poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 10

*perspektywa Kamili*
Do domu dotarłam po pół godzinie. W środku faktycznie nikogo nie było. Ale za to w kuchni na stole leżała kartka od Pauliny:

Kamila,
Jestem z Arkiem u Winiarskich, ponieważ Michał wymyślił sobie grilla. Jak wrócisz z treningu wyślij SMS, to Filip po Ciebie przyjdzie.
Paulina :)

Znalazłam więc telefon w torbie i wysłałam do brunetki krótką wiadomość informującą, iż już wróciłam do domu. Poszłam przebrać się w długie legginsy, bluzkę z krótkim rękawem i bluzę, do której kieszeni schowałam telefon. Uczesałam włosy w koka, przeciągnęłam rzęsy tuszem i byłam gotowa. Zeszłam do kuchni, żeby napić się soku. Kiedy wstawiałam pustą szklankę do zmywarki usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam więc otworzyć, tak jak się spodziewałam stał za nimi Filip.
-Cześć- powiedział i mnie przytulił.
-Hej- odwzajemniłam uścisk.
-Możemy iść?
-Jasne, tylko zamknę drzwi- odpowiedziałam i już po chwili szłam z chłopakiem w tylko jemu znanym kierunku.
-Jak się trzymasz?- zapytał po chwili chłopak.
-Wiesz. Całkiem spoko, ale jestem w niewielkim szoku.
-Bo?
-Bo poznałam dzisiaj Bartka Kurka- powiedziałam.
-No to całkiem nieźle. A gdzie?
-Na hali po treningu.
-Zmieniłaś temat, bo nie chcesz rozmawiać o pogrzebie?- zapytał bez skrępowania.
-Raczej boję się, że zaczynając ten temat mogę się rozpłakać, a wtedy byłby problem- odpowiedziałam szczerze. Chłopak pokiwał głową.
-Rozumiem o czym mówisz- powiedział wbijając wzrok w czubki butów.
-Ciągle tak mówisz, a tak naprawdę, to co możesz wiedzieć?- zapytałam.
-Nie pomyślałaś, że ja też nie chcę o tym rozmawiać?- odpowiedział pytaniem patrząc mi w oczy. W sumie to nie.
-Przepraszam. Nie powinnam.
-Nie lubię, kiedy ktoś drąży ten temat, ale dobra. Jak myślisz, dlaczego mieszkam z Michałem?
-Nie musisz ze mną o tym rozmawiać.
-Ale chcę. Wolę mieć to za sobą. Więc?
-Nie wiem. Początkowo obstawiałam, że to dlatego, bo się tu uczysz, ale teraz mi namieszałeś- przyznałam szczerze. Akurat weszliśmy na podwórko. Chłopak złapał mój nadgarstek i pociągnął na ławkę stojącą na słońcu.
-Uczyć mogłem się równie dobrze w Bydgoszczy- oznajmił i wziął głęboki oddech.- Trochę ponad dwa lata temu moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Jakiś pijany gówniarz, niewiele starszy od nas w nich wjechał. W Bydgoszczy została moja siostra, ale nie chciałem tam zostać. Wszystko przypominało mi rodziców. Po długiej i trudnej rozmowie zdecydowaliśmy, że zamieszkam tutaj. Siatkówka zawsze była moją pasją. Ale dopiero tutaj, po rozpoczęciu regularnych treningów pokochałem ten sport całym sercem. I doskonale wiem, co czujesz. Ale ty masz o tyle gorszą sytuację, że po za babcią nie miałaś nikogo. Dopiero teraz, po szesnastu latach masz ojca. Rodzinę. To musi być strasznie trudne.
-I jest. Naprawdę. Całe życie miałam tylko babcię. Teraz, kiedy jej nie ma moje serce łamie się na kawałki przy każdym wspomnieniu o niej. Dlatego unikam tego tematu. Ale ten rozdział zamknę dopiero po rozprawie- powiedziałam chłopakowi z taką samą szczerością, jak on mi. Nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i ostatni raz pozwoliłam sobie na łzy. Kiedy poczuł słone krople mocniej mnie objął i nic nie mówił. Po krótkiej chwili się uspokoiłam i powiedziałam- Przepraszam. I dziękuję.
-Nic się nie stało. Ale wytrzyj twarz- powiedział i się uśmiechnął. Wyjęłam telefon, żeby zobaczyć jak wyglądam. Nie było tak źle, więc tylko przetarłam twarz rękoma, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
-Możemy iść.
-Dobrze. Ale jeśli będziesz czegoś potrzebować, to zawsze ci pomogę. To może być tylko ramię do wypłakania się, dobra rada, osoba, która cię wysłucha. W zależności od potrzeb.
-Dziękuję.
-No do idziemy- powiedział i wstał z ławki.
-Okej- powiedziałam i zrobiłam to samo.
-Jesteśmy!- krzyknął chłopak, kiedy weszliśmy do środka.
-Chodźcie do kuchni!- krzyknęła Dagmara. Skierowaliśmy się do wskazanego pomieszczenia, a tam Paulina i Dagmara szykowały jedzenie na wieczór.
-Przyprowadziłem ją! Całą i zdrową!- odparł dumny Filip.
-I co? Medal chcesz?- zapytała uśmiechnięta Dagmara.
-Tak!- pisnął niczym małe dziecko.
-Błagam cię- zaśmiała się.- Skoczycie do sklepu?- zapytała.
-Jasne, a po co?- odpowiedziałam pytaniem.
-Tu macie listę. Pieniądze są w portfelu na szafie- poinformowała nas Winiarska.
-Dobrze. Filip, zbieraj się- powiedziałam i klepnęłam chłopaka w plecy. Ten tylko mruknął coś niezrozumiałego i zabrał listę i portfel po czym razem ze mną skierował się do wyjścia. Zakupy zajęły nam nie więcej jak pół godziny. Wróciliśmy do domu Winiarskich i zanieśliśmy zakupy do kuchni.
-Gotowe!- powiedział Filip.
-Świetnie. Teraz idź sprawdzić, czy twój brat i jego przyjaciel już okiełznali grilla- poprosiła Dagmara. Chłopak tylko kiwnął głową i wyszedł.
-A ja?- zapytałam. I jak na zawołanie najmniejszy z Winiarskich wyciągnął w moją stronę swoje małe rączki z wózka i powiedział coś po swojemu.
-Już chyba wiesz- powiedziała Paulina i się zaśmiała. Razem z Winiarską jej zawtórowałyśmy. Wzięłam Antka na ręce i zaczęłam się z nim wygłupiać. Cały wieczór spędziliśmy miło w gronie rodziny Winiarskich.
Poranek kolejnego dnia minął nam raczej spokojnie. Około dziesiątej razem z tatą wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy do pani adwokat.
-Dzień dobry- przywitała się z nami kobieta, kiedy weszliśmy do jej gabinetu.
-Dzień dobry- odpowiedzieliśmy.
-Proszę usiąść- powiedziała i wskazała krzesła.- Proszę państwa, termin rozprawy został już wyznaczony. Odbędzie się ona za trzy dni. Dzień później odczytany zostanie testament.
-Dobrze. Ma pani dla nas jeszcze jakieś informacje?- zapytał tata.
-Chciałam zapytać, czy zdecydował już pan, kto będzie zeznawał w sądzie?
-Moja żona, rodzice i przyjaciel- powiedział tata.
-Rozumiem. Rozprawa odbędzie się o godzinie jedenastej. Myślę, że wszystko powinno zakończyć się jednym procesem.
-Nie będzie żadnych komplikacji?- zapytał tata.
-Raczej wątpię- odpowiedziała mecenas po czym się z nią pożegnaliśmy i wróciliśmy do domu.
Kiedy przyszła godzina wyjścia na trening zabrałam moją torbę i wkładając słuchawki do uszu ruszyłam na halę. Na miejscu byłam bardzo szybko, bo już po kwadransie. Postanowiłam potrenować zagrywkę. Przebrałam się więc w strój i weszłam na salę. Rozejrzałam się po niej i stwierdziłam, że jestem sama. Zrobiłam kilka ćwiczeń na rozgrzewkę i zabrałam z kantorka kosz z piłkami. Zrobiłam trzy zagrywki, które trafiły idealnie w linię dziewiątego metra.
-Świetnie! Nie myślałem, że dziewczyna w tym wieku może mieć taką siłę w ręce- usłyszałam męski głos.
-O, cześć Bartek. Myślałam, że jestem sama na hali- powiedziałam.
-Bo byłaś, ale ja przyszedłem i już nie jesteś-mówi z szerokim uśmiechem przyjmujący.
-Błyskotliwe- mruknęłam i wyjęłam kolejną piłkę z kosza. Kurek stanął po drugiej stronie siatki gotowy do odbioru. Uśmiechnęłam się i puściłam w powietrze piekielnie mocną zagrywkę. Odebrał. Ale z problemami. Po czym wyprostował się i powiedział:
-Mniej siły, dziewczyno! Ja jestem facetem, trenuję już trochę i miałem problemy z przyjęciem! Więc co to będzie jak po drugiej stronie siatki będziesz miała szesnastolatkę o wzroście metr sześćdziesiąt?
-Nic szczególnego. Oberwie najwyżej. Bywa- powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.
-Ta siła pasuje mi tylko do jednej osoby- oznajmił.
-Do której?- zapytałam nie rozumiejąc, co chciał powiedzieć mi siatkarz.
-Do Mariusza. Talent niewątpliwie masz po nim. Najważniejsze, że nie został on zmarnowany- powiedział Bartek z uznaniem.
-Dziękuję. Miło jest słyszeć takie słowa od tak uznanej w siatkarskim świecie osoby- odpowiedziałam i wzięłam kolejną piłkę. Siatkarz nic już nie powiedział, tylko czekał na kolejną moją zagrywkę. Znowu posłałam piłkę w powietrze. Tylko tym razem zagrywałam w sam narożnik boiska. Nie wybronił.
-Oj, Siuraku, chyba z wprawy wyszedłeś skoro dziewczyna cię ogrywa- usłyszeliśmy głos na trybunach. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Nowakowskiego, Ignaczaka, Kubiaka i Bartmana.
-Nie byle jaka dziewczyna. Ona ma talent po mnie- usłyszałam głos taty i po chwili poczułam, że obejmuje mnie ramieniem. Miny czwórki z trybun? Bezcenne.
-Ale... Jak?- jęknął Ignaczak.
-No ciebie chyba nie trzeba uczyć, jak się dzieci robi- zaśmiał się Winiarski, który nie wiadomo kiedy pojawił się na hali. Czy oni się tu teleportują, przepraszam, że zapytam, bo weszło ich tu łącznie siedmiu, a ja nic nie słyszałam. Nie ważne. Bartman, Kubiak i Ignaczak mięli miny przypominające "o", a Nowakowski wstał z krzesełka, podszedł do mnie, wystawił rękę i powiedział:
-Piotrek jestem.
-Kamila- odpowiedziałam i uścisnęłam rękę siatkarza. Kurczę, duży jest. Ja ze swoim metr dziewięćdziesiąt mogę się schować.
-A co ty tu robisz Kamila, trening odwołany- usłyszałam głos trenera.- Emilka miała cię powiadomić.
-Zabiję- mruknęłam pod nosem, a na głos powiedziałam- Nie zostałam poinformowana, niestety. Ale spokojnie. Emila dostanie za swoje.
-Tylko jej nie zabij, dobrze? Bo mi zawodniczek zabraknie- zaśmiał się trener.
-Za późno- odpowiedziałam i pożegnałam się z trenerem, który pojawił się na hali tylko na chwilę. Pozostała trójka siatkarzy zeszła z trybun i mi się przedstawiła. Zbyszek i Michał zrobili to normalnie, ale Ignaczak musiał być oryginalny.
-Krzysztof jestem. Krzysiek, Krzysiu, Igła, jak wolisz. Tylko nie pan! Zrozumiałaś?- zapytał, a ja tylko oszołomiona, z głupawym wyrazem twarzy pokiwałam głową.- No i świetnie.
-Gramy?- zapytał po chwili Winiarski.
-Czemu nie- przytaknął Igła.- Kama grasz z nami?- zapytał.
-No dobrze- powiedziałam.
-Jaka pozycja?- zadał kolejne pytanie libero.
-Atakująca- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Wygrałem!- krzyknął Nowakowski.
-A co przepraszam?- zapytał tata.
-Zakład! Od razu wiedziałem, że Kamila gra na ataku! Oni obstawiali przyjęcie, a Zibi rozegranie! Hahaha!- środkowy prawie ryczał ze śmiechu, biedaczek.
-Dobrze, Piter uspokój się, błagam- poprosił Kurek.- Jak się dzielimy?
-Bełchatów na Rzeszów?- zapytał Kubiak.*
-Czemu nie- powiedział Winiar, a reszta pokiwała głowami. Szybko się rozgrzaliśmy i już po chwili byliśmy gotowi do gry.
-Ja też będę zagrywał, a co mi tam- powiedział Igła i jako pierwszy poszedł na zagrywkę. Przyjął Winiarski, bez jakichś większych problemów, Bartek zabawił się w rozegranie i wystawił piłkę do mnie, a ja ominęłam ogrooomny podwójny blok Bartmana i Nowakowskiego i władowałam piłkę w ziemię. Goście z Rzeszowa patrzyli na mnie zaskoczeni, a ja się tylko uśmiechnęłam i powędrowałam na zagrywkę. Odprawiłam mój szczęśliwy rytuał i posłałam piłkę na drugą stronę siatki. Pomimo tego, że Igła i Kubi rzucili się do niej, nie udało im się wybronić.
-Gdzieś ty się tego nauczyła?- zapytał Krzysiek zbierając się z podłogi.
-To jeszcze nic. Zdziwisz się, jak nakopie ci w dupę do zera w Fifę- usłyszeliśmy głos Filipa.
-Co?!!!- ryknął Ignaczak.- A w życiu. Jestem mistrzem!
-Wiesz Krzysiu, nie miała większych problemów, żeby ograć mnie, więc ty nie jesteś dużo trudniejszą przeszkodą- zaśmiał się młodszy Winiarski i przywitał ze wszystkimi.
-Ale...- Ignaczak miał minę, jakby miał zaraz się rozpłakać.
-Bywa i tak. Widzisz Krzysiu. Znalazła się lepsza osoba od ciebie- zaśmiał się Bartman i poklepał libero po plecach. Ignaczak spojrzał na mnie z widocznym wyzwaniem w oczach. Przeszedł na połowę boiska, na której stałam, spojrzał głęboko w moje oczy i powiedział z wyzwaniem:
-Zagramy. Jeśli wygram ty uznasz, że jestem najlepszy i niepokonany.
-A jeśli przegrasz?- zapytałam, ponieważ bardzo zaciekawiła mnie jego propozycja.
-Uznam, że jesteś najlepsza. Lepsza od samego Krzysztofa Ignaczaka- powiedział. Z nieukrywaną satysfakcją podałam mu rękę. Uścisnął ją. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami.
-Wyglądacie, jakbyście mięli się za chwilę plastikowymi łyżeczkami pozabijać- powiedział Bartek.
-Zamknij mordę, leszczu- powiedział Piter.
-Szczym ryj, bażancie- odparował mu Kurek.** Razem z Igłą nie wytrzymaliśmy i ryknęliśmy śmiechem. Cała reszta spojrzała na nas jak na idiotów i nie skomentowała naszego zachowania.
-To co? Zapraszam do mnie- powiedział tata. Poszłam się przebrać, a oni rozmawiali.

*perspektywa Mariusza*

Kiedy Kamila wyszła z sali i wszyscy mięli pewność, że nas nie usłyszy cała Rzeszowska ekipa spojrzała na mnie i zapytali jednocześnie, jakby trenowali to całą drogę:
-Córka?!
-No tak- powiedziałem.
-Tłumacz się, Wlazły!
-Nie będziesz mi mówił, co mam robić, Ignaczak- zaśmiałem się i już po chwili opowiedziałem im całą historię. Piter zareagował krótkim "och", kiedy przywołałem sytuację ze szpitalem.
-Ale powiem ci, fajna dziewczyna. Polubiłem ją- powiedział Igła, a reszta pokiwała głowami.
-Ale ja ci Krzysiu dobrze radzę, wycofaj się z zakładu póki jeszcze możesz- powiedział Filip, a my usłyszeliśmy śmiech Kamili.

*perspektywa Kamili*

Weszłam przebrana na salę i usłyszałam słowa Filipa:
-Ale ja ci Krzysiu dobrze radzę, wycofaj się z zakładu póki jeszcze możesz- zaczęłam się śmiać, co zwróciło ich uwagę.
-Widzisz Filip- zaczęłam gdy się uspokoiłam- Krzysiek, w przeciwieństwie do ciebie jest na tyle odważny, że nie boi się ze mną zagrać mimo, że wszyscy go straszą, to nie trzęsie portkami. Powinieneś się od niego uczyć- zakończyłam, a Ignaczak wstał, wypiął dumnie pierś, podszedł do mnie, objął ramieniem i powiedział:
-Widać dziecko, że zostałaś w siatkarskim świecie wychowana. Twardym trzeba być, nie miętkim!- zaśmialiśmy się na te słowa, a Winiar powiedział:
-Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że nie jestem jedynym, który się z niego nabija- znowu zaczęliśmy się śmiać i wróciliśmy do domu, a tam....

*- Kubiak i Bartman grają w Asseco i nie ma między nimi spin ani nic (nie wiem, jak wygląda teraz sytuacja, ale cóż, w moim świecie jest kolorowo) :)
**- przytoczona standardowa rozmowa moja i mojej przyjaciółki <3 Dużo tego jest i jeśli mi pasuje, to wplatam do tekstu.

***************
Witam!
Pojawiam się po przerwie z kolejnym rozdziałem. Czaicie, że to już DZIESIĄTY!? Ja nie mogę w to uwierzyć. A jednak. Udało się. Cieszę się ogromnie, że tyle wytrzymałam i, co chyba najważniejsze, że wy wytrzymujecie. Dziękuję! Mam teraz trochę więcej czasu, ponieważ testy już na boku. Pisałyście w tym roku? A może macie je za sobą, lub dopiero przed Wami?
Pozdrawiam i informuję, że następny pojawi się w sobotę, ponieważ w niedzielę mój kuzyn ma komunię. I z okazji długiego weekendu może naskrobię coś na wtorek. Zobaczymy.
Boże, w życiu się tak nie rozpisałam.
Pozdrawiam Wszystkich i ściskam bardzo serdecznie, Dream <3

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 9

-Kamila, posłuchaj chciałam z tobą porozmawiać....- powiedziała Paulina.
-No słucham- powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Dużo myślałam nad tym wszystkim, potem jeszcze rozmawiałam z Mariuszem i... Posłuchaj, ja nie do końca wiem, jak mam ci to powiedzieć.
-Ej, ale spokojnie. Powiedz o co chodzi- uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
-To od początku. Kiedy zobaczyłam cię w drzwiach, jak przyszłaś tu po raz pierwszy z moimi teściami i twoją babcią zobaczyłam w twoich oczach coś, co od pierwszej chwili mnie do ciebie przekonało. Byłaś całkowicie spokojna, pomimo wszystkiego, co się działo. Kiedy potem zobaczyłam jak Arek cię lubi, jak fajnie się dogadujecie, to uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Gdy widziałam twoje łzy po śmierci babci, czy teraz na pogrzebie, to serce mi pękało. Kamila, ja nie chcę, żebyś źle odebrała to, co chcę ci przekazać. Ale przez te kilka dni stałaś mi się bardzo bliska. Może to dziwne, bo praktycznie się nie znamy, ale chcę żebyś wiedziała, że zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać i na mnie liczyć- zakończyła.
-Dziękuję ci. Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. Dziękuję- powiedziałam z uśmiechem, choć byłam lekko zszokowana.
-Nie masz za co dziękować- uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Odwzajemniłam jej uścisk i szeroko się uśmiechnęłam. -Zrobimy kolację?- zapytała.
-Może zapiekanki- zaproponowałam.
-Świetny pomysł- odpowiedziała i wstała. Zrobiłam to samo i zeszłyśmy do kuchni. Pół godziny później w wesołej atmosferze jedliśmy zapiekanki.
-Ale ten ser się ciągnie- powiedział Arek.- Mam za krótkie ręce- jęknął, a my znowu zaczęliśmy się śmiać.
-Racja. Ale ja mam dostatecznie długie ręce- zaśmiał się tata.- Daj pomogę ci- dodał i złapał kanapkę Arka próbując oderwać ser. Udało się i Arek znowu odzyskał swoją zapiekankę. Po kolacji szybko posprzątałam i wzięłam prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, żeby zostawić rzeczy przyszedł Arek.
-Kamila poczytasz mi?- zapytał.
-No jasne- uśmiechnęłam się i razem z nim weszłam do jego pokoju. Usiadłam na łóżku, a Arek podał mi książkę. W połowie bajki zauważyłam, że mały już spał. Zamknęłam książkę i chciałam wstać, kiedy usłyszałam głos:
-Zasnął szybciej niż zwykle- odwróciłam się i zobaczyłam tatę.
-Widać zanudziłam go- uśmiechnęłam się i wyszłam gasząc światło i zamykając drzwi.
-Albo masz podejście do dzieci- powiedział i się uśmiechnął.
-Może masz rację, ale wątpię. Dobra, idę spać, bo muszę się wyspać na jutrzejszy trening- powiedziałam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju.
-O której zaczynasz jutro trening?- zapytał.
-O piętnastej. Wyjdę pół godziny wcześniej i zdążę- odpowiedziałam stojąc w progu.
-Dobranoc- powiedział tata.
-Dobranoc- odpowiedziałam, ale nie weszłam do pokoju. Staliśmy tak przez chwilę i patrzyliśmy sobie w oczy. Po upływie tej chwili mocno wtuliłam się w tatę. Ten odwzajemnił mój uścisk. Kiedy się od niego odsunęłam na naszych twarzach malowały się szerokie uśmiechy.
-Teraz dobranoc- powiedział.
-Jeszcze nie. Gdzie Paulina?- zapytałam.
-W sypialni- odpowiedział tata. Pokiwałam głową i weszłam do wskazanego pomieszczenia.
-Dobranoc- powiedziałam do Pauliny, która czytała książkę siedząc na łóżku.
-Dobranoc- odpowiedziała. Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Odwzajemniła mój uścisk. Kiedy się od siebie oderwałyśmy, wyszłam na korytarz.
-Teraz dobranoc- powiedziałam do taty szeroko się uśmiechając. Pokiwał tylko głową z uśmiechem i wszedł do sypialni. Ja weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Po kilku minutach Morfeusz zabrał mnie w swoje objęcia.
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Oczywiście zapomniałam zasłonić okno. Sięgnęłam po telefon. Było kilka minut po ósmej. Zabrałam więc z szafy czyste rzeczy i poszłam wziąć prysznic. Z łazienki wyszłam dziesięć minut później umyta i uczesana. Zeszłam na dół i dopiero się zorientowałam, że wszędzie jest cicho. Domyśliłam się, że wszyscy śpią. Postanowiłam więc zrobić śniadanie. Wymyśliłam naleśniki. Dwadzieścia minut później śniadanie było już gotowe, a ja zabrałam się za robienie kawy dla taty, herbaty dla mnie i Pauliny oraz kakaa dla Arka. Kiedy miałam iść wszystkich obudzić do kuchni weszła Paulina.
-Dzień dobry- powiedziałam z uśmiechem.
-Dzień dobry?- odpowiedziała lekko zaskoczona.- A co ty tu robisz?
-Właśnie skończyłam robić naleśniki- odpowiedziałam na pytanie brunetki.
-A nie otrujemy się?- zapytał wchodzący do kuchni tata.
-Nie musisz jeść- powiedział Arek, który właśnie wszedł.- Więcej dla nas.
-E, synek.
-No co?- zapytał z miną niewiniątka.
-Co ja z tobą mam- zaśmiał się tata.
-Widać,  że to twój syn- powiedziała Paulina i usiadła. Zrobiliśmy to samo i już po chwili naleśniki zaczęły znikać.
-Pyszne te twoje naleśniki- powiedział Arek kiedy skończyliśmy.
-Dziękuję ci bardzo- odpowiedziałam i zaczęłam sprzątać.
-Ty nie za bardzo mnie rozpieszczasz? Zostaw, ja posprzątam- powiedziała Paulina.
-Ile razy będziemy to jeszcze przerabiać?- zapytałam.
-Ciąża to nie choroba- powiedziała Paula.
-Wiem. Ale szczególnie w okresie od szóstego do dziewiątego miesiąca występują bóle pleców. Dodatkowo nie wolno się przemęczać. Wiem, teraz chcesz pewnie powiedzieć, że się nie przemęczasz wkładaniem naczyń do zmywarki- powiedziałam widząc minę brunetki.- Ale musisz się oszczędzać. Rozumiesz chyba. Nie robię tego na złość tobie- zakończyłam i się uśmiechnęłam.
-Jesteś kochana- powiedziała Paulina i mnie przytuliła.
-Wiem przecież- zaśmiałam się i odwzajemniłam uścisk. Paulina również zaczęła się śmiać.
-Mariusz o której masz trening?- zapytała Paulina.
-O 11- poinformował nas tata.
-To może zrobisz zakupy?- zaproponowała.
-Nie ma sprawy. Zrób listę to pojadę.
-No dobra. Poczekaj chwilę- odpowiedziała. Wyjęła z szafki długopis oraz kartkę i zaczęła pisać.
-Gotowe?- zapytał tata schodząc ubrany po schodach.
-Tak. Trzymaj- powiedziała Paulina i wręczyła mu listę.
-Może ci pomóc?- zapytałam.
-Jasne, jeśli chcesz. Zbieraj się- odpowiedział. Ubrałam więc buty i razem z tatą wsiadłam do samochodu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Krążyliśmy jakieś pół godziny między półkami. Kiedy zakupy były już w bagażniku wsiadaliśmy do samochodu z zamiarem powrotu do domu. Jednak do taty zadzwonił telefon.
-Halo- odebrał.- Przy telefonie.
-...
-Dobrze. O której?
-...
-Oczywiście. Dziękuję bardzo. Do widzenia- zakończył połączenie.- Pani adwokat. Mamy jutro spotkanie o dziesiątej.
-Okey. My, czyli kto dokładnie?- zapytałam.
-Ty, ja i Paulina- odpowiedział.
-Dobrze. Ale po co właściwie?
-Dowiemy się wszystkiego na miejscu dokładnie.
-No spoko- powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. Właśnie w tej chwili zatrzymaliśmy się pod domem. Zabraliśmy zakupy, które już po chwili leżały poukładane w szafkach.
-Dobra, ja się zbieram na trening- poinformował nas po chwili tata.
-Pa- powiedziałam z Pauliną i Arkiem jednocześnie. Siedzieliśmy całą trójką w salonie na kanapie i oglądaliśmy "Auta". Całkiem fajna bajka.
-Co robimy na obiad?- zapytał Arek.
-A co byś chciał?- zapytała Paulina.
-Lasagne! Raz, dwa, trzy! Szybko i gotowa- powiedział, a my zaczęłyśmy się śmiać.
-Synku, ale to tylko reklama. W rzeczywistości nie dzieje się to tak szybko.
-A szkoda- westchnął głęboko chłopiec.
-Ale lasagne i tak możemy zrobić- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Dokładnie- potwierdziła Paulina.
-No to wio- powiedziałam i całą trójką poszliśmy do kuchni. Po czterdziestu minutach nasz obiad piekł się w piekarniku, a my piliśmy lemoniadę.
-Jestem!- usłyszeliśmy krzyk z korytarza.
-Nie da się ukryć!- odkrzyknęła Paulina, a my zaczęliśmy się śmiać.
-A co tu tak ładnie pachnie?- zapytał tata wchodząc do kuchni.
-Lasagne- odpowiedział Arek.
-Właśnie, już czas ją wyciągnąć- powiedziałam i zabrałam się za wyciąganie naszego obiadu z piekarnika. Ponakładałam danie na cztery talerze i zaczęliśmy jeść.
-Było pyyyszne- powiedział Arek.
-Nie mogę się nie zgodzić- dodał tata.
-No to świetnie- uśmiechnęłam się i po kilku minutach miałam już wszystko posprzątane.
-Dziękuję- uśmiechnęła się Paulina.
-Nie ma sprawy. Idę się przygotować na trening- powiedziałam i zniknęłam na schodach. Kiedy byłam już gotowa była 14:15 i postanowiłam wyjść wcześniej. Zabrałam torbę, telefon i słuchawki i zeszłam na dół.
-Już idziesz?- zapytał tata, kiedy mnie zobaczył.
-Tak, wyjdę wcześniej i może trochę dłużej potrenuję- powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Jasne. Trzymaj- powiedział i dał mi komplet kluczy.- Ja mam po siedemnastej drugi, krótszy trening, a Paulina może być z Arkiem na spacerze.
-Okej, dzięki- powiedziałam i wrzuciłam klucze do torby.- Pa- dodałam i wyszłam z domu. Ruszyłam spokojnym krokiem chodnikiem w stronę Energii. Ze słuchawek wetkniętych w moje uszy leciała jedna z piosenek Aviciego, ale nie wsłuchiwałam się w nią. Myślałam o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Niewątpliwie jest tego dużo. Poznałam swojego tatę. Babcia zmarła. Poznałam całą Skrę. I jeszcze kilka drobnych rzeczy. Na takich rozmyślaniach minęła mi cała droga. Kiedy weszłam na halę z torbą na ramieniu poczułam tą znajomą nutkę podniecenia i radości. Za każdym razem jest tak samo. I mam nadzieję będzie. Swoje kroki skierowałam do szatni. Trafiłabym tam z zamkniętymi oczami. Przekraczając próg szatni, co dziwne, nie słyszę żadnych krzyków, pisków, śmiechów. Zaskoczona spojrzałam na telefon i zauważyłam, że trening jest dopiero za dwadzieścia pięć minut. Przebrałam się więc i weszłam na salę. Zaczęłam biegać, później się rozciągać. Po chwili na salę wszedł trener.
-O, witam najbardziej punktualną!- powiedział.
-Dzień dobry. Ten raz udało mi się nie spóźnić!- powiedziałam i oboje się zaśmialiśmy.
-Gotowa?- zapytał mnie trener.
-Oczywiście. Jak zawsze- odpowiedziałam.
-Ile kółek zrobiłaś?
-Piętnaście- oznajmiłam wypinając dumnie pierś do przodu po czym się zaśmiałam. Trener również się zaśmiał.
-Jesteśmy!- usłyszałam krzyk przy drzwiach. Odwróciłam się i zobaczyłam całą drużynę. Wyściskałyśmy się na powitanie i zaczęłyśmy rozgrzewkę, drugą w moim przypadku. Potem postanowiłyśmy zagrać mecz. Podzieliłyśmy się na dwie drużyny i zaczęłyśmy grać. Moje ataki były bardzo udane, z czego się cieszyłam. Po chwili rozkręciłam się również w bloku. Kiedy przyszła moja kolej na zagrywkę złapałam piłkę mocno w ręce i podeszłam aż pod bandy reklamowe. Swoim szczęśliwym zwyczajem przesunęłam prawą ręką po bandzie, odwróciłam się, spojrzałam na piłkę, a resztę zrobiłam automatycznie. Wysoki wyrzut, podbiegłam, wyskoczyłam, uderzyłam w nią mocno i wylądowałam. Cały ten proces nie trwał dłużej niż cztery sekundy. A zagrywka była standardowo mocna, precyzyjna i perfekcyjna mówiąc skromnie. Dziewczyny po drugiej stronie siatki nie poradziły sobie z przyjęciem, a piłka po raz kolejny ląduje w moich dłoniach, czekając na ponowne wprowadzenie do gry. Powtórzyłam więc rytuał. Tym razem przeciwniczki odebrały, wyprowadzając blok, który został wybroniony przez Alę. Majka rozegrała, a ja zaatakowałam. Po raz kolejny skutecznie. Zabrałam więc piłkę i poszłam zrobić kolejną zagrywkę. Tym razem przeciwniczki po problemach w przyjęciu skutecznie zaatakowały. Mecz zakończył się po trzech setach, które wygrała moja drużyna.
-Świetnie dziewczyny! Na dzisiaj koniec. Jutro widzimy się o tej samej godzinie. Kamila, jeżeli tak będziesz grała na najbliższym meczu, to bez problemu rozgromimy wszystkich. Jula, Ala, świetne obrony, Majka lewa ręka czasem idzie ci za szybko, kiedy wystawiasz przez plecy, ale po za tym super. Wszystkie byłyście świetne i oby tak dalej. Na dzisiaj tyle. Zastanówcie się, bo jutro musimy wybrać kapitana. Do widzenia. Do szatni- zakończył.
-Do widzenia- odpowiedziałyśmy i skierowałyśmy się do wspomnianego pomieszczenia. Po pół godzinie pakowałam do torby buty, a szatnia była już pusta. Ale to nic nowego, mi się nigdy nie spieszy. Zgarnęłam torbę i wyszłam z pomieszczenia. Zazwyczaj towarzyszyła mi cisza, ale dzisiaj usłyszałam pisk butów na sali oraz plask uderzanej piłki. Ciekawość wzięła górę i poszłam na trybuny. Na sali zobaczyłam samego Bartosza Kurka. No nie powiem, zatkało mnie. Zawsze imponował mi jego styl gry, dokładne dopracowanie ataków, waleczność.
-Cześć Bartek- powiedział nagle głos przy drzwiach. Przyjmujący odłożył piłkę i podszedł przywitać się z moim tatą.
-Cześć Mariusz- odpowiedział, po czym wymienili męski uścisk i zaczęli rozmawiać.
-Kamila, a co ty tu robisz?- zapytał tata.
-Ja przed chwilą skończyłam trening i wydawało mi się, że zostawiłam wodę na sali- odpowiedziałam płynnie, nie zdradzając, iż cel mojej wizyty był zupełnie inny.
-Okej. Chodź tu na chwilę- podeszłam z torbą na ramieniu do taty i przyjmującego.- Poznaj Bartka, mojego obecnie już po raz kolejny klubowego kolegę. Bartek, poznaj moją córkę Kamilę.
-Bartek- wystawił rękę w moją stronę.
-Kamila- odpowiedziałam i uścisnęłam rękę przyjmującego.
-Świetnie dopracowany atak i zagrywka. Blok przy tych dwóch elementach jest w tyle, ale daje radę. To dotykanie prawą ręką bandy, to jakiś szczęśliwy zwyczaj?- zapytał.
-Tak. Zawsze tak robię i będę. To mi przynosi szczęście- powiedziałam.
-Gdybyś to widział Mario, w pewnym momencie tak trzepnęła, że kilkanaście centymetrów dalej i przyjmująca miałaby pokaźne limo pod okiem- powiedział z głosem pełnym uznania.
-Bardzo mi miło słyszeć takie słowa od kogoś takiego jak pan...-zaczęłam.
-Jaki pan. Mów mi po imieniu- oburzył się.- Aż taki stary nie jestem.
-No dobrze- odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.- To ja lecę do domu i widzimy się potem. Pa tato, cześć Bartek- powiedziałam i wyszłam.
*perspektywa Mariusza*
Kiedy drzwi od sali zamknęły się za Kamilą Bartek zapytał:
-Córka?! Ile ona ma lat?!
-Szesnaście. I tak córka- powiedziałem i po chwili Kurek poznał całą historię.
-No ciekawa historia. A obejmuje tylko kilka dni.
-Podziwiam, że tyle wytrzymała. Ale nie chce zostawiać jej samej. Nie znałem jej. Nie miałem pojęcia, że mam córkę. A tu coś takiego.
-Nie znałem cię od tej strony. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, to daj znać- powiedział przyjmujący.
-Dzięki Bartek. Swoją drogą twój powrót do Skry jest wielkim zaskoczeniem dla wszystkich.
-No tak. Kontuzja Conte i końcówka kontraktu wykluczyła go z gry, a ja zrobiłem wielki come back- zaśmiał się Kurek.


*******************
PRZEPRASZAM!!!!
Wiem, że długo mnie tu nie było, ale nie miałam za grosz weny. Do tego od jutra piszę testy i wypadało coś powtórzyć. Rozdział był w połowie gotowy już tydzień temu, ale nie było czasu, aby go skończyć, ponieważ przez ostatnie dwa weekendy mój dom był istną trasą szybkiego ruchu. Ale już jestem i mam nadzieję, że się spodobało. A jeszcze a propos Kurka, to pomysł zrodził się przypadkowo wczoraj między drugim a trzecim setem meczu Asseco i Zenitu, przegranego niestety dla Rzeszowa :(
Pozdrawiam, Dream :)