niedziela, 25 września 2016

Rozdział 48

Tydzień, który spędziłam w domu zleciał bardzo szybko. Dużo czasu spędziłam z Filipem, co chyba nikogo nie zdziwi. Po tygodniu przyszedł czas na turniej. Spakowałam się, zniosłam rzeczy do korytarza i usiadłam w salonie razem z rodzicami.
-Wierzymy, że dasz radę- powiedział tata.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się.- Tylko nie jestem pewna, czy ja w to wierzę.
-Nawet tak nie mów! Jestem pewna, że sobie poradzisz- stwierdziła mama.
-Mam taką nadzieję.
-To co, jedziemy?- zapytał tata.
-Czas najwyższy- odparłam. Pożegnałam się z mamą, Arkiem i Tymkiem i razem z tatą wsiadłam do samochodu. Kiedy zaparkowaliśmy pod Energią, wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam powieki.
-Ej, słoneczko, co jest?- spytał tata.
-Boję się. Jestem kapitanem. Mam pociągnąć drużynę do zwycięstwa. Ale je nie umiem- szepnęłam.
-Kami, uwierz mi, że potrafisz. Rób to, co podpowiada ci serce.
-Dobrze- odpowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Idziemy?
-Idziemy!- powiedziałam i wysiedliśmy z samochodu. Autokar podjechał po kilku minutach. Czekałam na Filipa, który miał przyjść się pożegnać, ale nigdzie go nie było. Zapakowałam moje rzeczy do bagażnika i podeszłam do taty, po czym się w niego wtuliłam.
-Będę trzymał kciuki- szepnął tata.
-Dziękuję- odpowiedziałam.
-Spójrz- dodał i podniósł głowę w stronę wejścia na teren hali. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Filipa, który biegł w naszą stronę. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Przytuliłam się do chłopaka i powiedziałam:
-Bałam się, że nie przyjdziesz.
-Przecież obiecałem- stwierdził i pocałował mnie w czoło. Po pożegnaniu wsiadłam do autokaru i ruszyłam do Warszawy.
Po dotarciu na lotnisko przywitałam się z dziewczynami oraz całym sztabem i ulokowałam się na jednym z plastikowych krzesełek. Nagle poczułam jak ktoś sztura moje ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Andrzeja Wronę we własnej osobie.
-Cześć- powiedział i szeroko się uśmiechnął.
-Hej- odpowiedziałam i wstałam, aby przytulić go na powitanie.- Co tu robisz?
-Przyszedłem się pożegnać. Trafiłem kilka dni temu na stronie PZPS'u informację, że lecicie dzisiaj. Zadzwoniłem do Mariusza, no i jestem!- opowiedział.
-Miło, miło. Tym bardziej, że byłam nieobecna na twojej pożegnalnej imprezie- stwierdziłam.
-No właśnie! Dlaczego?
-Zgrupowanie- odpowiedziałam.
-Fakt. Nie pomyślałem. Ostatnio często mi się to zdarza.
-Zakochałeś się Wroniasty?- zapytałam z szokiem wymalowanym na twarzy.
-Co? Nie. Zwariowałaś- powiedział.
-Pożyjemy, zobaczymy- zaśmiałam się.
-Mogę cię o coś spytać?- zapytał patrząc mi prosto w oczy.
-Słucham.
-Masz kontakt z Emilą. Jakikolwiek?- zapytał i czekał na moją reakcję.
-Nie. I nie chcę mieć- stwierdziłam.- A ty? Albo Karol?
-Ja nie. A Karol... Cóż. Karol stwierdził, że już nie ma siostry. Jego rodzicom to się bardzo nie podoba i przez to też się kłócą. Nieciekawie.
-Szkoda, że przez jej głupotę wszyscy muszą się tak okropnie męczyć- westchnęłam.
-Nic na to nie poradzimy. Ale nie martw się. Karol na pewno dogada się z rodzicami.
-W to nie wątpię. Zastanawiam się tylko co z Emilą- powiedziałam.
-To niesamowite- stwierdził Andrzej.- Pomimo tego, jak okropnie ona cię potraktowała. Pomimo całego bólu, który ci zadała to ty nadal się o nią martwisz.
-Nie martwię się o nią tylko o Karola. Wiem jak zżyci oni są ze sobą i domyślam się, ile bólu musi kosztować go ta sytuacja.
-To prawda. Ale nie martw się o niego. Masz teraz przed sobą coś dużo lepszego, ważniejszego. Mistrzostwo Świata- powiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Zgadza się. Coś... Niesamowitego- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.
-Dziewczyny zbieramy się!- krzyknął drugi trener.
-Czas na mnie- powiedziałam.
-Powodzenia. Będę trzymał kciuki- uśmiechnął się do mnie środkowy.
-Dziękuję- odpowiedziałam. Andrzej mnie przytulił i wyszeptał na ucho:
-Nie patrz na to, że to dziewczyny, w dodatku niepełnoletnie. Wal z całej siły, kiwaj. Pokaż, że jesteś najlepsza. W końcu twój ojciec to sam Mariusz Wlazły.
-Dobrze- odpowiedziałam i cicho się zaśmiałam. Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam z drużyną do samolotu.
Kiedy dotarłyśmy do Włoch* rozpakowałyśmy się, zjadłyśmy kolację i poszłyśmy spać.
Pierwszy mecz zagrałyśmy dwa dni po przyjeździe z Francją. Pomimo problemów w pierwszym secie, który przegrałyśmy 25:19, udało nam się wygrać cały mecz 3:1.
Następnego dnia grałyśmy z Argentyną. Ten mecz również udało nam się wygrać, tym razem 3:0. Argentynki nie stanowiły dla nas większej przeszkody, co bardzo nas cieszyło. Następnie miałyśmy dzień przerwy, po którym musiałyśmy się zmierzyć z Rosją. Wielką i niepokonaną Rosją. Wieczorem gdy moja współlokatorka, Patrycja, wyszła z pokoju, szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam do taty.
-Halo?- odebrał zaspanym głosem.
-Nie dam rady- powiedziałam.
-Kamila? Co się dzieje?- zapytał zaskoczony.
-Zabierz mnie stąd. Nie poradzę sobie jutro. Nigdy nie uda nam się pokonać Rosji- wyszeptałam łamiącym się głosem.
-Uspokój się!- polecił mi twardym tonem.- Niby dlaczego masz nie dać rady? Błagam cię, ile lat trenujesz?
-Dziesięć- odpowiedziałam bez zawahania.
-Jak długo marzyłaś o zdobyciu Mistrzostwa Świata?- zadał kolejne pytanie.
-Całe życie.
-Jakiego trofeum brakuje w twojej dotychczasowej kolekcji?
-Złota Mistrzostw Świata Juniorek.
-Co zrobisz, żeby je zdobyć?
-Wszystko- odpowiedziałam pewnym głosem.
-I właśnie takie podejście mi się podoba. Nikt nie jest lepszy od ciebie, jeśli jesteś pewna siebie i swoich umiejętności.
-Masz rację tato, ale...
-Nie ma ale.
-Ale to Rosja!- powiedziałam.
-I co z tego? Im bardziej wymagający przeciwnik, tym trudniej z nim wygrać. Im trudniej z nim wygrać, tym więcej serca wkładasz w grę. Im więcej serca wkładasz w grę, tym bliżej wygranej jesteś- wyliczył. Uśmiechnęłam się, analizując słowa, któe właśnie usłyszałam.
-Masz rację- powiedziałam wreszcie.
-Wiem. I wiem też, że jesteście w stanie to wygrać.
-Dziękuję tato. Kocham cię- wyszeptałam.
-Ja ciebie też córeczko, pa.
-Pa- powiedziałam i zakończyłam połączenie. Chciałam już odłożyć telefon, ale postanowiłam wykonać jeszcze jedno połączenie.
-Cześć Kamila- odebrał Winiar.
-Hej, mam pytanie.
-Tak myślałem, że nie dzwonisz bez powodu- zaśmiał się.- No, słucham.
-Ja graliście na Mistrzostwach z Rosją, to co powiedziałeś chłopakom przed meczem?- zapytałam.
-Dlaczego o to pytasz?
-Bo jutro z nimi gramy, a ja nie mam pojęcia, co mogłabym im powiedzieć i je zmotywować- wyznałam.
-Najlepiej będzie, jeśli przypomnisz im, że jesteście najlepsze i możecie wygrać z każdym. Przecież to prawda. Ja jeszcze dodałem, że to jest najlepszy moment, żeby zemścić się za Igrzyska w 2012.
-Dobra, niewiele mi pomogłeś, Winiarski- westchnęłam. Mój rozmówca również.
-Kam, bo ty powinnaś powiedzieć coś takiego swojego, od siebie. Takiego prosto z serca- poradził mi.
-Masz rację. Dziękuję, Misiek- uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co. Do zobaczenia. I powodzenia oczywiście.
-Dzięki, pa- powiedziałam i zakończyłam połączenie. Winiarski ma rację. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale Winiarski ma rację.
Przed meczem z Rosją chodziłam cała poddenerwowana. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, wiedząc, że jeśli zrobią coś nie tak, to wybuchnę. Dwie godziny przed meczem usiadłam na balkonie swojego pokoju i wybrałam numer Filipa.
-Cześć Słońce- odebrał.
-Nikt tu ze mną nie wytrzymuje- wypaliłam na powitanie.
-Co jest?
-Tak cholernie denerwuję się przed meczem z Rosją, że na wszystkich warczę, przez co zaczęli omijać mnie szerokim łukiem- wyjaśniłam.
-Wcale im się nie dziwię- usłyszałam w odpowiedzi.- Kiedy się bardzo denerwujesz, to potrafisz być okropna- stwierdził.
-No dzięki, wiesz? Dzwonię do ciebie, żeby się wygadać i zapytać, co mam robić, a ty się jeszcze ze mnie nabijasz! Dzięki Winiarski, dzięki- powiedziałam i miałam się rozłączyć, ale chłopak w ostatniej chwili się odezwał:
-Ej, Mała, czekaj. Nie miałem nic złego na myśli. To miał być żart.
-Nie śmieszny.
-Zauważyłem- stwierdził.
-Co ja mam robić, Filip?- zapytałam łamiącym się głosem.


*nie jestem pewna, czy wcześniej podałam kraj, gdzie będą grały dziewczyny. Jeśli obecna informacja różni się od poprzedniej, to przepraszam. Szukałam, czy było coś określone wcześniej, ale nie znalazłam. Przez to też jest poślizg czasowy :/ Zostańmy więc przy tym, że Mistrzostwa są we Włoszech :)

*******************
To znowu ja! Albo dopiero ja...
Przedstawiam Wam 48 rozdział.
Nigdy chyba tego nie robiłam, ale proszę o Wasze komentarze :D
Buziaki, Dream <3

niedziela, 18 września 2016

Rozdział 47

Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. To, co tam zobaczyłam sprawiło, że oczy prawie wypadły mi na plażę, na której stałyśmy. Dziewczyny były równie zaskoczone, co ja.
-Dziewczyny poznajcie panów, którzy zdobyli Mistrzostwo Europy i Wicemistrzostwo Świata Juniorów w siatkówce plażowej Michała Kubiaka i Zbigniewa Bartmana- powiedział pierwszy trener.
-Cześć- uśmiechnęli się siatkarze, a Misiek dokładniej mi się przyjrzał.
-Kogo to moje oczy widzą?! Kamila! Ile myśmy się nie widzieli?- zapytał i podszedł mnie przytulić.
-Od urodzin Winiarskiego- odpowiedziałam i odwzajemniłam uścisk.
-Jeny, nie poznałbym cię dziewczyno!- powiedział Zbyszek i również podszedł mnie przytulić.- My nie widzieliśmy się chyba jeszcze dłużej, nie?
-Chyba od tych zeszłych wakacji- stwierdziłam, na co siatkarz pokiwał głową. Trenerzy i dziewczyny byli lekko zdziwieni tym, że znam się z siatkarzami i witam się z nimi w taki sposób, ale nic nie powiedzieli.
-Teraz informacja: jako że panowie mają kilka dni wolnego postanowili nas odwiedzić i brać udział w naszych treningach. Macie niepowtarzalną okazję nauczyć się czegoś od świetnych siatkarzy, którzy po za sukcesami na plaży mają również sukcesy w grze na hali- powiedział pan Mikołaj.
-Bardzo nam miło, że opowiada pan o nas w samych superlatywach, ale my też nie jesteśmy robotami- odezwał się Zibi.
-Na początek postanowiliśmy przedstawić wam krótki monolog w naszym wykonaniu, więc usiądźcie- zaczął Michał. Zajęłyśmy więc miejsca na piasku i wbiłyśmy wzrok w siatkarzy. Michał kontynuował- Macie niepowtarzalną okazję reprezentować nasz kraj z orzełkiem na piersi na Mistrzostwach Świata. Co z tego, że juniorek? To mistrzostwa i liczy się sukces. Musicie dać z siebie wszystko, ale pamiętajcie że nie możecie same od siebie wymagać rzeczy niewykonalnych.
-Na przykład. Jeśli wiesz, że potrafisz przebiec bez przerwy dziesięć kilometrów, to twoim celem staje się przebiegnięcie jedenastu. Ale nie robisz tego za wszelką cenę, żeby nie wykończyć organizmu i małymi kroczkami osiągasz wyznaczony wcześniej cel. Tak samo jest w siatkówce. Gdy, przykładowo, zdarzy się sytuacja, że to atakująca musi rozegrać piłkę, to to robi. Jeśli jej to nie wychodzi, to musi trenować. Pamiętacie co powiedział kiedyś Marcin Możdżonek? "Jeśli na treningu uda mi się poprawnie rozegrać piłkę sto razy, to mogę liczyć na to, że uda mi się to zrobić raz czy dwa na meczu"- mówił tym razem Zbyszek.
-I miał w tych słowach dużo racji. Kiedy coś nam nie wychodzi, albo mamy wyznaczony sobie jakiś cel, to skrupulatnie do niego dążymy, ponieważ chcemy, aby coś nam się udało. Ale nie można zapominać o sobie. Samemu nigdzie się nie dojdzie, potrzeba wsparcia. Takie dają rodzina, przyjaciele, ukochana osoba. Należy pamiętać, że gdy coś nam się nie uda, a oni chcą nas wesprzeć, to nie wolno ich odtrącać. Bo kiedyś, mam nadzieję, że nigdy, ale może zdarzyć się sytuacja, że usłyszycie wyrok. Tak, wyrok to najlepsze określenie dla takiej sytuacji- urwał i spojrzał na każdą z nas. Doskonale wiedziałyśmy o co mu chodzi. Był pierwszą osobą, która otwarcie o tym powiedziała, że nasza gra nie będzie wieczna i kiedyś będziemy musiały skończyć.- Wtedy wsparcie najbliższych jest bezcenne. Ale życzę wam z całego serca, abyście wszystkie zakończyły karierę po czterdziestce z wspaniałymi wynikami i uśmiechem na twarzy.
-Pamiętajcie też, że nigdy nie wolno się poddawać. Nigdy- zakończył. Siedziałyśmy na plaży, wbiając w nich zaskoczone spojrzenie. Nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Po krótkiej chwili otrząsnęliśmy się i zaczęliśmy iść w stronę ośrodka. Chłopaki podbiegli do trenera, coś powiedzieli mu na ucho, na co on się tylko uśmiechnął i pokiwał głową, a Michał i Zbyszek podeszli do mnie, złapali tak, że trzymałam każdego z nich pod ramię i zaczęli iść w przeciwnym kierunku.
-Co wy robicie, mogę wiedzieć?- zapytałam, patrząc raz na jednego, raz na drugiego.
-Zabieramy cię na spacer- odparł z rozbrajającym uśmiechem Kubiak.
-Musimy tyle rzeczy omówić- dodał Zbyszek.
-Rozumiem. No to w takim razie opowiadajcie. Co tam u Blanki i Asi?
-Wszystko dobrze- powiedział Bartman i razem z Michałem wbili we mnie niezadowolone spojrzenia.
-O co wam chodzi?
-To my chcemy ciebie wypytać. Ty może potem będziesz mogła- wyjaśnił Michał.
-Jesteście strasznie ciekawscy.
-Taki już nasz urok- powiedział z szerokim uśmiechem Zibi. I w ten sposób spędziłam z chłopakami jakieś dwie godziny, po czym wróciliśmy do ośrodka.
Następnego dnia miałyśmy trening na hali o 11. Wyszłyśmy przebrane z szatni i zobaczyłyśmy rozciągających się Zbyszka i Michała.
-I że niby my mamy z nimi grać?- zapytałam wskazując na siatkarzy.
-A co, wymiękasz?- zaśmiał się Zbych.
-Chciałbyś- prychnęłam.
-Spokojnie- uspokoił nas trener.- Panowie, jako że jesteście naszymi gośćmi, możecie wybrać sobie drużyny.
-To ja wybieram Kamilę- powiedział Zibi.
-Nie możesz, bo ona jest atakującą, tak jak ty. Kama zagra w mojej drużynie- stwierdził Misiek. Po chwili udało nam się podzielić. Było widać gołym okiem, że chłopaki dają nam fory. I to zdecydowanie zbyt duże. W końcu nie wytrzymałam, i kiedy szłam na zagrywkę, to uderzyłam z całej siły piłkę, która poleciała w stronę Bartmana. Piłka odbiła się od jego rąk i poleciała w trybuny. Wzięłam następną i przygotowałam się do zagrywki. Znów posłałam dość mocną piłkę, tym razem w stronę jednej z dziewczyn. Tej udało się dość dobrze przyjąć i dograć do rozgrywającej. Ta wystawiła piłkę Zbyszkowi. Zaatakował mocniej niż wcześniej, ale naszej drużynie nie sprawiło to większego problemu i po chwili to Misiek władował piłkę w punkt. Trening skończył się po dwóch godzinach.
Po trzech dniach żegnałyśmy już Michała i Zbyszka, z którymi przez te kilka dni spędziłam bardzo dużo czasu.
-Nie poddawajcie się i walczcie o marzenia.
-My nie mamy już marzenia. Mistrzostwo Świata nie jest już naszym marzeniem, tylko celem. A cel to marzenie z datą realizacji- odpowiedziałam.
-Liczymy, że wrócicie do Polski w glorii i chwale. Cześć dziewczyny- pożegnali się z nami i odjechali z parkingu.
Pozostała część zgrupowania przebiegła bez większych rozrywek. Plan dnia praktycznie codziennie był taki sam- pobudka o 6 i dwie godziny biegania po plaży. Potem powrót o 8 i śniadanie. O 10 trening na hali. O 13 obiad. Od 16 do 18 siłownia. I czasem wieczorny trucht wokół sali. Czternastego dnia naszego pobytu w ośrodku, trenerzy zarządzili spotkanie w sali konferencyjnej o 15. Punktualnie wszystkie siedziałyśmy na krzesełkach. Trenerzy weszli do pomieszczenia z grobowymi minami i spojrzeli na nas poważnym wzrokiem. Po moich plecach przebiegły ciarki. Zauważyłam, że u dziewczyn zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Nie dziwię się. Pierwszy raz widziałam i czułam bijącą od naszych trenerów taką powagę.
-Musimy z wami porozmawiać- zaczął pan Mikołaj.- Po pierwsze, jutro rano nie biegamy, przychodzicie dopiero na śniadanie. Po drugie, trening zacznie się jutro normalnie o 10. Po trzecie obiad będzie o 12, a po obiedzie o 13 zostaną podstawione autokary i wracacie do domów. Zmieniły się plany, niestety. Mięliśmy zostać tu jeszcze kilka dni, ale okazało się, że organizatorzy zmienili plany i Mistrzostwa zaczną się za tydzień. Wracacie więc do domów, aby przez ten tydzień odpocząć, spędzić czas z bliskimi i zebrać siły na Mistrzostwa. Spotykamy się 25 lipca na lotnisku w Warszawie. Przywiozą was jak zwykle autokary, jeśli którąś z was odwiozą rodzice, dajcie mi znać dzień, dwa wcześniej, dobrze?- zapytał, a my pokiwałyśmy głowami.- Świetnie. Ostatni aspekt. Kapitan. Mięliśmy wyznaczyć jedną z was już tydzień temu, ale zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy poczekać aż do dzisiaj.
-Uwierzcie, że to nie była łatwa decyzja- dorzucił drugi trener.
-Nie przedłużając, kapitanem zostaje Kamila- powiedział pan Mikołaj z uśmiechem.- Mam nadzieję, że nikt nie ma nam ze złe tej decyzji i że ją rozumiecie.
-Oczywiście, że tak- powiedziała Wika. Spotkanie trwało jeszcze kilka minut, po czym poszłyśmy się zbierać na wieczorny trening. Po treningu wysłałam tacie wiadomość, że juto po południu będę w domu. 
Następnego dnia żegnałyśmy się z dziewczynami pod ośrodkiem i wsiadałyśmy do autokarów. Wysłałam wiadomość do taty oraz do Filipa z informacją, że siedzę już w autokarze i wracam do domu. Trzy godziny później wysiadałam już pod Energią. Wyjęłam swoją torbę i walizkę z bagażnika i rozejrzałam się po parkingu. Autokar odjechał, ale ja ni zauważyłam nikogo znajomego. Głośno westchnęłam i wyjęłam telefon, aby zadzwonić do taty.
-Halo?- odebrał.
-Cześć, co u ciebie?- zapytałam, mając nadzieję, że się domyśli.
-Wiesz co, dobrze. Telewizję oglądam.
-Aha.
-A czemu pytasz?
-Tato, nie zapomniałeś o czymś?- zapytałam.
-Nie, dlaczego?- odpowiedział mi pytaniem.
-No dobra, to zadzwonię po Miśka, żeby po mnie przyjechał- westchnęłam.
-Matko! Zaraz będę! Nigdzie się nie ruszaj!- krzyknął do słuchawki.
-Jakbym  z tymi tobołami miała możliwość- odpowiedziałam, ale wiedziałam, że już mnie nie słyszy. Westchnęłam po raz kolejny i usiadłam na krawężniku.
-Dzień dobry!- usłyszałam wesoły głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam wysokiego chłopaka, na oko dwudziestoletniego.
-Dzień dobry- odpowiedziałam.
-Wie może pani gdzie jest gabinet prezesa Piechockiego?- zapytał.
-A dlaczego pan pyta?
-Błagam, tylko nie pan! Bartek jestem. Bartek Bednorz- powiedział i podał mi rękę.
-Kamila Wlazły- odpowiedziałam.
-Od tych Wlazłych?- zapytał zszokowany.
-Tak wyszło- uśmiechnęłam się.- A żeby trafić do prezesa, musisz wejść głównym wejściem, potem pierwszy korytarz na prawo i ostatnie drzwi na lewo. Będzie plakietka, nie powinieneś pomylić.
-Dziękuję bardzo- odpowiedział i również się uśmiechnął.
-Podpisujesz kontrakt?
-Bardzo możliwe.
-Powodzenia- powiedziałam.
-Dziękuję, znowu. Do zobaczenia.
-Cześć- odpowiedziałam i patrzyłam, jak mój nowy znajomy znika za drzwiami hali.

*********************
Cześć!
Przedstawiam Wam 47 rozdział.
To tyle.
Później prawdopodobnie coś u Zuzi i Bartka.
Buziaki, Dream <3 :*

niedziela, 11 września 2016

Rozdział 46

 Pierwszy trener zaczął:
-Zyskałyście nasze zaufanie. Zostałyście wybrane spośród zawodniczek z całego kraju. Liczymy, że dacie z siebie wszystko i jeszcze więcej- zakończył. Wtedy swoją krótką wypowiedź zaczął drugi trener:
-Dziewczyny, ja nie będę przedłużał. Wiemy, że wszyscy jadą tam po medal, ale to my ten medal przywieziemy. Wierzymy w was i wasze umiejętności. Jesteście piekielnie zdolne i mam wrażenie bardzo zdeterminowane.
-Widzimy się czwartego lipca. Tym razem w Cetniewie. Liczę, że spotkamy się w tym samym składzie. Wtedy też dowiecie się, która z was zostanie kapitanem. To tyle. Tak, jak powiedzieliśmy wcześniej, autokary będą za godzinę. Idźcie się spakować, do zobaczenia- zakończył spotkanie pan Mikołaj.
-Do widzenia- odpowiedziałyśmy i opuściłyśmy konferencyjną. Spakowałyśmy się i godzinę później żegnałyśmy przed ośrodkiem i wsiadałyśmy do autokarów. Wysłałam tacie wiadomość, że będę w Bełchatowie za cztery godziny oraz do Filipa z krótką informacją, że dzisiaj wracam.
Gdy wysiadłam z autokaru pod Energią, dopadł mnie tata.
-Dostałaś się?!- zapytał, a w jego oczach było mnóstwo nadziei.
-Cześć tato, ciebie też miło widzieć po tych dwóch tygodniach- odpowiedziałam z wyczuwalną na kilometr ironią.
-Nie ironizuj. Dostałaś się czy nie?
-Wiesz- zaczęłam i opuściłam głowę.
-Jeszcze ci się kiedyś uda, zobaczysz- powiedział i mnie przytulił. Objęłam mocno jego szyję i głośno pisnęłam:
-Dostałam się!!!
-Żartujesz?!
-Oczywiście, że nie- odpowiedziałam.
-Gratuluję- powiedział i mocno mnie przytulił. Kiedy mama, Arek i Filip się dowiedzieli, zareagowali podobnie.

24 czerwiec 2016

Stoimy na dziedzińcu szkoły i słuchamy nudnych wypowiedzi dyrekcji, nauczycieli oraz zaproszonych gości. Wreszcie, po dwóch godzinach jesteśmy wolni. Wychodzę ze szkoły z Filipem. Łapiemy się za ręce i ze świadectwami w dłoniach ruszamy na nasze osiedle. Nieskromnie przyznam, że na moim papierku pojawił się czerwony pasek.
-Przyjdę po ciebie o szesnastej- szepcze mi na ucho Filip, kiedy przytulam go na pożegnanie.
-Po co?- pytam zaskoczona.
-Niespodzianka- odpowiada, składa na moich ustach krótki pocałunek i z szerokim uśmiechem na twarzy rusza do swojego domu. Robię to samo i przekraczam próg miejsca, które, już prawie od roku jest moim domem. Prawie od roku nie żyje również babcia, ale do tego nie chcę wracać. Zostawiam buty w korytarzu i ruszam do salonu, aby pochwalić się rodzicom świadectwem.
-Wróci- zaczynam, ale urywam słowo w połowie, widząc, kto siedzi na kanapie.- Dzień dobry- mówię grzecznie, ale nie jestem zbyt szczęśliwa widząc osoby siedzące razem z moimi rodzicami w pomieszczeniu.
-O, cześć słoneczko- mówi mama z uśmiechem.
-Kami!- cieszy się Tymek i na czworakach podchodzi do mnie. Biorę małego na ręce i mocno przytulam. Chłopiec oplata rączki wokół mojej szyi i szepcze mi na ucho- Sicieli- domyślam się, że chodzi o to, że 'krzyczeli', aczkolwiek nie jestem pewna.
-Musimy porozmawiać- mówi tata poważnym tonem. Podchodzę więc do rodziców, podaję Tymka mamie i siadam pomiędzy nimi. Tata automatycznie obejmuje mnie ręką, co dodaje mi pewności siebie. Wbijam wyczekujący wzrok w ludzi siedzących naprzeciw mnie.
-Przyjechaliśmy aby porozmawiać- zaczęła mama mamy. Babcia w sensie. Chyba. Bo nie wiem, czy mogę i chcę ją tak określać.
-Mówiłam wam już, że nie mamy o czym- odpowiedziała moja rodzicielka niezadowolonym głosem.
-Paulinko...- zaczął tym razem jej tata.
-Nie Paulinkuj mi tu! Po tylu miesiącach nagle przyjeżdżacie i co? I myślicie, że będzie dobrze?! Że wszyscy szczęśliwi rzucimy wam się w ramiona?! Że zapomnimy?! O nie! Takich rzeczy się nie zapomina!- krzyczy mama i z Tymkiem na rękach wychodzi z salonu. Jej nieobecność powoduje nagły spadek mojej pewności siebie. Tata zacisnął pięść, ale ręka, która spoczywała na moim ramieniu nie wzmocniła uścisku.
-Chyba już na was pora- powiedział patrząc na swoich teściów. Ci tylko pokiwali głowami i ruszyli do drzwi. Tata poszedł je za nimi zamknąć, a następnie swoje kroki skierował na górę, gdzie poszła mama. A miałam taki dobry dzień.
Punktualnie o szesnastej zjawił się Filip. Złapał mnie za rękę i pociągnął w tylko jemu znanym kierunku. Cały czas milczał, co było mi na rękę, ponieważ sytuacja, która miała miejsce po moim powrocie ze szkoły, doszczętnie zepsuła mi humor.
-Jesteśmy- powiedział nagle Filip wyrywając mnie z zamyślenia. Podniosłam głowę i zobaczyłam małą łączkę, na której leżał koc i kosz piknikowy. Łąka była z jednej strony otoczona lasem, natomiast z trzech pozostałych napierała tylko cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków.
-Ślicznie tu- odparłam z uśmiechem.
-Dla ciebie wszystko- wyszeptał mi na ucho mój chłopak. Usiedliśmy na kocu, a ja od razu przytuliłam się do Winiarskiego. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, aż chłopak nagle się odezwał- Co się stało?
-Nic- mruknęłam.
-Ja nie pytam, czy coś się stało, tylko co się stało. To różnica. Więc?
-Dzisiaj, jak wróciłam ze szkoły- zaczęłam i opowiedziałam mu całą historię. Kiedy już skończyłam, chłopak nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił. Posiedzieliśmy w tym pięknym miejscu jakieś dwie godziny, po czym wróciliśmy do domów.

4 lipca 2016
Kończę pakowanie i znoszę walizkę oraz torbę treningową do korytarza. Kolejny raz żegnam się z mamą, Arkiem i Tymkiem i wsiadam razem z tatą do samochodu.
-Gotowa?- pyta tata, kiedy stoimy już pod halą.
-Nie.
-Zdobycie mistrzostwa świata jest najlepszym, co może spotkać sportowca- zaczął.
-A reprezentowanie kraju z orzełkiem na piersi jest największą dumą dla człowieka- dodałam. Tata uśmiechnął się lekko i skupił na drodze. Dojechaliśmy pod halę i musieliśmy poczekać na autokar. Z Bełchatowa dostałam się tylko ja, pozostałym dziewczynom się nie udało, więc czekać też musiałam sama. Po chwili pojawił się Filip. Przywitał się z tatą, po czym mocno mnie przytulił. Wtuliłam twarz w jego szyję i zaciągnęłam się zapachem, który tak dobrze znałam. Nagle podjechał autokar.
-Będę tęsknił, Mała- powiedział Filip i mnie pocałował.
-Kocham cię- wyszeptałam mu do ucha.
-Ja ciebie też- odpowiedział z uśmiechem. Odsunęłam się od chłopaka i podeszłam do taty. Ten uśmiechnął się szeroko i mocno mnie przytulił.
-Trzymam kciuki Słoneczko- powiedział.
-Dziękuję tato. Za wszystko- odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Zapakowałam torby do bagażnika i wsiadłam do autokaru, zajęłam miejsce na samym tyle i pomachałam tacie i Filipowi, kiedy już odjeżdżałam. Po pół minucie od odjazdu spod hali dostałam wiadomość.
Już tęsknię <3
Sms był oczywiście od Filipa. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Przypomniała mi się reakcja rodziców i Winiarskich na wiadomość, że jesteśmy razem. Wszystko powiedzieliśmy im po jakimś tygodniu.
Siedziałam w salonie razem z mamą, tatą, Miśkiem, Dagą i Filipem. Z tym ostatnim wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia i zaczęłam:
-Chcielibyśmy wam coś powiedzieć...
-Co takiego?- zapytała mama. Filip złapał mnie za rękę i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy.
-Żartujecie, nie?- zapytał Misiek.
-Jesteśmy w stu procentach poważni- powiedział Filip nie puszczając dłoni. Wszyscy patrzyli na nas zaskoczeni.
-Gratulacje- powiedzieli nagle jednocześnie, co spowodowało salwę śmiechu. Obyło się bez zbędnych pytań i dyskusji, ponieważ po chwili temat zszedł na kwalifikacje do IO w Berlinie.

Otworzyłam oczy, a na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech. Odpisałam Filipowi:
Ja też<3
I schowałam telefon do kieszeni.
Cztery godziny później autokar zatrzymał się przed ośrodkiem w Cetniewie. Wysiadłam razem z innymi dziewczynami, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wejścia. Za mną ruszyła pozostała trzynastka. W recepcji czekali już nasi trenerzy.
-Witamy!- powiedzieli jednocześnie i szeroko się uśmiechnęli.
-Mamy nadzieję, że jesteście wypoczęte i gotowe do treningów. Spędzimy tu dwa tygodnie, mam nadzieję, owocnej współpracy. Następnie ruszamy do Francji, gdzie odbędzie się turniej. Wszystko jasne?- zapytał pan Mikołaj.
-Oczywiście- odpowiedziałyśmy razem.
-Bardzo nas to cieszy. Tutaj macie rozpiskę treningów na najbliższe trzy dni. Następne będziecie dostawać regularnie. Dodam jeszcze, że za dwa tygodnie wracacie na trzy dni do domów, a potem spotykamy się w Warszawie na lotnisku, skąd lecimy do Paryża. To chyba tyle- dodał drugi trener.
-Jeszcze jedno. Za kilka dni dowiecie się, która z was zostanie kapitanem. A teraz zapraszam po odbiór kluczy- ustawiłyśmy się więc w kolejkę i kolejno odbierałyśmy klucze. Trafił mi się pokój z Pauliną- rozgrywającą, która jest bardzo szurnięta, ale świetnie się rozumiemy na boisku, jak i po za nim. Ruszyłyśmy więc na górę taszcząc torby oraz kartki z rozpiską treningów. Weszłyśmy do pokoju, gdzie się rozpakowałyśmy. Położyłam się na łóżku, ale już po chwili musiałyśmy zbierać się na trening. Tak, jak było to zaplanowane, wyszłyśmy przed ośrodek.
-Dzisiaj tylko trochę pobiegamy. Musimy odwiedzić jedno miejsce, gdzie dowiecie się, jak będą wyglądały wasze treningi przez kilka najbliższych dni- powiedział pierwszy trener i ruszył. Zrobiłyśmy to samo i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. To, co tam zobaczyłam sprawiło, że oczy prawie wypadły mi na plażę, na której stałyśmy.

***********************
Akuku! Tak, to ja... Cholernie długo mnie tu nie było. Ale niestety... Zaczęła się szkoła i nie mam już tyle czasu, co w wakacje. A szkoda. Rozdział skończyłam jakieś 4 minuty temu.
Tak naprawdę, to to tam wyżej ani trochę mi się nie podoba.
Ale niestety, nie mam pomysłu na wymyślenie czegoś lepszego.
Tak to jest, jak masz czas na pisanie tylko w weekendy, bo w tygodniu wstajesz o 5:45, wychodzisz z domu o 6:30 i wracasz po 16. I jeszcze spóźnia ci się autobus i musisz czekać w tym upale. Nieważne...
Mam nadzieję, że się Wam podoba.
Dzisiaj pojawi się również next u Zuzi i Bartka.
Buziaki, Dream <3 :*

niedziela, 4 września 2016

Rozdział 45

Filip stał obok mnie i mi się przyglądał.
-Pomożesz mi?- zapytałam.
-Ale...
-Ale co?- spytałam, podnosząc na niego wzrok.
-Boję się. Nie chcę zrobić mu krzywdy. On jest taki malutki, a ja mogę przypadkiem coś zrobić i będzie tragedia- powiedział i zaczął powoli się odsuwać.
-Obiecuję ci, że nic się nie stanie- odpowiedziałam spokojnym głosem i posłałam w stronę chłopaka pokrzepiający uśmiech.
-Nie poradzisz sobie sama?
-Niestety nie. Bardzo bym chciała, ale pomimo ilości treningów i siły, z jaką potrafię posyłać piłki, ręka zaraz mi wysiądzie i nie utrzymam mu tej główki- odparłam.
-Mam trzymać mu główkę?- zapytał z jeszcze większym niż wcześniej przerażeniem w głosie Filip.
-Tak, chodź- powiedziałam i złapałam jego rękę, po czym ułożyłam pod główką Tymka tak, by temu nic się nie stało. Filipowi ręka strasznie się trzęsła. Złapałam ją pod łokciem, spojrzałam chłopakowi prosto w oczy i powiedziałam:
-Zaufaj mi. Nic się nie stanie.
-Dobrze- odpowiedział. Szybko wykąpaliśmy najpierw Tymka a później Antka. Dochodziła już godzina dwudziesta, więc obaj robili się już senni. Poszliśmy więc do pokoju Tymka, gdzie specjalnie tata rozstawił drugie, przenośne łóżeczko. Filip miał na rękach Antka, a ja Tymka. Spacerowaliśmy z nimi po pokoju dając butelki z mlekiem. Po pół godzinie Tymek już spał, więc położyłam go do łóżeczka i przykryłam kołderką. Podeszłam do Filipa, który bezskutecznie starał się uśpić najmłodszego Winiarskiego. Zaczęłam spacerować z chłopcem po pokoju, i ten w końcu zasnął. Położyłam go do łóżeczka, ustawiłam na szafce  jedną "nianię", a drugą zabrałam ze sobą. Wyszłam razem z Filipem z pokoju i najciszej jak umiałam, zamknęłam drzwi. Zeszliśmy na dół, gdzie w salonie Arek i Olek oglądali film.
-Pójdę wziąć prysznic- powiedział Filip i zniknął na schodach.
-Okej- odpowiedziałam i usiadłam pomiędzy chłopakami, którzy po chwili ułożyli swoje głowy na moich kolanach. Po kilkunastu minutach dołączył do nas Filip.
-Nie wiem, czy masz świadomość, ale oni obaj śpią- wyszeptał.
-Pomożesz mi?
-Zawsze- odpowiedział i podniósł Arka, po czym zaniósł go na górę i wrócił po Olka, którego również ulokował na piętrze. Ja w międzyczasie zaczęłam ogarniać salon. Powyrzucałam puste paczki po słodyczach. Kiedy był już względny porządek, pojawił się Filip.
-Byłem jeszcze u Tymka i Antka- poinformował mnie.
-I jak?
-Śpią- odparł ze spokojem i usiadł na kanapie. Kiedy skończyłam sprzątać, poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy wróciłam usadowiłam się na kanapie obok chłopaka. Siedzieliśmy w ciszy, aż nagle Filip zaproponował:
-Szczerość za szczerość?
-W sumie, dlaczego nie- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Zaczynasz- zawyrokował. Westchnęłam, nie wiedząc co powiedzieć.
-Co chciałbyś usłyszeć?
-Największa tajemnica.
-Największej ci nie zdradzę- odparłam z uśmiechem.
-No to taką prawie największą- stwierdził.
-No dobrze- powiedziałam i zaczęłam się zastanawiać.- Pewnie zastanawiasz się, skąd wzięła się moja umiejętność wygrywania ze wszystkimi w fifę. Jakieś dwa lata temu na zgrupowaniu w Andrychowie mieszkałyśmy w internacie. Chłopaki z tamtejszej szkoły i internatu bardzo lubili różnego typu gry. Poker, fifa, wyścigi, makao, wojna i wiele, wiele innych. Zdarzało się im dość często grać również w chińczyka, warcaby a nawet szachy. Miałam razem z taką Weroniką pokój naprzeciwko dwóch najlepszych graczy we wszystko i jednego wieczora zaprosili oni nas na wieczór gier. Zdradzili tam kilka sztuczek i od tamtej pory potrafię ograć każdego. Nie powiem ci jakie to sztuczki, bo akurat to jeszcze większa tajemnica- zakończyłam.
-A ja zachodziłem w głowę, gdzieś ty się tego nauczyła.
-Teraz ty- powiedziałam.
-Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
-Co chcesz- odpowiedziałam. Nagle odezwała się "niania", ponieważ któryś z chłopców się obudził. Poderwałam się z miejsca i ruszyłam na górę. Okazało się, że to Antek. Próbowałam go uspokoić, ale cały czas płakał. Poszłam więc z nim do mojego pokoju, żeby nie obudzić Tymka. Trzymałam najmłodszego Winiarskiego przez cały czas na rękach i starałam się uspokoić.
-Daj, ja spróbuję- usłyszałam szept przy uchu. Podałam więc Filipowi chłopca i usiadłam na łóżku. Kilka minut później Antoś już spał. Filip zaniósł go do łóżeczka. Sprawdziłam godzinę na telefonie. 23:47. Kiedy Filip wyszedł z pokoju chłopaków, podeszłam do niego i powiedziałam:
-Zaraz północ.
-Świetnie- uśmiechnął się. Zeszliśmy do salonu i znów rozsiedliśmy się na kanapie.- Mam pomysł- odezwał się nagle Filip.
-Olśnij mnie.
-Rozłożymy koc po drugiej stronie kanapy i będziemy mogli oglądać fajerwerki, które, jak co roku, będą puszczane na rynku- powiedział i zaczął rozkładać koc.
-Dobry pomysł- poparłam go i położyłam kilka poduszek. Filip usiadł na przygotowanym przez siebie miejscu. Zrobiłam to samo.- Jeszcze dwie minuty- powiedziałam.
-Teraz pora na moją szczerość- odezwał się Filip.- Parę miesięcy temu poznałem dziewczynę. Śliczną dziewczynę. Od początku bardzo ją polubiłem, chyba nawet z wzajemnością. Zaprzyjaźniliśmy się i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Kilka dni temu ktoś uświadomił mi, że zakochałem się w niej. Nie wyobrażam sobie dnia bez jej uśmiechu. Życia sobie bez niej nie wyobrażam!
-To jej to powiedz- poradziłam. W tej chwili błysnęły fajerwerki.
-Właśnie to zrobiłem. Szczęśliwego nowego roku- powiedział Filip patrząc mi prosto w oczy. Patrzyłam na niego zszokowana. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Wtedy uświadomiłam sobie, że przecież ja też go kocham. Każdego dnia spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i gdyby nie on, pewnie zanudziłabym się na śmierć. Każdy jego uśmiech, spojrzenie błękitnych oczu... Zrozumiałam, że i Krzysiek, i Paweł, i Kuba, i nawet Emila mięli rację.-To głupie. Przepraszam- odezwał się nagle i chciał wstać. Chwyciłam jednak skrawek jego koszulki i zmusiłam, aby ponownie usiadł.
-Ja tak nie uważam- wyszeptałam. Filip nie potrzebował więcej pozwoleń. Pocałował mnie, a moje wnętrzności fiknęły koziołka. Kiedy oderwał się od moich warg, powiedział szeptem:
-Kocham cię.
-Ja też cię kocham- odpowiedziałam i mocno przytuliłam się do chłopaka.
Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc w salonie.

10 stycznia 2016
Kończę pakowanie walizki i zamykam ją. Znoszę do korytarza razem z zapakowaną torbą treningową i wchodzę do kuchni.
-Gotowa?- pyta tata.
-Boję się- odpowiadam szczerze.
-Nie masz czego słoneczko. Jesteś świetna- mówi i mocno mnie przytula.
-Dziękuję tato- odpowiadam i ufnie się w niego wtulam.
-Dobra, idź się pożegnaj ze wszystkimi i jedziemy- powiedział tata.
-Już idę- odpowiedziałam, po czym pożegnałam się z mamą, Arkiem i Tymkiem. Wsiadłam z tatą do samochodu i ruszyliśmy pod halę, skąd autobusem miałam jechać na zgrupowanie. Kiedy byliśmy już na miejscu, wyjęliśmy moje bagaże, które zapakowaliśmy do autokaru, przywitałam się z Julą i Martą.
-Zdążyłem- usłyszałam przy uchu znajomy głos. Odwróciłam się i mocno wtuliłam w Filipa.
-Bałam się, że nie przyjdziesz- szepnęłam.
-Nie odważyłbym się- odpowiedział chłopak i cicho się zaśmiał.
-Będę tęsknić.
-Ja też słoneczko, ale zobaczysz, szybko zleci. To tylko dwa tygodnie i znowu się widzimy- odpowiedział chłopak i pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też- odpowiedział, a ja złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.
-Jedziemy!- krzyknął kierowca autobusu. Podeszłam szybkim krokiem do taty, mocno go przytuliłam i powiedziałam:
-Trzymaj kciuki.
-Za ciebie zawsze- szepnął. Pocałowałam jeszcze Filipa w policzek i wsiadłam do autobusu. Zajęłam miejsce na samym końcu, gdzie siedziały już Marta i Julka i  pomachałam tacie i mojemu chłopakowi. Tak, jesteśmy parą od tego pamiętnego Sylwestra.
-Jak to było?- mruknęła rozbawionym tonem siedząca obok mnie Marta.
-To tylko przyjaciel- odpowiedziała Julka próbując naśladować mój ton głosu.
-Nie wiem, o co wam chodzi- dorzuciła Marta, robiąc to samo, co Jula.
-Dajcie spokój.
-Jeśli nam wszystko opowiesz.
-No dobra- westchnęłam i wszystko im opowiedziałam. Resztę drogi mnie już nie dręczyły. Na trasie wsiadały jeszcze inne dziewczyny, jednak żadnej z nich nie kojarzyłyśmy, chyba, że z meczy. Jednak nigdy nie miałyśmy okazji ich poznać. Gdy byłyśmy już wszystkie i dojeżdżaliśmy do Andrychowa, w radio poleciała piosenka Zbudujemy dom. I nagle wszystkie zaczęłyśmy śpiewać. To był chyba przełomowy moment. Od tamtej pory zaczęłyśmy tworzyć zgraną, dwudziestoosobową ekipę, a ta piosenka stała się 'Naszą'.
Przez dwa tygodnie ciężko ćwiczyłyśmy, dając z siebie wszystko. W końcu tylko czternaście z nas mogło jechać na mistrzostwa.
-Nadeszła chwila prawdy!- powiedział trener, kiedy siedziałyśmy już wszystkie na spotkaniu w sali konferencyjnej.- Dzisiaj dowiecie się, które z was pojadą na mistrzostwa, a które niestety nie.
-Może nie przedłużajmy, bo dziewczyny już się denerwują- rzucił drugi trener, pan Wojtek. Bardzo pozytywny, ale również wymagający człowiek.
-Dobrze, więc tak. Pojadą rozgrywające- i zaczął wymieniać nazwiska. Od rozegrania, przez środek, przyjęcie i libero, dotarł w końcu do ataku- pierwszą atakującą zostaje Kamila Wlazły, natomiast drugą Weronika Kwiatkowska- zakończył. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ nawet nie śmiałam marzyć o pozycji pierwszej atakującej.
-Wybrana czternastka zostaje. Pozostałej szóstce dziękujemy za owocną współpracę i życzymy dalszych sukcesów. Ale teraz chcielibyśmy porozmawiać z waszymi koleżankami- sześć dziewczyn, które niestety się nie dostały, opuściły salę konferencyjną, a obaj trenerzy spojrzeli na nas. Pierwszy trener zaczął:

*******************
Akuku! Tak, wiem. Długo mnie nie było....
Ale zaczęłam w czwartek szkołę i zwyczajnie nie było czasu.
Ale jestem. Doczekałyście się w końcu, ale ja też nie mogłam już wytrzymać i musiałam zrobić z nich parę.
Pozdrawiam, Dream <3 :*