sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 2

-Mam raka płuc. Z przerzutami. Został mi ewentualnie miesiąc życia. Jesteś jej jedyną żyjącą rodziną musisz się nią zająć. Musisz się zająć Kamilą- powiedziała.
-Słucham?!!!- krzyknęłam.- No wy chyba zwariowaliście!! Dlaczego mi nie powiedziałaś?!!- dodałam i wybiegłam z domu siatkarza. Co oni sobie myślą? Ja go nie znam. On mnie też nie. Po za tym ma rodzinę. Usiadłam na krawężniku i się rozpłakałam.

*perspektywa Mariusza*

-Czego ode mnie oczkujesz? Pieniędzy? Nazwiska? Jakiegoś polecenia? Domu? Mieszkania? Czego?- zapytałem.
-Niczego. Dokładnie od godziny wiem, że jestem twoją córką. Mama zmarła przy porodzie. A ja w dzień szesnastych urodzin miałam poznać mojego ojca. Tyle. Nic od ciebie nie chcę.- zwróciła się do moich rodziców.- Już wie. Jesteście zadowoleni? To świetnie! Ja mam dość wychodzę- wstała i skierowała się do drzwi.
-Kamila siadaj! To jeszcze nie koniec!- powiedziała jej babcia.
-Słucham?!- spytała zaskoczona.
-Usiądź- ponowiła polecenie. Usiadła i razem ze mną i Pauliną wbiła w swoją babcię wyczekujący wzrok.
-O co chodzi?- zapytała.
-Ona nic od ciebie nie chce, bo nie wie najważniejszego- oznajmiła jej babcia zwracając się do mnie.
-Mianowicie?- zapytałem.
-Mam raka płuc. Z przerzutami. Został mi ewentualnie miesiąc życia. Jesteś jej jedyną żyjącą rodziną musisz się nią zająć. Musisz się zająć Kamilą- powiedziała.
-Słucham?!!!- krzyknęła Kamila.- No wy chyba zwariowaliście!! Dlaczego mi mnie powiedziałaś?!!- dodała i wybiegła z mojego domu. Nic nie powiedziałem, tylko wstałem i wybiegłem za dziewczyną. Ruszyłem do furtki. Zobaczyłem ją jak skulona siedziała na krawężniku. Płakała. Nie wiedziałem, co robić. Mój syn ma niespełna siedem lat a ona jeśli się nie mylę, to szesnaście. W końcu się przełamałem. Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Była roztrzęsiona. Mocno ją przytuliłem. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż się uspokoiła.
-Przepraszam- powiedziała i odsunęła się ode mnie wycierając policzki.
-Za co?- zapytałem zaskoczony.
-Namieszałam ci teraz w poukładanym życiu. Nie musisz mi pomagać, jeśli nie chcesz. Proszę tylko o jedno- była taka szczera i taka podobna do mnie.
-Słucham.
-Zapomnij o mnie. Tak, jakby mnie nie było. Tak będzie lepiej dla wszystkich- powiedziała.
-Nie mogę tego zrobić- stwierdziłem pewnie.
-Nie? Dlaczego?- zapytała zaskoczona.
-Posłuchaj mnie...- zacząłem, chociaż nie do końca wiedziałem, jak ubrać w słowa to, co chę jej powiedzieć- Kamilka ja chcę cię poznać, chcę ci pomóc. Jesteś moją córką. To nie będzie proste. Muszę najpierw porozmawiać z Pauliną. Mam tylko jedno pytanie.
*perspektywa Kamili*
-....Mam tylko jedno pytanie- powiedział siatkarz.
-Tak?
-Czy twoja mama...?
-Tak. Nie żyje. Zmarła przy porodzie.
-No dobrze. Chodźmy do środka - powiedział spokojnie. Kiwnęłam głową i wstałam. Poszliśmy do środka. Wróciliśmy do jadalni. Znowu usiadłam na krześle nie zaszczycając nikogo oprócz ciężarnej brunetki spojrzeniem. Ta tylko się do mnie uśmiechnęła, co odwzajemniłam.
-Paulina, możemy porozmawiać?- zapytał ją siatkarz.
-Dobrze- wstała i wyszła.
-Nie uciekaj- powiedział do mnie i się uśmiechnął. Odwzajemniłam to.
*perspektywa Mariusza*
Wyszliśmy z Pauliną z jadalni weszliśmy do sypialni na piętrze.
-Co mam robić?- zapytałem.
-Musisz jej pomóc- usłyszałem w odpowiedzi. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłonie. Moja żona usiadła obok i położyła mi rękę na ramieniu- Mariusz, posłuchaj. Kamila nie jest niczemu winna. Z tego wszystkiego wynika, że ona faktycznie nic nie wiedziała. Babcia zajmowała się nią przez szesnaście lat. Teraz, kiedy okazało się, że zostało jej niewiele czasu, Kamila zostanie sama. Nie możesz jej tak zostawić. To wbrew pozorom jeszcze dziecko.
-Paulina. Jeśli jej babcia umrze, to nie miałabyś nic przeciwko, jeśli zabrałbym ją do nas- zapytałem patrząc prosto w oczy ukochanej.
-Nie. Jest twoją córką. Jest siostrą Arka. Nie możemy jej zostawić samej- powiedziała patrząc mi w oczy.
-Kocham cię- uśmiechnąłem się do niej.
-Ja ciebie też- odpowiedziała i mnie pocałowała.
-Chodźmy więc na dół- powiedziałem i tak zrobiliśmy. W jadalni panowała głucha cisza. Przerywały ją miarowe oddechy i tykający zegar. Usiadłem i zwróciłem się do moich rodziców i Babci Kamili:
-Zgaduje, że wy wiedzieliście o chorobie pani Doroty- kiwnęli głowami- Dlaczego dowiaduję się dopiero teraz? Kiedy moja córka jest prawie dorosła?- jak to ładnie zabrzmiało. Moja córka. Mam córkę. Dopiero to do mnie dociera.
-Taka była wola jej matki. Żebyście oboje dowiedzieli się w jej szesnaste urodziny- odpowiedziała pani Dorota.
-A jak długo wie pani, że jest chora?- zapytała Paulina.
-Prawie dwa lata- odpowiedziała.
-Co?!!- krzyknęła Kamila i poderwała się z krzesła- Od dwóch lat wiesz, że masz raka a ja się dowiaduję teraz?!!- łzy znowu zaczęły płynąć po jej policzkach.
-Kamilko, spokojnie- powiedziałem i zbliżyłem się do dziewczyny. Położyłem jej rękę na ramieniu.
-Jak mogłaś mi to zrobić?- zapytała swoją babcię z wyrzutem.
-Paulina, zabierz proszę Kamilę do kuchni- powiedziałem w stronę mojej żony.
-Chodź kochanie- powiedziała i posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Objęła moją córkę ramieniem i zabrała do kuchni. Spojrzałem na trójkę dorosłych ludzi z bagażem doświadczenia na plecach.
-Wy rozumiecie to, jak się zachowaliście? Zniszczyliście życie tej dziewczyny w przeciągu godziny- mówiłem z wyrzutem. Kiedy dowiedziałem się, że Kamila, to moja córka, pokochałem ją. Może na początku nie będzie nam łatwo, ale sobie poradzimy.
-Synku... My tylko spełniliśmy ostatnią wolę jej matki, musisz zrozumieć- powiedział mój tata.
-Najgorsze jest to, że nie potrafię. Przecież jestem jej ojcem. Gdybym wcześniej wiedział o jej istnieniu, to bym się nią zajął. A teraz? Przywozicie do mnie szesnastolatkę i informujecie mnie, że to moja córka. Wszyscy jesteście dorośli a zachowaliście się jak małe dzieci, które nie znają życia i świata i robią to, co im się karze. Gdybym od początku wiedział, że Dominika jest w ciąży, że będziemy mięli dziecko, że mamy dziecko. Przecież to wszystko wyglądałoby inaczej. Zupełnie. Nie potrafię tego zrozumieć. To, co zrobiliście pokazuje, że jesteście kompletnie niedojrzali.
-Ale Mariusz, to nie tak... Musisz zrozumieć, że moja córka zmusiła nas, żebyśmy to ukrywali aż do dzisiaj. Wszystko miałeś mieć wyjaśnione w liście- powiedziała pani Dorota.
*perspektywa Kamili*
-Jak mogłaś mi to zrobić?- zapytałam babcię z wyrzutem.
-Paulina, zabierz proszę Kamilę do kuchni- powiedział siatkarz, który stał obok mnie i trzymał rękę na moim ramieniu.
-Chodź kochanie- powiedziała w moją stronę kobieta i obejmując mnie ramieniem, zaprowadziła do kuchni- Chcesz może herbaty?- zapytała, kiedy byłyśmy już w pomieszczeniu.
-Nie, dziękuję- powiedziałam. Łzy same płynęły po moich policzkach. Brunetka podeszła do mnie i mnie przytuliła głaskając po głowie i plecach.
-Ciii... Spokojnie słoneczko...- mówiła kojącym głosem. Po chwili się uspokoiłam.
-Przepraszam- powiedziałam i otarłam łzy z policzka.
-Nie przepraszaj. Nie masz za co. I tak cię podziwiam- powiedziała.
-Tak?
-Tak. Jesteś silna. Zwyczajny człowiek nie zniósł by czegoś takiego. Informacja od matki z listu, historia babci, nowi dziadkowie, przyjazd tutaj i rozmowa z Mariuszem, informacja o chorobie babci. To bardzo dużo- powiedziała patrząc mi w oczy.
-Mogę panią o coś spytać? Ale innego...
-Jasne. Ale nie mów do mnie pani- powiedziała i wystawiła w moją stronę rękę- Paulina.
-Kamila- uścisnęłam jej rękę z uśmiechem.
-Więc o co chciałaś spytać?
-W którym miesiącu ciąży jesteś?
-Siódmym- powiedziała z uśmiechem- Będzie chłopczyk.
-Gratuluję- uśmiechnęłam się.
-Ja wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja, ale znam Mariusza i wiem, że będzie chciał cię poznać, pomóc, wspierać. Po prostu być. Nadrobić te szesnaście lat.
-Wiem. Boję się tylko tego, że babci faktycznie niedługo zabraknie i...
-Wtedy my się tobą zajmiemy- usłyszałam za plecami głos mojego taty.
-Ale...- zaczęłam.
-Nie ma żadnego 'ale'. Jesteś moją córką. To, że dopiero teraz dowiedziałem się o twoim istnieniu nie znaczy, że to jakkolwiek usprawiedliwiałoby to, że bym się od ciebie odwrócił- powiedział z uśmiechem.
-Dziękuję... - wyszeptałam. Nic już nie powiedział, tylko podszedł i zamknął mnie w szczelnym uścisku. Wtuliłam się w niego ufnie. Czułam się bezpieczna. Pierwszy raz w życiu w stu procentach bezpieczna.


***************
Heyka...
Jestem.. Pojawiam się z dwójką.. Wiem, że długo kazałam na nią czekać, ale w końcu jest.
Cieszę się, że tylu osobom spodobał się prolog i pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że ta część również Was nie rozczaruje.. :**