.
-Dziewczyny, gotowe?- zapytał. Kiwamy tylko głowami.- Ej, co z wami?!- zadał kolejne pytanie widząc nasze miny.- Kamila, chodź ze mną na chwilę.
-Dobrze- powiedziałam i wyszłam za trenerem z szatni.
-Co się z tobą dzieje, dziewczyno?- zapytał.
-Nic.
-Jak to nic? Ja rozumiem, że to co zrobiła Emilka i jej późniejszy wyjazd mocno tobą wstrząsnęły, ale musisz wziąć się w garść. Wiesz dlaczego zostałaś kapitanem?- spytał, a ja przecząco pokręciłam głową.- Znam cię kupę czasu. Wiem ile pracy włożyłaś w treningi. Jesteś cholernie dobrą zawodniczką, która jest motorem napędowym tej drużyny. Dlatego błagam, weź się w garść, zepnij tyłek i pokaż na boisku na co się stać!
-Tak jest!- powiedziałam odzyskując całą pewność siebie i zasalutowałam.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jeżeli w sezonie porządnie się przyłożysz, to masz szansę grać z juniorkami na mistrzostwach świata. To będzie dla ciebie ogromna szansa.
-Rozumiem. Dziękuję trenerze- uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. A teraz idź do szatni i zmotywuj dziewczyny. Musimy to wygrać! Widzimy się za dziesięć minut przed wejściem na salę- powiedział. Weszłam do szatni i spojrzałam na dziewczyny.
-Co jest?- zapytałam.
-To, że nie ma Emilki znacznie osłabia naszą grupę, nie zauważyłaś?- zapytała Marlena.
-Lenka, ja wiem, że nie czujesz się teraz pewnie. Ale przecież siedząc na ławce marzyłaś o wyjściu w pierwszej szóstce, prawda? Więc dlaczego teraz zamiast pokazywać pewność siebie i swoich umiejętności się boisz?!
-Kama, wiemy, że chcesz nas zmotywować, ale uwierz, że dzisiaj nic z tego nie będzie- powiedziała Marta.
-Laski, co z wami?! Nie poznaję was! Spinamy tyłki i rozprawiamy się z przeciwniczkami do zera!
-Pamiętasz, co powiedziałaś w zeszłym roku jednej z nich pod siatką?- zapytała lekko uśmiechnięta Julka.
-Wystaw tyłek i cierp- zaśmiałam się.
-Wiecie, mam ochotę zobaczyć, jak czołgają się po boisku dostając w dupę do zera.
-No i takie podejście jest właściwe!- krzyknęłam zadowolona. Wystawiłam rękę przed siebie, a dziewczyny ułożyły na niej swoje dłonie.- Hej!
-Hooop!- odpowiedziały krzykiem dziewczyny. Mocno przytuliłyśmy się w kółku i wyszłyśmy z szatni. Przed wejściem na salę czekał na nas trener.
-Gotowe?- zapytał.
-Jak nigdy!- odpowiedziałam. Weszliśmy na salę i zaczęłyśmy się rozgrzewać. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam rodziców, Arka oraz Filipa. Szeroko się do nich uśmiechnęłam i wróciłam do ćwiczeń. Równo o godzinie szesnastej rozpoczął się mecz. Najpierw przywitanie drużyn i sędziów. Następnie prezentacja pierwszych szóstek i rozpoczęcie meczu. Piłkę miały przeciwniczki. Zagrywka. Mocne uderzenie w piłkę. Julka przyjęła prawie idealnie. Piłka leci do Doroty, naszej rozgrywającej. Ta bez większych ceregieli wystawia piłkę przez plecy prosto do mnie. Wyskakuję do ataku i z całej siły wbijam piłkę w parkiet. Szczęśliwe przytulamy się z dziewczynami w kółku. Mecz kończy kończy się wynikiem 3:0 dla nas. Pierwszego seta wygrałyśmy do 20, drugiego na przewagi 29:27, a w trzecim ukazałyśmy całkowitą przewagę miażdżąc przeciwniczki do 14. Po meczu przyszedł czas na nagrodę MVP. Otrzymałam ją ja. Okazało się, że udało mi się zdobyć aż 25 punktów! Byłam w szoku, nie myślałam, że było tego aż tyle! Kiedy już wymieniłyśmy uprzejmości z przeciwniczkami, zaczęłyśmy szczęśliwe tańczyć w kółku. Potem poszłyśmy do szatni się przebrać. Wyszłam przed halę trzymając w dłoni kolejną statuetkę do kolekcji.
-Gratulacje- powiedział tata i mocno mnie przytulił.
-Dziękuję- odpowiedziałam. Mama, Arek i Filip również mi pogratulowali.
-Wracamy do domu?- zapytała mama.
-Nie ma innego wyjścia- powiedziałam.
-Filip, jedziesz z nami?- spytał tata.
-Nie, nie. Ja mam teraz trening. W końcu jutro zaczynam sezon- odpowiedział, po czym się z nami pożegnał i wrócił na halę. Wróciliśmy do domu i rozsiedliśmy się w salonie.
-Gdzie grasz za tydzień?- zapytał tata.
-W Rzeszowie. Wyjeżdżamy w czwartek wieczorem. Wracamy w sobotę koło południa. Mecz jest w piątek- powiedziałam. Tata tylko pokiwał głową.
30 październik 2015, godzina 17:45
Siedzę razem z mamą, Arkiem, Dagą, Olkiem, Antkiem i Filipem na trybunach w Energii. Czekamy na rozpoczęcie się pierwszego w tym sezonie meczu Skra vs Effector. Bełchatów jest zdecydowanym liderem, ale nie zapominajmy, że Kielce mają Mateusza Bieńka. Zdolnego, młodego zawodnika, który może pociągnąć drużynę do zwycięstwa. Mecz kończy się triumfem Bełchatowa 3:1. Pierwszego seta wygraliśmy do 22, drugiego do 16, trzeciego przegraliśmy do 22, a czwartego, ostatniego wygraliśmy do 18. Całą ekipą schodzimy na dół, aby pogratulować Skrzatom.
-Gratulacje- uśmiechnęłam się do taty i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję. Ludzi chyba więcej niż na twoim meczu, no nie?- zapytał ze śmiechem.
-Za to ja szybciej wygrałam- odparłam.
-Też prawda- powiedział tata i zaczęliśmy się śmiać.
-A co wam tak wesoło?- zapytał Winiar.
-Nic, nic- odpowiedzieliśmy jednocześnie, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
-Jasne- stwierdził i poszedł do szatni. Godzinę później byliśmy już w domu. Poszłam do mojego pokoju, żeby się przebrać. Wtedy odezwał się mój telefon. Spojrzałam na ekran, widniała na nim wiadomość od Emilki:
Możemy porozmawiać na Skype?
Westchnęłam nie wiedząc, co odpisać. W głowie wciąż miałam naszą ostatnią rozmowę.
Nie mamy o czym.
Odpisałam i wzięłam laptopa, po czym usiadłam na łóżku. Zobaczyłam, że Kuba jest dostępny na Skype. Zadzwoniłam więc do niego i już po chwili na ekranie widniała uśmiechnięta twarz chłopaka.
-Cześć- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Hej- odpowiedział. Rozmawialiśmy kilka minut, ale przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam po urządzenie, na którym widniała wiadomość od Emili. Westchnęłam głośno, a Kuba zapytał- Coś się stało?
-Nie, no co ty- mruknęłam.
-Od kogo ta wiadomość?
-Od Emilki.
-Czego ona chce?- zapytał lekko zdenerwowany.
-Porozmawiać- prychnęłam.
-Co ona ci tam napisała?- przytoczyłam mu dwie wcześniejsze wiadomości i przeczytałam tą najnowszą:
-Widzę, że jesteś dostępna. Korona Ci z głowy spadnie jak chwilę porozmawiasz z przyjaciółką?
-Napisz jej...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Wiem, co mam napisać- powiedziałam, po czym wysłałam do dziewczyny wiadomość o treści:
Nie zachowałaś się jak przyjaciółka. Już nią dla mnie nie jesteś. Zapomnij o mnie tak, jak ja w tej chwili zapominam o Tobie.
Wysłałam wiadomość i poczułam dziwną ulgę.
-Kamila masz gościa- powiedziała mama, która weszła po chwili do pokoju.
****************
Akuku! To znowu ja! Pojawiam się z kolejnym rozdziałem! Jak się podoba?
Jak wrażenia po meczu Polska-Iran. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zachowania kibiców. I ta ostatnia akcja pod siatką... No pierwszy raz widziałam, żeby to Kubi kogoś odciągał, a nie na odwrót. Pozytywna zmiana :D
Dzisiaj mecz z Argentyną. Trzymamy kciuki.
Pozdrawiam, do następnego, Dream <3 :*
P.S. Next w sobotę :D
wtorek, 9 sierpnia 2016
Rozdział 34
Około jedenastej razem z Filipem poszliśmy do Emilki do szpitala. Weszliśmy na odpowiednie piętro, gdzie na korytarzu siedzieli Ola, Karol oraz jego rodzice. Nie mięli ciekawych min.
-Dzień dobry- przywitałam się z państwem Kłos.
-O, witaj Kamilko. Długo się nie widzieliśmy, co u ciebie?- zapytała mama Emi.
-Wszystko dobrze. A co z Emilką?
-Nie chce z nikim rozmawiać. Na wszystkich burczy.
-Mogę?- zapytałam wskazując drzwi jej sali.
-Jeśli chcesz- odpowiedział tata mojej przyjaciółki.
-Cześć- powiedziałam wchodząc do sali, na której leżała dziewczyna.
-Hej- mruknęła.
-Jak się czujesz?- zapytałam z troską. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi.- Em...- zaczęłam cicho i spokojnie, ale dziewczyna wybuchła.
-Czego ty chcesz?! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Nie mam ochoty z nikim rozmawiać! A z tobą w szczególności!
-Ale...
-Chcesz wiedzieć dlaczego?! Dobrze, powiem ci! Uważasz się za moją przyjaciółkę, a nie pomyślałaś, że ja chciałam umrzeć?! Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz! Wynoś się! Wolę nie mieć przyjaciół, niż mieć takich jak ty!- zabolało. Poczułam łzy gromadzące się w kącikach oczu, ale nie dałam za wygraną.
-Po jednej kłótni z chłopakiem od razu ze sobą kończyć?! Normalna jesteś?! Całe życie przed tobą! Masz rodzinę, przyjaciół, talent...- zaczęłam wymieniać, ale po raz kolejny mi przerwała.
-A ty co się tak mądrzysz?! Co ty masz z tego życia?! Rodziców, którzy zajęli się tobą w wieku szesnastu lat?!- zabolało. Znowu. Tym razem pozwoliłam, aby pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
-Doskonale wiesz...
-Oj przestań! Kiedy do ciebie dotrze, że jesteś po prostu żałosna?!- nie czekałam na to, co chce jeszcze powiedzieć. Ewidentnie miała zamiar jeszcze coś dodać, ale ja już nie wytrzymałam. Wybiegłam z sali ze łzami w oczach. Nie patrząc na nikogo ruszyłam do wyjścia ze szpitala. Przy schodach dogonił mnie Filip.
-Kam, co się... Ty płaczesz?- zapytał, a ja nie odpowiedziałam, tylko się do niego przytuliłam.Ten mocno mnie objął czekając, aż się uspokoję.
-Zabierz mnie stąd- wyszeptałam. Filip otarł łzy z moich policzków, po czym objął mnie ramieniem i wyszliśmy ze szpitala.
-Chcesz wrócić do domu?- zapytał głosem przepełnionym troską.
-Nie. Musimy iść do Kuby. Może on z nią porozmawia.
-Jesteś świadoma tego, że ona właśnie potraktowała cię jak nie powiem kogo, a ty chcesz jeszcze jej pomagać?
-Mogę iść sama, jeśli chcesz- stwierdziłam i ruszyłam w stronę domu Jakuba.
-Ja nie powiedziałem, że puszczę cię samą- zaśmiał się Winiarski i mnie dogonił. Na miejscu byliśmy dziesięć minut później (zna się wszystkie Bełchatowskie skróty). Zadzwoniliśmy do drzwi, które otworzyła Gabi.
-Hej- zaczęłam.
-Cześć- odpowiedziała.
-Hej- dorzucił Filip.- Jest Kuba?
-Wchodźcie, siedzi w salonie- powiedziała, więc weszliśmy do środka.- Jakubie!- krzyknęła.
-Zrób mi loda- mruknął Filip. Spojrzałyśmy na niego zaskoczone.- No co? Bajki ostatnio z chłopakami oglądałem.
-Co się drzesz?!- odkrzyknął Kuba.
-Gości masz- poinformowała go siostra.
-Kogo znowu niesie?- zapytał, a gdy zobaczył mnie i Filipa wyglądał na zaskoczonego.
-Hej- powiedziałam z Winiarskim jednocześnie.
-Cześć?- odpowiedział zaskoczonym głosem.- O co chodzi?
-Podziękowałbyś im. To oni cię wczoraj odstawili- mruknęła Gabi.
-Dzięki. Więc o co chodzi?
-Musimy pogadać- powiedziałam, po czym opowiedzieliśmy mu całą historię. Kiedy to usłyszał, pobiegł się ubrać, a my czekaliśmy w salonie. Wymieniłam się numerami telefonu z Gabrysią, tak "na przyszłość".
-Idziemy?- zapytał Kuba, który był gotowy po trzech minutach.
-Jasne- odpowiedział Filip i we trójkę ruszyliśmy do szpitala. Tam Kuba przedstawił się rodzicom Emilki, którzy nie robili problemów i pozwolili mu wejść do środka. Wyszedł równie szybko, co ja i miał podobną minę. Spojrzałam w jego oczy i serce mi pękło. W Kubusiowym spojrzeniu było tyle bólu. Wstałam z plastikowego krzesełka, na którym siedziałam i przytuliłam przyjaciela. Po chwili usłyszałam, że zaczął płakać. Kiwnęłam głową na Filipa i zabraliśmy go na zewnątrz.
-Wracam do Włoch- oznajmił Kuba, kiedy siedzieliśmy na ławce przed szpitalem.
-Co?!- zapytaliśmy jednocześnie zszokowani.
-Tata dostał tam świetną propozycję pracy i wracamy. Ale nie martwcie się. Odwiedzę was. I będziemy rozmawiać przez internet. Obiecuję- powiedział.
-Trzymam cię za słowo- uśmiechnęłam się lekko.- A co z...
-Z Emilą? Już nic. Kocham ją, ale po tym, jak mnie teraz potraktowała wiem, że zasługuję na kogoś lepszego- stwierdził i zapadła cisza.- Kam...- zaczął Kuba po kilku minutach.
-Tak?
-I ty też powinnaś.
-Ale co?
-Emila nie zasługuje na taką przyjaciółkę, jak ty. Wszystkich traktuje okropnie, nic na to nie poradzimy. Ale proszę cię. Nie wybaczaj jej, nie dawaj szans. Tak nie zachowuje się przyjaciółka- mówił, a jego słowa, choć tak prawdziwe, zadawały dużo bólu.- Obiecaj.
-Obiecuję- wyszeptałam.
-Zbieram się. W tym tygodniu już nie pojawię się w szkole. Samolot mam w środę. Przyjdę się pożegnać- powiedział Kuba.
-Trzymamy cię za słowo, stary- odpowiedział Filip.
-Kuba- zatrzymałam chłopaka, bo chciałam go o coś zapytać.
-Tak?
-Dlaczego nigdy nie mówiłeś o Gabi?- spytałam, a chłopak bez najmniejszego skrępowania odpowiedział:
-Bo dopiero po wyjeździe do Włoch zrozumiałem, jak fajnie mieć młodsze siostry. Lecę, pa.
-Hej- powiedział Filip.
-Cześć- dodałam. Siedzieliśmy przez chwilę ciszy, gdy nagle ktoś do nas podszedł.
-Hej- usłyszałam i podniosłam głowę. Musiałam bardzo wysoko zadrzeć łepetynkę, aby ujrzeć uśmiechniętą twarz Andrzeja.
-Cześć- odpowiedzieliśmy jednocześnie z Filipem.
-Czemu tu siedzicie?- zapytał.
-Jeśli nie masz ochoty usłyszeć tego, co naprawdę myśli o tobie Emila, to nie idź do niej- powiedziałam.
-Coś się stało?
-Niestety- powiedziałam i zaśmiałam się. Ale w tym śmiechu nie było krzty wesołości. Nagle rozdzwonił się telefon Filipa.
-Halo?- odebrał.
-...
-Okej.
-...
-Okej.
-...
-Okej.
-...
-Okej. Pa- powiedział i się rozłączył.
-Imponujące te twoje rozmowy- zaśmiał się środkowy.
-Do mnie chociaż ktoś dzwoni- odgryzł się Filip. Tym razem całkowicie szczerze zaczęłam się śmiać.- Kam, zbieramy się- poinformował mnie młodszy Winiarski.
-Oczywiście. Cześć Andrzej.
-Cześć, cześć- powiedział i ruszył w stronę szpitala. Natomiast ja i Filip w przeciwnym kierunku, na nasze osiedle.
-Miałem cię poinformować, że cała twoja rodzinka jest u mnie, bo z wczoraj tyle żarcia zostało, że wszystko odgrzewają.
-Zrozumiałam.
-Niezmiernie mnie to cieszy.
-Mnie również.
-Dobra, koniec- powiedział Filip, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Okej- przytaknęłam.
W domu Winiarskich panuje ogromna radość. Dzieciaki biegają, dorośli rozmawiają, wszyscy się śmieją. Raczej mój obecny nastrój tutaj nie pasuje. Za bardzo boli mnie serducho po tym, co powiedziała mi Emilka. Ale również przez to, że mój mózg cały czas podsuwa mi wspomnienie bólu w Kubusiowym spojrzeniu.
-Wszystko w porządku?- zapytał Filip widząc moją minę.
-Co? Tak, tak- powiedziałam lekko zdezorientowana.
-Nie brzmisz przekonująco.
-Bo jedyne na co mam ochotę, to usiąść i się rozpłakać. Doskonale wiem, że słyszałeś wszystko, co powiedziała mi Emilka, więc pewnie mnie rozumiesz.
-Rozumiem ciebie, ale jej nie. I dobra rada. Nie płacz lepiej przy wszystkich. Kto jak kto, ale Igła nie odpuści, dopóki wszystkiego się nie dowie.
-Twoje rady są bezcenne- odparłam.
-Wiem przecież. Jak już nie wytrzymasz, to wyjdź do łazienki i wyślij mi Sms'a. Coś wymyślimy.
-Dzięki- uśmiechnęłam się, po czym weszliśmy do salonu.
-Cześć- powiedział cały chórek, gdy nas zobaczył.
-Hej- odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Co z Emilką?- zapytał tata.
-Lekarze mówią, że jej życiu nic już nie zagraża- powiedział Filip. Dziękuję Ci Boże za takiego przyjaciela!
-A jak ona się czuje?- zapytał tym razem Igła.
-Nie chce z nikim rozmawiać- odpowiedział po raz kolejny Filip.
-Coś się stało?- zapytała mama, która przez cały czas bacznie mi się przyglądała. Zacisnęłam zęby i z wymuszonym uśmiechem odparłam:
-Nie, dlaczego?
-Bo nie brzmicie przekonująco, powiedzmy- odpowiedziała.
-Wszystko jest dobrze. Co jemy?- zapytał Filip zmieniając temat. Boże, dziękuję ci jeszcze raz. Z całego serca.
-My już jedliśmy. Nie wiedzieliśmy, kiedy przyjdziecie. Wszystko macie w kuchni, częstujcie się- powiedziała Daga. Poszliśmy więc do kuchni. Zaraz po wejściu do pomieszczenia oparłam się o ścianę i zjechałam aż do podłogi.
-Nadal jesteś pewna, że wszystko dobrze?
**************************
Ta dam! Jest i 34 rozdział. Kto by pomyślał, że Emilka tak się zachowa? Strzelam, że nikt.
Jak się podoba?
Znowu nie wiem, co napisać. Chociaż, nie. WIEM!!!! Wygraliśmy z Egiptem, jakby jeszcze ktoś nie wiedział! Dzisiaj czeka nas dużo cięższa przeprawa z Iranem. Ale damy radę. Bo kto jeśli nie my?
Przyznam szczerze, że rozwaliły mnie miny Kurka. Po prostu siedziałam i się śmiałam. I bardzo irytowali mnie komentatorzy. Ughh... No, ale nic. Ważne, że udało się wygrać.
Do następnego, pozdrawiam, Dream <3 :*
P.S. Next w czwartek.
-Dzień dobry- przywitałam się z państwem Kłos.
-O, witaj Kamilko. Długo się nie widzieliśmy, co u ciebie?- zapytała mama Emi.
-Wszystko dobrze. A co z Emilką?
-Nie chce z nikim rozmawiać. Na wszystkich burczy.
-Mogę?- zapytałam wskazując drzwi jej sali.
-Jeśli chcesz- odpowiedział tata mojej przyjaciółki.
-Cześć- powiedziałam wchodząc do sali, na której leżała dziewczyna.
-Hej- mruknęła.
-Jak się czujesz?- zapytałam z troską. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi.- Em...- zaczęłam cicho i spokojnie, ale dziewczyna wybuchła.
-Czego ty chcesz?! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Nie mam ochoty z nikim rozmawiać! A z tobą w szczególności!
-Ale...
-Chcesz wiedzieć dlaczego?! Dobrze, powiem ci! Uważasz się za moją przyjaciółkę, a nie pomyślałaś, że ja chciałam umrzeć?! Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz! Wynoś się! Wolę nie mieć przyjaciół, niż mieć takich jak ty!- zabolało. Poczułam łzy gromadzące się w kącikach oczu, ale nie dałam za wygraną.
-Po jednej kłótni z chłopakiem od razu ze sobą kończyć?! Normalna jesteś?! Całe życie przed tobą! Masz rodzinę, przyjaciół, talent...- zaczęłam wymieniać, ale po raz kolejny mi przerwała.
-A ty co się tak mądrzysz?! Co ty masz z tego życia?! Rodziców, którzy zajęli się tobą w wieku szesnastu lat?!- zabolało. Znowu. Tym razem pozwoliłam, aby pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
-Doskonale wiesz...
-Oj przestań! Kiedy do ciebie dotrze, że jesteś po prostu żałosna?!- nie czekałam na to, co chce jeszcze powiedzieć. Ewidentnie miała zamiar jeszcze coś dodać, ale ja już nie wytrzymałam. Wybiegłam z sali ze łzami w oczach. Nie patrząc na nikogo ruszyłam do wyjścia ze szpitala. Przy schodach dogonił mnie Filip.
-Kam, co się... Ty płaczesz?- zapytał, a ja nie odpowiedziałam, tylko się do niego przytuliłam.Ten mocno mnie objął czekając, aż się uspokoję.
-Zabierz mnie stąd- wyszeptałam. Filip otarł łzy z moich policzków, po czym objął mnie ramieniem i wyszliśmy ze szpitala.
-Chcesz wrócić do domu?- zapytał głosem przepełnionym troską.
-Nie. Musimy iść do Kuby. Może on z nią porozmawia.
-Jesteś świadoma tego, że ona właśnie potraktowała cię jak nie powiem kogo, a ty chcesz jeszcze jej pomagać?
-Mogę iść sama, jeśli chcesz- stwierdziłam i ruszyłam w stronę domu Jakuba.
-Ja nie powiedziałem, że puszczę cię samą- zaśmiał się Winiarski i mnie dogonił. Na miejscu byliśmy dziesięć minut później (zna się wszystkie Bełchatowskie skróty). Zadzwoniliśmy do drzwi, które otworzyła Gabi.
-Hej- zaczęłam.
-Cześć- odpowiedziała.
-Hej- dorzucił Filip.- Jest Kuba?
-Wchodźcie, siedzi w salonie- powiedziała, więc weszliśmy do środka.- Jakubie!- krzyknęła.
-Zrób mi loda- mruknął Filip. Spojrzałyśmy na niego zaskoczone.- No co? Bajki ostatnio z chłopakami oglądałem.
-Co się drzesz?!- odkrzyknął Kuba.
-Gości masz- poinformowała go siostra.
-Kogo znowu niesie?- zapytał, a gdy zobaczył mnie i Filipa wyglądał na zaskoczonego.
-Hej- powiedziałam z Winiarskim jednocześnie.
-Cześć?- odpowiedział zaskoczonym głosem.- O co chodzi?
-Podziękowałbyś im. To oni cię wczoraj odstawili- mruknęła Gabi.
-Dzięki. Więc o co chodzi?
-Musimy pogadać- powiedziałam, po czym opowiedzieliśmy mu całą historię. Kiedy to usłyszał, pobiegł się ubrać, a my czekaliśmy w salonie. Wymieniłam się numerami telefonu z Gabrysią, tak "na przyszłość".
-Idziemy?- zapytał Kuba, który był gotowy po trzech minutach.
-Jasne- odpowiedział Filip i we trójkę ruszyliśmy do szpitala. Tam Kuba przedstawił się rodzicom Emilki, którzy nie robili problemów i pozwolili mu wejść do środka. Wyszedł równie szybko, co ja i miał podobną minę. Spojrzałam w jego oczy i serce mi pękło. W Kubusiowym spojrzeniu było tyle bólu. Wstałam z plastikowego krzesełka, na którym siedziałam i przytuliłam przyjaciela. Po chwili usłyszałam, że zaczął płakać. Kiwnęłam głową na Filipa i zabraliśmy go na zewnątrz.
-Wracam do Włoch- oznajmił Kuba, kiedy siedzieliśmy na ławce przed szpitalem.
-Co?!- zapytaliśmy jednocześnie zszokowani.
-Tata dostał tam świetną propozycję pracy i wracamy. Ale nie martwcie się. Odwiedzę was. I będziemy rozmawiać przez internet. Obiecuję- powiedział.
-Trzymam cię za słowo- uśmiechnęłam się lekko.- A co z...
-Z Emilą? Już nic. Kocham ją, ale po tym, jak mnie teraz potraktowała wiem, że zasługuję na kogoś lepszego- stwierdził i zapadła cisza.- Kam...- zaczął Kuba po kilku minutach.
-Tak?
-I ty też powinnaś.
-Ale co?
-Emila nie zasługuje na taką przyjaciółkę, jak ty. Wszystkich traktuje okropnie, nic na to nie poradzimy. Ale proszę cię. Nie wybaczaj jej, nie dawaj szans. Tak nie zachowuje się przyjaciółka- mówił, a jego słowa, choć tak prawdziwe, zadawały dużo bólu.- Obiecaj.
-Obiecuję- wyszeptałam.
-Zbieram się. W tym tygodniu już nie pojawię się w szkole. Samolot mam w środę. Przyjdę się pożegnać- powiedział Kuba.
-Trzymamy cię za słowo, stary- odpowiedział Filip.
-Kuba- zatrzymałam chłopaka, bo chciałam go o coś zapytać.
-Tak?
-Dlaczego nigdy nie mówiłeś o Gabi?- spytałam, a chłopak bez najmniejszego skrępowania odpowiedział:
-Bo dopiero po wyjeździe do Włoch zrozumiałem, jak fajnie mieć młodsze siostry. Lecę, pa.
-Hej- powiedział Filip.
-Cześć- dodałam. Siedzieliśmy przez chwilę ciszy, gdy nagle ktoś do nas podszedł.
-Hej- usłyszałam i podniosłam głowę. Musiałam bardzo wysoko zadrzeć łepetynkę, aby ujrzeć uśmiechniętą twarz Andrzeja.
-Cześć- odpowiedzieliśmy jednocześnie z Filipem.
-Czemu tu siedzicie?- zapytał.
-Jeśli nie masz ochoty usłyszeć tego, co naprawdę myśli o tobie Emila, to nie idź do niej- powiedziałam.
-Coś się stało?
-Niestety- powiedziałam i zaśmiałam się. Ale w tym śmiechu nie było krzty wesołości. Nagle rozdzwonił się telefon Filipa.
-Halo?- odebrał.
-...
-Okej.
-...
-Okej.
-...
-Okej.
-...
-Okej. Pa- powiedział i się rozłączył.
-Imponujące te twoje rozmowy- zaśmiał się środkowy.
-Do mnie chociaż ktoś dzwoni- odgryzł się Filip. Tym razem całkowicie szczerze zaczęłam się śmiać.- Kam, zbieramy się- poinformował mnie młodszy Winiarski.
-Oczywiście. Cześć Andrzej.
-Cześć, cześć- powiedział i ruszył w stronę szpitala. Natomiast ja i Filip w przeciwnym kierunku, na nasze osiedle.
-Miałem cię poinformować, że cała twoja rodzinka jest u mnie, bo z wczoraj tyle żarcia zostało, że wszystko odgrzewają.
-Zrozumiałam.
-Niezmiernie mnie to cieszy.
-Mnie również.
-Dobra, koniec- powiedział Filip, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Okej- przytaknęłam.
W domu Winiarskich panuje ogromna radość. Dzieciaki biegają, dorośli rozmawiają, wszyscy się śmieją. Raczej mój obecny nastrój tutaj nie pasuje. Za bardzo boli mnie serducho po tym, co powiedziała mi Emilka. Ale również przez to, że mój mózg cały czas podsuwa mi wspomnienie bólu w Kubusiowym spojrzeniu.
-Wszystko w porządku?- zapytał Filip widząc moją minę.
-Co? Tak, tak- powiedziałam lekko zdezorientowana.
-Nie brzmisz przekonująco.
-Bo jedyne na co mam ochotę, to usiąść i się rozpłakać. Doskonale wiem, że słyszałeś wszystko, co powiedziała mi Emilka, więc pewnie mnie rozumiesz.
-Rozumiem ciebie, ale jej nie. I dobra rada. Nie płacz lepiej przy wszystkich. Kto jak kto, ale Igła nie odpuści, dopóki wszystkiego się nie dowie.
-Twoje rady są bezcenne- odparłam.
-Wiem przecież. Jak już nie wytrzymasz, to wyjdź do łazienki i wyślij mi Sms'a. Coś wymyślimy.
-Dzięki- uśmiechnęłam się, po czym weszliśmy do salonu.
-Cześć- powiedział cały chórek, gdy nas zobaczył.
-Hej- odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Co z Emilką?- zapytał tata.
-Lekarze mówią, że jej życiu nic już nie zagraża- powiedział Filip. Dziękuję Ci Boże za takiego przyjaciela!
-A jak ona się czuje?- zapytał tym razem Igła.
-Nie chce z nikim rozmawiać- odpowiedział po raz kolejny Filip.
-Coś się stało?- zapytała mama, która przez cały czas bacznie mi się przyglądała. Zacisnęłam zęby i z wymuszonym uśmiechem odparłam:
-Nie, dlaczego?
-Bo nie brzmicie przekonująco, powiedzmy- odpowiedziała.
-Wszystko jest dobrze. Co jemy?- zapytał Filip zmieniając temat. Boże, dziękuję ci jeszcze raz. Z całego serca.
-My już jedliśmy. Nie wiedzieliśmy, kiedy przyjdziecie. Wszystko macie w kuchni, częstujcie się- powiedziała Daga. Poszliśmy więc do kuchni. Zaraz po wejściu do pomieszczenia oparłam się o ścianę i zjechałam aż do podłogi.
-Nadal jesteś pewna, że wszystko dobrze?
**************************
Ta dam! Jest i 34 rozdział. Kto by pomyślał, że Emilka tak się zachowa? Strzelam, że nikt.
Jak się podoba?
Znowu nie wiem, co napisać. Chociaż, nie. WIEM!!!! Wygraliśmy z Egiptem, jakby jeszcze ktoś nie wiedział! Dzisiaj czeka nas dużo cięższa przeprawa z Iranem. Ale damy radę. Bo kto jeśli nie my?
Przyznam szczerze, że rozwaliły mnie miny Kurka. Po prostu siedziałam i się śmiałam. I bardzo irytowali mnie komentatorzy. Ughh... No, ale nic. Ważne, że udało się wygrać.
Do następnego, pozdrawiam, Dream <3 :*
P.S. Next w czwartek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)